Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Wielki Liberace [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Gutek Film
Steven Soderbergh zapowiedział, że filmem "Wielki Liberace" kończy swoją wielką przygodę z kinem. Czyni to zaiste w wielkim stylu, głęboką opowieścią o wielkiej miłości. Niesie ona tylko jedno niespełnienie: skłonność reżysera do melodramatu sprawiła, iż właściwie nie dowiadujemy się, dlaczego Liberace był wielki...

Wielki Liberace

Behind the Candelabra
USA, dramat, 118 min.
reż. Steven Soderbergh
wyst. Michael Douglas, Matt Damon
dystr. Gutek Film

Soderbergh sięgając do życia Liberace skoncentrował się na jego związku z sekretarzem, Scottem Thorsonem. Relacji skomplikowanej, nierównej, pełnej pasji, przechodzącej różne etapy, która rozpoczęła się od fascynacji i seksu, była przyjaźnią, a miała też elementy współzależności ojcowsko-synowskiej. Scott był porzuconym dzieckiem, wychowanym przez przybranych rodziców, który szukał w życiu rodziny i oparcia - dostał to właśnie od Liberace. Gwiazdor estrady zaś zmagał się z koniecznością ukrywania swojego homoseksualizmu, poczuciem osamotnienia, nieufnością i przekonaniem, że otaczający go ludzie myślą tylko o tym, by go wykorzystać. Od Scotta dostał uczucie i akceptację, szczere uwielbienie.

Soderberg bardzo zgrabnie i z wyczuciem wykazał najważniejsze niuanse namiętności łączącej głównych bohaterów, śląc ku widzom przekonanie, że miłość jest miłością, najważniejszym co nas spotyka, niezależnie od płci, które dotknie i między którymi się rozgrywa.

Zasługą Soderbergha jest, że choć jego film chwilami niebezpiecznie ociera się o karykaturę, nie przekracza tej granicy. Oczywiście, najistotniejszą w tej materii decyzją, był właściwy dobór obsady. Michael Douglas i Matt Damon są na ekranie równorzędnymi partnerami, tworzą świetnie "odbijające" się w sobie kreacje. Dają postaci wieloznaczne, prawdziwe, złożone.

A zadanie mieli niełatwe, bo charakteryzacja (odnosząca się do operacji plastycznych, które przeszli Liberace i Thorson), za którą się kryją, aż kusi, by widownię bawić i łatwo mogła zamienić wszystko w kpinę. Tymczasem panom udało się przejmująco pokazać płomień miłości w ogóle, miłości skazanej na porażkę, która kończy się tragicznie, ale pozostawia też wiele chwil wspaniałych, niezapomnianych, nie do zastąpienia. Miłości również dla większości egzotycznej, bo świat gigantycznych pieniędzy, blichtru, kiczu i złotej klatki, w których się rozgrywa, są dla jej przebiegu niezwykle istotne.

"Wielki Liberace" to kolejny dowód na to, że miłość przesłania wszystko. Soderberghowi przesłoniła inne aspekty życia jego bohatera. A szkoda, bo wykazanie wpływu tego artysty na rzeczywistość, źródeł niesamowitej popularności, która była jego udziałem i twórczego napięcia, w którym żył (był to w końcu klasycznie wykształcony artysta, który poświęcił się popkulturze), mogłyby jeszcze bardziej wyostrzyć przyczyny takiego, a nie innego traktowania przez niego uczucia i Scotta. Tym bardziej, że to co oczywiste dla Amerykanów, nie jest oczywiste dla pozostałej części świata, dla którego Hollywood produkuje swoje filmy.

Liberace, także ten filmowy, mieści się między dwoma zdaniami, które wypowiada: "chcę przede wszystkim sprawiać ludziom przyjemność" i "co za dużo to... wspaniale". Bardzo łatwo jest to wyśmiać. Bardzo łatwo jest stwierdzić, że jedna część to infantylizm i banał, a druga to bezguście. Steven Soderbergh zrobił wiele, by swoim filmem wyzwolić zgodę na sen o "sięganiu gwiazd" i w taki sposób. I za to mu wielka chwała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki