Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ściany wielkich obrazów. Wystawa Jerzego Skolimowskiego w Ośrodku Propagandy Sztuki

Łukasz Kaczyński
Maciej Stanik
W Ośrodku Propagandy Sztuki w Parku im. Sienkiewicza w Łodzi można podziwiać obrazy Jerzego Skolimowskiego. Dzieła artysty imponują rozmiarami i szczegółami, które zachęcają do "wniknięcia" w obrazy.

"Malarzem jestem cały czas, reżyserem bywam, gdy pojawi się nagły impuls" - tak w jednym z wywiadów mówił o swej twórczości Jerzy Skolimowski, urodzony w Łodzi filmowiec o światowej renomie, zdobywca nagród prestiżowych konkursów i festiwali. To właśnie film, "Ręce do góry" nakręcone wiosną 1967 roku jako sprzeciw wobec stalinizmowi i zatrzymane przez cenzurę, był bezpośrednim powodem jego emigracji z PRL (reżyser nie zgodził się na usunięcie sceny z czworookim Stalinem).

Od tego czasu Skolimowski mieszkał i pracował w wielu krajach: Włoszech, Anglii, wreszcie w USA. I tak jak obce było i jest mu kino komercyjne, stronił też od blichtru amerykańskiego show-biznesu. Zwłaszcza w ostatnich latach odciął się od świata w położonym nad oceanem domu w Malibu. Enklawa ta szybko zamieniła się w jedną wielką pracownię.

Zaczynał od obrazów rzec można standardowych, metrowych. Stopniowo doszedł do tych mierzących po kilka metrów szerokości i wysokości. Właśnie takie obejrzeć można w Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi, w ramach wystawy, która miała wernisaż 5 marca, gdy Jerzy Skolimowski odebrał tytuł doctor honoris causa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Jak przyznał, było to usankcjonowanie jego malarstwa jako zawodu, bo dotąd postrzegany był tylko jako człowiek filmu. Obrazom Skolimowskiego oddano całą przestrzeń Ośrodka Propagandy Sztuki w Parku im. Sienkiewicza. Potężne płótna oraz dyptyki i poliptyki malowane na deskach, utrzymane w niemal monochromatycznej tonacji, zyskały dzięki temu więcej "powietrza".

ZOBACZ WIĘCEJ: Jerzy Skolimowski odebrał doktorat honoris causa ASP w Łodzi [ZDJĘCIA]

Wystawa, której kuratorem jest prof. Tomasz Chojnacki, jest bardzo dobrze, czytelnie zakomponowana. Zwiedzający ją zostaje skonfrontowany najpierw z powieszonymi naprzeciw siebie akrylami. Po lewej "163", zdominowane czernią niemal kwadratowe płótno, którego geometrię potęguje nieregularny ciemno fioletowy obwód kwadratu. Frapuje nie tylko gruba warstwa, jaką farba została położona, ale i umieszczona w centrum ściekająca plama w podobnej tonacji, uzupełniona bardziej jaskrawym kropkowaniem. Po prawej zaś "Biała góra" na desce, na którą farba była bodaj po prostu wylewana, a potem rozprowadzana szerokim i płaskim narzędziem.

Jedną z bardziej niezwykłych prac jest uciekający od abstrakcji dyptyk "150" z motywem piety. Skolimowski nie zawsze sięga po pędzel, używa też kijka do mieszania farb; jeśli się przyjrzeć, czasem widać, że ingeruje w warstwy farby rylcem lub szpachlą. W "150" zdawać się może, że za matrycę służyła forma z folii, dzięki czemu postaci Jezusa i Maryi składają się z mozaiki niedużych, tworzących zorganizowaną strukturę kształtów.

Z głównej sali przejść należy do sąsiadującego niedużego pomieszczenia. Zgromadzono tam cztery równie okazałe co poprzednie obrazy utrzymane w jaskrawej zielonej kolorystyce (rozbuchaniu barw towarzyszy "tropikalna" bujność i wielość kształtów) oraz dwa starsze od nich, zapowiadające serię prac inspirowanych kulturą japońską. Pierwszym z dużych obrazów inspirowanych japońską kaligrafią i wrażeniami z nocnych bezsennych nocy, które Skolimowski spędzał na wędrówkach ulicami, jest "Agonia", którą oglądać można w sali głównej. W sposób nieoczywisty nawiązują do nich najciekawsze obrazy z tych umieszczonych na piętrze galerii.

We wnęce oprócz "Skrzydeł", jednej z niewielu prac poziomych, zaskakujących niemal filigranowymi rozmiarami, obejrzeć można "114". Obraz ten idealnie tłumaczy rządzącą malarstwem Skolimowskiego zasadę niby-przypadkowości. "Możemy działać na luzie, spontanicznie i bez głębszego zastanowienia rozpoczynając pracę nad obrazem, ale decyzja, by się zatrzymać jest najważniejsza w całym akcie twórczym" - mówił w Łodzi twórca. Rzucone na ogniste tło jednolicie czernie, uciekające od symetrii kształty wyraźnie pokazują, w jakim momencie malarz powiedział: stop.

Malarstwo, którym Skolimowski zajmował się od zawsze, nazywa on pobytem w samotni. Kilka lat temu przeprowadził się z Kalifornii do kolejnej rzeczywistej samotni - do domu na Mazurach. Jeśli natomiast poszukać słowa, które najbardziej pasuje do srogiej, wyostrzonej twarzy Skolimowskiego, to najbliższe będzie: bezkompromisowość. Takie też jest jego malarstwo. Już pierwsza wystawa, w 1996 roku w Weber Gallery w Turynie, okazała się sukcesem, także finansowym - wszystkie obrazy zostały sprzedane, poza autoportretem, który powstał jako odpowiedź na jedną z filmowych porażek. Później jego obrazy kupił Dennis Hopper. Ma je także Jack Nicholson, przyjaciel Skolimowskiego od kilkudziesięciu lat, ale jak mówi reżyser - raczej centuś.

Wystawa w Miejskiej Galerii Sztuki to rzadka okazja poznania innej twarzy twórcy darzonego szacunkiem w świecie. Rzadka choć nie pierwsza, także w Łodzi, bo przypomnieć trzeba, że malarstwo Skolimowskiego można było oglądać już m.in. w roku 2003 podczas festiwalu Camerimage. Wystawa będzie czynna do 4 kwietnia.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki