Pierwszoklasistka ze Szkoły Podstawowej nr 91 groziła kolegom i koleżankom, że ich zabije, szarpała ich i popychała, zabierała im różne przedmioty - tak twierdzą dwie mamy, które skontaktowały się z naszą redakcją.
Konrad Kurczewski, dyrektor szkoły, twierdzi zdecydowanie, że panuje nad sytuacją, ale... Potrzeba jeszcze trochę czasu, aby dziewczynka zaczęła zachowywać się zgodnie z normami obowiązującymi w szkole, jak to było w poprzednich trudnych przypadkach.
Grupa rodziców (w ich imieniu z „Dziennikiem Łódzkim” skontaktowały się dwie matki, ale zapewniają, że niezadowolonych jest więcej) czekać nie chce.
- Na początku listopada dziewczynka rzuciła butelką w nauczycielkę - mówi pierwsza z matek. Butelka po soczku była plastikowa.
- Opis tej matki nie odpowiada prawdzie. Na pewno nauczycielka nie była celem - oponuje dyrektor Kurczewski. - Dziewczynka otrzymała polecenie, aby odłożyć butelkę i odrzuciła ją. Butelka poleciała akurat w stronę nauczycielki, ale nie została trafiona.
CZYTAJ TEŻ:Przemoc w łódzkich szkołach. Coraz młodsi uczniowie biją kolegów i wyzywają nauczycieli
Co z innymi zarzutami?
Kobieta opowiada, że jej córka i inne dzieci w klasie wielokrotnie słyszały z ust 7-latki groźby śmierci. Łodzianka mówi też o kradzieżach. Twierdzi, że dziewczynka zabiera kolegom i koleżankom pieniądze, słodycze i inne rzeczy, które wpadną jej w oko.
A czasami bywa też „zabawnie”.
- Ta dziewczynka chodziła za moją sześcioletnią córką całą przerwę i wołała w jej stronę „fakju, fakju, fakju!”. Potem moje dziecko cały wieczór powtarzało to w domu, nie wiedząc co oznacza - opowiada druga kobieta. I dodaje, że agresywna 7-latka drze innym rysunki i prace domowe, zdarzają się przypadki opluwania.
Co na to wszystko dyrektor szkoły?
- Czy jeśli dziecko mówi do innego dziecka „zabiję cię!”, to rzeczywiście możemy traktować to jako prawdziwą groźbę? To są dzieci: wypowiadają groźby, ale bez „morderczych” intencji, pchają się, szturchają, ale nie było informacji o pobiciu przez tę dziewczynkę. A czy można mówić o kradzieży, jeśli dziecko nie stara się przed nikim ukrywać, że zabiera nie swoją rzecz? Ostatnio wzięła sobie bryłę soli z pracowni przyrodniczej, bo jej się spodobała. My musimy ją nauczyć, że tak nie wolno - podkreśla dyrektor Kurczewski.
CZYTAJ TEŻ:O włos od tragedii w łowickiej podstawówce. Przyszedł z nożem do szkoły, bo chciał zabić kolegę
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Taka nauka odbywa się m.in. na przerwach. Dziewczynka, a także kilku innych uczniów z problemami, spędza część przerw w gabinecie dyrektora. A on podczas rozmowy próbuje badać motywy zachowań, tłumaczy, czego robić nie wolno, a co dzieci robią dobrze.
Mamy, które skontaktowały się z naszą redakcją, mają jednak co do tego wątpliwości.
- Dziewczynka wraca do klasy szczęśliwa i chwali się: „byłam u dyrektora, a wy nie”, traktując tę wizytę jako nagrodę za swoje skandaliczne zachowanie - mówi pierwsza z matek.
Dyrektor ponownie apeluje o czas. Z uwagi na dobro rodziny tej dziewczynki nie wymienia wszystkich działań, które podstawówka podjęła na jej rzecz z innymi instytucjami. Ale informuje np., że w przypadku trudnych uczniów szkoła zawsze ubiega się o asystenta rodziny od MOPS-u (choć na jego pomoc musi wyrazić zgodę rodzina, a jej uzyskanie bywa czasem trudne).
CZYTAJ TEŻ:W szkole nie jest bezpiecznie. Rośnie poziom agresji wśrod uczniów
- Ubiegamy się w magistracie o uzyskanie etatu psychologa dla naszej szkoły, bo takiego nie mamy - mówi dyrektor.
O sprawie wiedzą pracownicy łódzkiego magistratu, gdzie w piątek w związku z listem od jednej z matek odbyło się spotkanie z dyrektorem SP nr 91.
- Dziś nie ma już mowy o zagrożeniu, stale monitorujemy sytuację i wdrażamy kolejne rozwiązania - informuje Jolanta Baranowska z biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi. We wtorek urzędnicy nie odpowiedzieli, czy szkole zostanie przypisany psycholog. Dowiedzieliśmy za to, że szkoła zostanie skontrolowana przez kuratorium.
CZYTAJ TEŻ:Coraz niebezpieczniej w łódzkich szkołach
Problem przemocy w szkołach podstawowych dotyczy nie tylko SP nr 91 w Łodzi. Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych, podległemu MEN, który ukazał się przed dwoma miesiącami wynika, że aż 15 proc. uczniów podstawówek było regularnie dręczonych. To wyższy odsetek niż w gimnazjach (10 proc.) i szkołach ponadgimnazjalnych (6 - 7 proc.) Dręczenie oznacza, że uczeń doświadcza wielokrotnych zachowań agresywnych: może to być np. regularne wyśmiewanie, ale i bicie.
Według IBE aż 33 proc. uczniów podstawówek doświadczyło w ciągu miesiąca przed badaniem co najmniej jednorazowego aktu przemocy fizycznej - np. celowego potrącania lub bicia. Ten wskaźnik dla gimnazjów to 21 proc.
Eksperci IBE przepytali blisko 10 tys. polskich uczniów.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?