Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Borys Mańkowski: Walka z Mamedem popchnęła mnie do przodu w każdym aspekcie życia

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Borys Mańkowski
Borys Mańkowski Fot. Damian Kujawa/ Polska Press
Mistrz KSW kategorii półśredniej Borys Mańkowski (19-6-1) 23 grudnia będzie bronił tytułu w walce z Dricusem Du Plessisem (11-1) z RPA. - To mocny zawodnik. Jest dużym facetem, ale zawsze walczę z większymi od siebie. Potrafię przełożyć to na swoją korzyść - zapowiada "Diabeł Tasmański", który w rozmowie z Tomaszem Dębkiem opowiada też m.in. o niedawnym pojedynku z Mamedem Chalidowem, aktywności w mediach społecznościowych oraz walce, po której mógłby zakończyć karierę.

Tomasz Dębek: Kiedy po raz pierwszy usłyszał Pan nazwisko Dricus Du Plessis?
Borys Mańkowski: Wydaje mi się, że jakiś miesiąc temu.

Co myśli Pan o tym przeciwniku?
Zapatruję się na niego jak na każdego innego rywala. Muszę się przygotować na 100 procent. Nie ma mowy, żeby dać sobie nawet odrobinę luzu. Dricus to mocny zawodnik. Mistrz afrykańskiej organizacji EFC, i to w dwóch kategoriach wagowych, półśredniej i średniej. Jest dużym facetem. Treningi będą typowo pod jego styl walki.

Warunki fizyczne będą jego największą przewagą?
Gabarytowo na pewno jest dużo większy. Ale przecież ja zawsze walczę z większymi ode mnie. (śmiech) Mam taki styl walki, że potrafię przełożyć to na własną korzyść. Jeśli chodzi o jego przewagę w jakiejkolwiek płaszczyźnie walki, w tym momencie trudno mi o tym mówić. Na pewno ma mocny parter. Ale czy mocniejszy ode mnie? Zobaczymy, wszystko wyjaśni się 23 grudnia.

Obejrzał Pan wszystkie dostępne walki zawodnika z RPA. Jakie wnioski z nich Pan wyciągnął?
Mam już obszerną analizę nawyków Du Plessisa w klatce, pomogła mi w tym redakcja Lownikg.pl. Rozmawiałem też z Rafałem Haratykiem, który bił się z nim rok temu. Podpowiedział mi kilka rzeczy. Nie będę zdradzał, jakie słabe punkty rywala poznałem. Powiem tylko, że mamy plan. Wierzę, że doprowadzi mnie on do zwycięstwa.

Pojedynek z Du Plessisem zapowiada się fantastycznie, ale wydaje się, że o miano walki wieczoru KSW 41 może też powalczyć starcie Marcina Wrzoska z Romanem Szymańskim.
Przed wejściem do klatki nigdy nie zakładam, że wrócę do domu z bonusem za walkę, nokaut czy poddanie wieczoru. Zawsze nastawiam się po prostu na to, by pokazać się jak najlepiej i wygrać. Ale przyzwyczaiłem się już, że moje pojedynki są wyróżniane przez włodarzy KSW. Po większości walk dostawałem bonusy, teraz pewnie też tak będzie. Jeśli chodzi o walkę Marcina z Romkiem to stawiam na tego drugiego. Kiedyś już spotkaliśmy się na sali, a od niedawna trenujemy razem regularnie, kilka razy w tygodniu. Myślę, że ma duże szanse na kolejne zwycięstwo.

Co z Pana przynależnością klubową po odejściu z poznańskiego Ankosu MMA?
Jestem wolny jak ptak. (śmiech)

To Pana pierwsze przygotowania do walki w roli ojca. Narodziny córki zmieniły coś w Pana podejściu do sportu i treningów?
Pojawiła się istota, która jest dla mnie najważniejsza na świecie. To na pewno duża zmiana. Ale podejście do treningów mam takie samo. Może to nawet dodatkowa motywacja. Kolejnymi zwycięstwami mogę lepiej zabezpieczyć przyszłość mojej rodziny. Chcę zarobić tyle pieniędzy, żeby dziewczyny nigdy nie musiały się o nic martwić.

Jak dwie krople wody 😁😂😊 Dobranoc 🖐🏻

Post udostępniony przez Borys Mańkowski (@mankowski.borys) 25 Lip, 2017 o 12:55 PDT

To, że gala odbędzie się dzień przed wigilią, w jakiś sposób zmienia wasze plany świąteczne?
Dla mnie termin jest bez znaczenia. Kiedy mam walkę, skupiam się wyłącznie na niej. Nawet cieszę się z tego, że gala jest 23 grudnia. Następnego dnia będę mógł z czystym sumieniem usiąść do wigilijnego stołu i zjeść to, na co mam ochotę.

Pana pojedynek jest zapowiadany na walkę wieczoru. Wcześniej do klatki wejdą m.in. Popek i Tomasz Oświeciński, ludzie o wiele bardziej znani z działalności w muzyce i filmie niż w sporcie. Jakie jest Pana podejście do freak fightów?
Sama idea jest o tyle dobra, że takie walki przyciągają ludzi. Rosną wyniki sprzedaży biletów i pay-per-view, gala zarabia więcej, a dzięki temu zawodnicy, którzy poświęcają dla sportu wszystko, dostają większe wypłaty. Kiedy ogląda nas więcej osób, łatwiej o zainteresowanie sponsorów, co też ułatwia życie. Dlatego trudno, byśmy narzekali na freak fighty. A jeśli chodzi o stronę sportową takich widowisk... Nawet nie wiem, czy taka jest. Popek po dwóch walkach dla KSW pewnie poszedł trochę do przodu. Jeśli chodzi o Tomka, dla mnie jest niewiadomą. Nigdy nie widziałem nawet, jak biega. Trudno cokolwiek przewidzieć przed ich walką.

Nudzą Pana pytania o galę w Dublinie i incydent z udziałem Marcina Bilmana i Normana Parke'a? [Po walce Mateusza Gamrota z Parke'iem, uznanej za nieodbytą, Mańkowski nie chciał podać ręki Irlandczykowi z Północy, ten go odepchnął, na co inny sekundant „Gamera”, Bilman, uderzył Parke'a w twarz – red.]
Trochę już tak. Dużo tego było, na ten temat powiedziałem już chyba wszystko.

Byłby Pan chętny na walkę z Parke'iem? Przed galą w Dublinie nie zmieścił się w limicie wagi lekkiej, zapowiadał że chce startować w kategorii półśredniej. A w tej w KSW rządzi Pan.
OK, ale najpierw Norman musi zasłużyć na walkę o pas. Nie unikam rywali, mogę bić się z każdym. Przecież ostatnio walczyłem z Mamedem Chalidowem. Trudno znaleźć mocniejszego przeciwnika niż on, nawet w innych organizacjach. Jestem otwarty na pojedynek z Parke'iem, ale najpierw niech pokona kilku silnych przeciwników w mojej kategorii. W tym momencie taka walka nie ma sensu. Wygrana niczego mi nie da. Chcę pojedynków, dzięki którym będę się rozwijał. Na przykład jeśli pokonam Du Plessisa, będę miał prawo czuć się jak mistrz jego organizacji w dwóch kategoriach wagowych. Fajne wyzwanie, o takie mi chodzi w sporcie.

Czego nauczyła Pana przegrana na punkty walka z Chalidowem?
Nie traktuję jej w kategorii porażki, tylko lekcji. I w pewnym sensie sukcesu. Na papierze przegrałem, ale w sercu czuję, że... Może nie że wygrałem. Ale że zrobiłem coś fantastycznego. Samo to, że biłem się z Mamedem, to dla mnie duże wyróżnienie. Do tego chyba nikt w historii KSW nie postawił mu się tak jak ja. Jestem usatysfakcjonowany tym, jak się spisałem. Ta walka popchnęła mnie do przodu w każdym możliwym aspekcie życia.

Jednego dnia żarty,a drugiego bitka 😊 Taki jest ten nasz sport

Post udostępniony przez Borys Mańkowski (@mankowski.borys) 30 Maj, 2017 o 11:21 PDT

Porażki są w życiu sportowca potrzebne, by nie osiąść na laurach?
Wielu zawodników tak twierdzi. Pewnie chcą się zmotywować po walkach, które im nie wyszły. Ale nie wydaje mi się, żeby porażki były konieczne. Wszystko zależy od charakteru. Jeśli komuś po kilku zwycięstwach odbija palma, bo zaczyna być rozpoznawalny i czuje się nie wiadomo jakim celebrytą, wtedy porażka sprowadza takiego delikwenta na ziemię. Ale jeśli jesteś normalny i nie uważasz się za pana świata tylko dlatego, że kilka razy pokazali cię w telewizji, to możesz wygrywać cały czas. (śmiech)

Pytam też w kontekście porażki Joanny Jędrzejczyk, która niedawno straciła pas mistrzyni UFC. W jej przypadku oklepane powiedzenie „wróci silniejsza” się sprawdzi?
Asia zawsze była mocna. Dlatego nie uważam, że wróci silniejsza. Tylko tak dobra, jak była do tej pory. W klatce wszystko może się zdarzyć. Rywalka trafiła ją w punkt, zgasiła światło, było po walce. Moim zdaniem Aśka na 10 walk z Rose Namajunas wygrałaby dziewięć. W Nowym Jorku przytrafiła się akurat ta jedna. Ale jeśli dostanie rewanż, udowodni swoją klasę.

Na tej samej gali UFC miał Pan się też z czego cieszyć. Po czterech latach przerwy w wielkim stylu wrócił Georges St-Pierre. I zdobył pas mistrza wagi średniej.
W domu mam tylko jeden autograf, właśnie od GSP. Od zawsze był moim największym idolem. Czuję do tego gościa wielką sympatię. Kibicuję mu bardziej niż komukolwiek innemu. Jego wygrana dała mi mega dużo radości. Zwłaszcza w czasach, kiedy panuje moda na trash talking, obrażanie przeciwnika przed walką. GSP pokazał, że można być wspaniałym wojownikiem i podchodzić do rywali z szacunkiem. Wzbudzając jednocześnie większe zainteresowanie walką niż zawodnicy, którzy promują się paplaniną.

Jeśli w najbliższym czasie przyjdzie konkretna i korzystna propozycja od UFC, będzie chciał Pan się tam sprawdzić?
Nie ma co ukrywać, finanse są ważne, ale UFC to też moje marzenie. Zawsze chodziło mi to po głowie. Jestem otwarty. Nie tylko na propozycje od właścicieli organizacji MMA, ale też na życie. Pożyjemy i zobaczymy, co mi przyniesie.

GSP nie chce bronić tytułu kategorii średniej, wróci do swojego naturalnego limitu 77 kg. Gdyby przy korzystnym układzie gwiazd dostał Pan kiedyś propozycję walki z nim, to...
Kiedyś żartowaliśmy z kolegami, a później nawet z Mamedem, że jeszcze wejdę z nim do klatki. To marzenie się spełniło. Nie ukrywam, że następną osobą, z którą chciałbym stoczyć męską, sportową walkę, zdecydowanie jest GSP. Obecnie byłoby mi z nim w klatce bardzo ciężko. Ale po to są marzenia i wyzwania, które sobie stawiamy. Gdyby kiedyś udało się doprowadzić do takiej walki, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Na dobrą sprawę mógłbym wtedy skończyć karierę. Po pojedynku z GSP mógłbym powiedzieć: „Dobra, walić to wszystko. Nic lepszego mnie już w sporcie nie spotka”. (śmiech)

Jest Pan jednym z najbardziej aktywnych zawodników MMA w mediach społecznościowych. W dzisiejszych czasach to ważny element życia fightera?
Na pewno. Dzięki dobremu kontaktowi z fanami i popularności można zarobić poprzez lepsze umowy ze sponsorami. A pieniądze są potrzebne do tego, by stawać się coraz lepszym wojownikiem. Dbać o dietę, kupować lepsze suplementy, wyjeżdżać na treningi do zagranicznych klubów... Dlatego polecam wszystkim zawodnikom, by poświęcili na te sprawy trochę czasu zamiast wbijać w to kora. (śmiech) Warto być otwartym na fanów i sponsorów. Każdej ze stron przynosi to korzyści.

Dzięki temu może Pan też rozwijać swoje zainteresowania? Wspominał Pan kiedyś, że jest otwarty na propozycje z telewizji. Na razie fajnie idzie prowadzenie kanału na YouTube, Borys Mankowski TV ma prawie 50 tys. subskrypcji.
Mieć swój program byłoby mega fajnie. Zawsze byłem zajarany podróżami. Ale takimi, które mają jakiś cel. Nagrywając serial dokumentalny, niezależnie od tematyki, mógłbym rozwijać się w tym kierunku. Mam ten pomysł gdzieś z tyłu głowy. Myślę, że kiedyś uda się go zrealizować.

Na koniec bardzo ważne pytanie do fana anime Dragon Ball – co sądzi Pan o nowej serii DB Super, którą można oglądać od jakiegoś czasu?
Opinie są podzielone. Ja cieszę się, że mogę co tydzień obejrzeć nowy odcinek. Niech robią ich nawet tysiąc. Po pierwszych kilku odcinkach myślałem że to g...o, które nie umywa się do poprzednich serii. Ale obejrzałem kilka kolejnych i mocno się zajarałem, nie mogłem się doczekać następnych. Teraz mam różne odczucia. Raz oglądam i jestem zachwycony, innym razem nie do końca. Niektóre postacie bardzo mi się podobają, inne mnie denerwują. Przynajmniej nie jest nudno. I tak strasznie cieszę się, że mogę zobaczyć kolejne walki Son Goku. Czekam na kolejne. Dziwne jest tylko to, że po seriach Dragon Ball i Dragon Ball Z było Dragon Ball GT, które teraz zupełnie pominięto. Zrobiło się zamieszanie. A ja lubię, kiedy wszystko jest poukładane. Albo jest tak, albo tak. Wolałbym np. kontynuację wydarzeń, które działy się w GT. Gdyby ktoś zaczął oglądać w tym momencie, mógłby być zdezorientowany. Starym fanom łatwiej to przyswoić, ale ludzie z zewnątrz mogą mieć problemy ze zrozumieniem, o co w ogóle chodzi. Trudno im nawet to logicznie opowiedzieć. Ale ogólnie i tak jest spoko. (śmiech)

Rozmawiał Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Borys Mańkowski: Narodziny córki zmotywowały mnie co jeszcze cięższej pracy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Borys Mańkowski: Walka z Mamedem popchnęła mnie do przodu w każdym aspekcie życia - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki