Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosja nie chce polskich jabłek. Sadownicy boją się wprowadzenia embarga

Roman Bednarek
W przechowalniach producentów jabłek na sprzedaż czeka jeszcze 15 - 20 procent ubiegłorocznych zbiorów
W przechowalniach producentów jabłek na sprzedaż czeka jeszcze 15 - 20 procent ubiegłorocznych zbiorów JAROSŁAW JAKUBCZAK / POLSKAPRESSE
Sadownicy z naszego regionu obawiają się zamknięcia rynku wschodniego dla ich produktów. Rosyjskie służby ogłosiły, że polskie owoce zawierają zbyt dużo pestycydów i azotanów.

- To ich stara śpiewka - komentuje Edward Brzeziński, sadownik z Wędrogowa w powiecie skierniewickim. - Zawsze robimy badania naszych owoców w laboratoriach, certyfikowanych przez Rosjan.

A normy rosyjskie - jak zapewniają producenci jabłek - są bardziej restrykcyjne niż unijne. - Dotyczy to zwłaszcza polskich producentów, dla których Rosjanie stosują ostrzejsze normy niż dla dostawców z Europy Zachodniej - podkreśla Marcin Ziarkowski, prowadzący z ojcem gospodarstwo sadownicze w Broniewie (powiat rawski). - Jednak musimy się trzymać tych norm, chcąc sprzedawać na wschodni rynek. I trzymamy się ich.

Zdarza się, że Rosjanie nie przyjmują naszych owoców pod innym pretekstem. - Czasem czepiają się drobiazgów - mówi Piotr Papiernik, zajmujący się handlem polskimi jabłkami. - Potrafią zawrócić transport, bo nie podobają im się na przykład palety, które ich zdaniem są niezbyt świeże.

Embargo na dostawę owoców z Polski, jakim grożą Rosjanie, może wprowadzić sadowników w kłopoty. - Większość jabłek idzie na rynek wschodni... - martwi się Edward Brzeziński. - Wprawdzie na nasze owoce otworzyły się rynki zachodnie, ale one nie wchłoną tego, co zostanie.

Embarga boją się także rosyjskie firmy, sprowadzające tam polskie owoce. - Im zależy na tym, aby miały czym handlować, bo inaczej stracą dochody - tłumaczy Piotr Papiernik. - Przed świętami zaczął się ogromny popyt na nasze jabłka, co oznacza, że rosyjscy handlowcy zaczęli robić zapasy, aby w przyszłości mieć co rzucać na rynek.

Sadownicy szacują, że w przechowalniach na nabywców czeka jeszcze 15-20 proc. ubiegłorocznych zbiorów jabłek. Aby sprzedać wszystkie zapasy, sadownicy potrzebują około dwóch miesięcy. Pod warunkiem że handel będzie się utrzymywał na dzisiejszym poziomie. A jeśli Rosja wprowadzi embargo?

- Będziemy szukać innych rynków, na przykład na południu Europy. Coraz większy popyt jest także na rynkach zachodnich - mówi Piotr Papiernik.

Jednak zdaniem sadowników embargo spowoduje, że jabłka mocno potanieją. Są przekonani, że uda się je sprzedać, ale po znacznie niższej cenie, czasem poniżej opłacalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki