Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rady osiedli weszły w konflikt z Urzędem Miasta Łodzi. Dlaczego?

Marcin Bereszczynski
Marcin Bereszczynski
Konflikt pomiędzy Urzędem Miasta Łodzi i łódzkimi radami osiedli narastał od lat, aż w końcu wybuchł w ostatnich dniach.

Radni osiedlowi poczuli się zlekceważeni brakiem reakcji władz miasta na ich pismo z żądaniem spotkania z prezydent Łodzi i dyrektorami wydziałów UMŁ. Publicznie padły ostre słowa. Radni osiedlowi mówili, że są obrażeni na magistrat za brak jakiejkolwiek współpracy. Prezydent Hannie Zdanowskiej zarzucają złamanie kodeksu wyborczego. Dostało się też Tomaszowi Kacprzakowi, przewodniczącemu Rady Miejskiej. Jemu zarzucono, że nie zmobilizował prezydent miasta do zorganizowania spotkania z radami osiedli. Magistrat broni się, że organizuje mnóstwo konsultacji z mieszkańcami na osiedlach, więc radni osiedlowi mogą w nich uczestniczyć. To jednak nie zmienia faktu, że wyczerpała się formuła współpracy magistratu z radami osiedli, które czują się zmarginalizowane. Z drugiej strony łodzianie nie znają swoich radnych osiedlowych, chociaż w ostatnich wyborach głosowało na nich 80 tys. mieszkańców. Łodzianie nawet nie wiedzą, jakiej radzie osiedla podlegają, ani gdzie mieści się ich siedziba i w jaki sposób można skontaktować się z nią. Urzędnicy sądzą, że to obraz słabości rad osiedli, a te winią magistrat, że przyczynił się do takiego stanu. Dlatego warto postawić pytanie: Czy w Łodzi są potrzebne rady osiedli?

Zacznijmy od konfliktu rad osiedli z władzami Łodzi. Burzę wywołał Tomasz Głowacki (PiS), przewodniczący komisji jednostek pomocniczych miasta Rady Miejskiej w Łodzi. Zwołał konferencję prasową, zapraszając na nią wielu radnych osiedlowych. Treść konferencji można skrócić do stwierdzenia, że prezydent Hanna Zdanowska od dwóch lat nie miała czasu, żeby spotkać się z radnymi osiedlowymi, chociaż w poprzednich kadencjach to się zdarzało. Radni osiedlowi zarzucili prezydent Łodzi, że ostatni raz widziała się z nimi podczas kampanii wyborczej.

Radni łódzkich osiedli poczuli się zlekceważeni przez prezydent miasta

Radny Tomasz Głowacki przewodniczy komisji do spraw rad osiedli, ponieważ sam jest radnym osiedlowym. W dodatku już czwartą kadencję. Uznał, że w połowie tej kadencji warto podsumować współpracę jednostek pomocniczych z magistratem. Jego ocena wypada jednoznacznie negatywnie. Zwrócił uwagę, że dotychczas był zwyczaj, że przewodniczący rad i zarządów osiedli mieli ułatwiony kontakt z dyrektorami wydziałów i komórek miasta, takich jak ZDiT. Głowacki stwierdził, że obecnie tego kontaktu nie ma. Brakuje również dobrej współpracy z wydziałem ds. jednostek pomocniczych UMŁ, bo nie pozwala na to szczupła sytuacja kadrowa. Zwrócił też uwagę na zmianę systemu zakupu towarów i usług dla rad osiedli. Obecnie wszystko przejęło miasto, co - zdaniem Głowackiego - powoduje, że transakcje są droższe. Kolejny zarzut, być może najpoważniejszy, dotyczy wydatków rad osiedli. Przeznaczają one pieniądze na inwestycje i imprezy potrzebne swoim społecznościom, ale również dofinansowują działania w żłobkach, przedszkolach i podstawówkach, na które miasto przeznacza zbyt mało pieniędzy. Zdaniem Głowackiego, rady osiedli nie muszą dokładać do placówek oświatowych, ale robią to, bo miasto nie daje funduszy.

Magistrat jest zaskoczony atakiem radnych osiedlowych. Nie po to organizuje nieustanne konsultacje społeczne i spotkania na osiedlach, żeby później zarzucano urzędnikom, że nic nie robią. Akurat radni osiedlowi wstrzelili się z konferencją w czasie obfitującym w spotkania z mieszkańcami organizowane przez UMŁ. Konsultacje nowego modelu transportu publicznego odbyły się na wszystkich 36 osiedlach. A przecież niedługo zaczną się konsultacje projektu budżetu Łodzi na 2017 rok. Pojawił się też argument, że prezydent Łodzi nie jest w stanie regularnie spotykać się z wszystkimi radami osiedli, bo zabrakło by jej czasu na inne obowiązki. Padło jednak zapewnienie, że magistrat zorganizuje spotkanie władz Łodzi z radnymi osiedlowymi. Czy dojdzie tam do zawieszenia broni i pojednania, czy konflikt narośnie, a wraz z nim zaczną się prace nad zmianami w Statucie Miasta Łodzi prowadzące do likwidacji lub zmiany formuły jednostek pomocniczych?

Konflikt osiedlowo-urzędniczy to jedno. Fakt, że łodzianie nie znają swoich radnych osiedlowych to drugie. Nie mają nawet możliwości skontaktowania się z nimi, więc idą na dyżury radnych Rady Miejskiej. W efekcie radom osiedli zostaje opiniowanie projektów uchwał i rozdzielanie pieniędzy przyznanych na osiedla. Czy do tych dwóch działań potrzeba aż 624 radnych osiedlowych w 36 radach osiedli?

Rada Osiedla Ruda na bruku. Kto przygarnie bezdomnych radnych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki