Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowieku, jesteś legendą. Winiarski schodzi z boiska

Pawel Hochstim
Pawel Hochstim
Kapitan kadry Michał Winiarski poprowadził ją do złota MŚ
Kapitan kadry Michał Winiarski poprowadził ją do złota MŚ Sylwia Dąbrowa
Michał Winiarski kończy karierę. W trakcie środowego meczu finałowego PlusLigi w Atlas Arenie Winiarski zostanie oficjalnie pożegnany.

Trzynasty września 2014 roku, Łódź, Atlas Arena. Przyszli mistrzowie świata z reprezentacji Polski grają w mundialu kolejny bardzo ważny mecz z Iranem. Jest końcówka trzeciego seta i nagle Michał Winiarski pada na boisko jak rażony piorunem. Koledzy pomagają mu zejść na ławkę, a po secie masażysta prowadzi go do szatni. Sam, bez pomocy, Winiarski iść nie może.

Dziewiętnasty kwietnia 2017 roku, miasto i hala te same, mecz też bardzo ważny, bo finał PlusLigi. W takich okolicznościach Michał Winiarski oficjalnie zakończy karierę, choć jeszcze cztery dni później pojedzie z zespołem PGE Skry Bełchatów na rewanż do Kędzierzyna-Koźla. Winiarski to człowiek, który zapłacił największą cenę za to, że miliony Polaków w 2014 roku mogły cieszyć się z mistrzostwa świata. Bez niego, a przede wszystkim bez jego decyzji o podjęciu leczenia, które pozwoliło na błyskawiczny powrót na boisku, tego złota by nie było. Ale może dzisiaj Winiarski nie musiałby schodzić z boiska po raz ostatni.

Nieprzypadkowo wspominam o meczu z Iranem i kontuzji kręgosłupa, która sprawiła, że Atlas Arena na długą chwilę zamilkła, bo jestem przekonany, że to właśnie w tamtym momencie organizm Michała Winiarskiego powiedział: dość. Jego właściciel długo nie mógł się z tym pogodzić, walczył, poddawał się niezwykle męczącej rehabilitacji, przeszedł ryzykowną operację, ale teraz zrozumiał, że nie można więcej ryzykować. Nikt nie chce skończyć na wózku inwalidzkim, kręgosłup to naprawdę poważna sprawa.

Wróćmy do tego wspaniałego dla polskiej siatkówki września. Dzień po kontuzji, rano. Wiadomość SMS o treści: nie jest źle, już chodzę normalnie. Lekarze z łódzkiego szpitala MSWiA zastosowali błyskawiczną terapię, która pozwoliła Winiarskiemu wrócić na boiska mundialu. Terapię, która polegała na niezwykle, z dokładnością do dziesiątych części milimetra, precyzyjnym zastrzyku, który uśmierzył ból. Trzy dni później w meczu z Brazylią Winiarski wyszedł w pierwszej szóstce na boisko Atlas Areny. Dziewięć dni później jako kapitan reprezentacji Polski odebrał puchar za mistrzostwo świata. Błyskawiczny powrót na boisko był doskonałą informacją, ale, umówmy się, to nie było normalne. Nie można jednego dnia być znoszonym z boiska, a drugiego po nim biegać. To musiało się odbić w przyszłości i nie mam wątpliwości, że się odbiło. Trzy ostatnie sezony to była walka o zdrowie.

Winiarski to niezwykle pozytywny człowiek, często uśmiechnięty, uwielbiający żartować, którego zwyczajnie nie da się nie lubić. Środowisko siatkarskie, na zewnątrz malowane cukierkowymi kolorami, pełne jest sporów i niechęci. Są ludzie, którzy nie znoszą innych, właściwie każdy ma jakiś wrogów. Każdy, ale nie Winiarski, jego wszyscy lubią. Nawet Aleksiej Spirydonow, z którym nasz bohater przez sezon grał w jednym klubie w Rosji, a który wyraźnie ma problem z Polakami. Winiarskiego jednak polubił, zresztą z wzajemnością.

Gdyby miał kilka centymetrów mniej na pewno nie byłby siatkarzem, a piłkarzem. Trudno nazwać go pasjonatem siatkówki, nie ogląda dziesiątków meczów, jak niektórzy siatkarze. Na ekranie jego telewizora na pewno dużo częściej wyświetlane są mecze piłkarskie. Przede wszystkim Realu Madryt, którego Winiarski jest wielkim fanem.

Na początku swojej kariery, jeszcze w wieku juniorskim, starał się łączyć futbol z siatkówką. W obu dyscyplinach występował w kadrze województwa kujawsko-pomorskiego, ale w końcu postawił na siatkówkę. - Za wysoki byłem, miałem problem z bieganiem pod wiatr - żartuje. Ale umiejętności pozostały, gdy killka lat temu wziął udział w zabawie telewizji Canal+ „Turbokozak”, w której uczestnicy wykonują różne elementy piłkarskie, choćby żonglerkę, rzuty karne, czy rzuty wolne, osiągnął wynik lepszy od dużej liczby polskich ligowców. Gdyby postawił na futbol takiej kariery, jak w siatkówce by nie zrobił, ale na pewno nie byłby jakimś anonimowym drugoligowcem.

Piłka nożna i siatkówka to nie są jego jedyne talenty, bo jest mistrzem... wkręcania innych. Potrafi kłamać bez zmrużenia oka i jest naprawdę przekonujący. Śmiało można go nazwać jedną z najważniejszych postaci każdej drużyny, bo nawet jeśli nie gra ma niezwykle ważny wpływ na atmosferę. Można śmiało się zakładać, że wśród jego kolegów nie ma ani jednego, którego choć raz by nie wkręcił, a zdradza go jedynie błysk w oku, gdy pojawia się okazja do wkrętki.

Wśród siatkarzy legendarne są jego telefoniczne „wywiady” z innymi siatkarzami, dzięki temu, że potrafi świetnie naśladować charakterystyczny nosowy głos jednego z siatkarskich dziennikarzy. Doszło to tego, że Srecko Lisinac po kilku miesiącach pobytu w PGE Skrze bał się rozmawiać przez telefon z dziennikarzami myśląc, że to Winiarski. Nic w tym dziwnego, w klubie wspomina się często, gdy Winiarski przez telefon przepytywał jednego z graczy, a reszta drużyny przysłuchiwała się tej rozmowie. Wywiad zakończył się pytaniem o spożywanie alkoholu na przystanku autobusowym, ale tylko dlatego, że przysłuchujący się inni gracze parsknęli śmiechem i „ofiara” zorientowała się, że to tylko wkrętka. Gdy Stephane Antiga objął reprezentację Polski i zdecydował, że jej kapitanem będzie Michał Winiarski dziennikarze żartowali, że pewnie boi się być wkręconym, więc wolał dopieścić „Winiara”.

Oczywiście spłycenie Winiarskiego do śmieszka, który non stop żartuje sobie z kolegów byłoby niesprawiedliwe, bo przecież mówimy o najbardziej utytułowanym siatkarzu ostatnich lat, jedynym polskim mistrzem świata, który ma w dorobku także złoto klubowej Ligi Mistrzów, ale nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym żarcie. Żarcie, dzięki któremu Winiarski też przejdzie do historii Skry Bełchatów. Przed laty to właśnie „Winiar” zapoczątkował zwyczaj naklejania w podróży krzyża z plastrów na plecy mało uważnych członków ekipy. Ofiarami padli już wszyscy i to wielokrotnie, a sama zabawa spodobała się na tyle, że przetrwała do dzisiaj. I do dzisiaj na europejskich lotniskach można spotkać osoby paradujące z naklejonym krzyżem na plecach. Jeśli kiedyś kogoś takiego zobaczycie możecie śmiało wyglądać siatkarzy PGE Skry - na pewno będą gdzieś w pobliżu.

W środę w Atlas Arenie kibice pożegnają kończącego karierę świetnego siatkarza, ale naprawdę fajnego człowieka, jestem pewny, że gdyby zorganizowano ranking wymarzonych zięciów przez teściowe, to Winiarski byłby w nim bardzo wysoko. Błyskotliwy, inteligentny, przystojny, utalentowany, świetnie zarabiający. Właściwie ma tylko jedną wadę - słaby kręgosłup...

Na początku tego tekstu przypomniałem te dramatyczne chwile z meczu z Iranem, ale oczywiście tamto wydarzenie nie jest jedynym powodem tego, że Winiarski w wieku zaledwie 33 lat musi kończyć karierę sportową. Powodów jest sporo, choćby ten, że siatkarz przez lata nie odmawiał występów w reprezentacji, przez co był absolutnie zbyt mocno eksploatowany, ale jeden jest szczególny. Nazywa się Radostin Stojczew.

Co ciekawe, Winiarski nigdy nie wypowiedział się publicznie na jego temat, a przecież aż się prosiło, skoro Bułgar byłw ścisłym finale wyścigu o fotel selekcjonera reprezentacji Polski. Obaj spotkali się we włoskim Trentino - Winiarski był tam już rok wcześniej. Pracowali razem dwa lata, a powinno to trwać dłużej, bo polski siatkarz miał jeszcze na rok ważny kontrakt. Po wygraniu Ligi Mistrzów Winiarskiego wykupiła PGE Skra i pozwoliła mu się wyleczyć, co oczywiście wiązało się z mniejszymi zarobkami siatkarza. Kręgosłup polskiego siatkarza nie wytrzymywał obciążeń treningowych serwowanych przez Stojczewa. Zresztą Winiarski nie jest jedyny, historia zna wielu graczy, którzy długo płacili zdrowiem za sukcesy, które odnosili pracując ze Stojczewem. Bo to trzeba Bułgarowi oddać - zabiera zdrowie, ale jest skuteczny i daje sukcesy. Winiarski w Trentino ze Stojczewem na ławce wygrał ligę włoską i Ligę Mistrzów. Ale długo płacił za to zdrowiem.

Byłoby świetnie, gdyby Winiarski został w bełchatowskim klubie, którego jest jedną z legend, w którym zagrał łącznie osiem sezonów i do którego dwa razy wracał. Jego „życie po życiu” może być nadal związane ze Skrą, bo przecież jest (był?) siatkarzem wybitnym, mającym na koncie prawie ćwierć tysiąca występów w reprezentacji Polski, który może przekazać masę praktycznych informacji młodszym siatkarzom, więc znalezienie mu posady w sztabie szkoleniowym chyba nie powinno być dużym problemem. A korzyści z tego płynące są oczywiste.

Michał Winiarski w środę ostatni raz wyjdzie na boisko Atlas Areny. Kibicowi polskich siatkarzy zwyczajnie nie wypada nie przyjść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki