MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stabilne zderzaki Zdanowskiej

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Piotr Brzózka Grzegorz Gałasiński
Niektórzy pozostają wiecznymi chłopcami, inni wiecznymi studentami, a Marek Cieślak wiecznie był pierwszym wiceprezydentem do „odpalenia”. O tym, że odejdzie z magistratu przy najbliższej rekonstrukcji, mówiono niemal od dnia jego powołania, a po ostatnich wyborach było to już niemal pewne. Byli więc niektórzy mocno zaskoczeni, gdy to nie Cieślak zwolnił miejsce dla Ireneusza Jabłońskiego, lecz Agnieszka Nowak.

Wojciech Rosicki był za to wiecznym kandydatem na nowego wiceprezydenta. No dobrze, z tą wiecznością to przesada, ale już w czasie ostatniej rekonstrukcji, na przełomie 2014 i 15 roku uchodził za jednego z „żelaznych” kandydatów.

Co się stało, że się stało właśnie teraz, to co od dawna stać się miało? Rozeznanym w politycznych niuansach samoistnie nasuwają się odniesienia do sytuacji politycznej wewnątrz Platformy. Cieślak jest starym znajomym Cezarego Grabarczyka. Póki Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi i szefowa lokalnej PO zarazem, była emanacją Grabarczyka, póty Cieślak pozostawał niepokojony. Tyle, że dziś to Zdanowska rozdaje karty, a jej polityczne zaplecze mówi o stanie wojny (na razie zimnej) z byłym ministrem sprawiedliwości. Cieślak jako ofiara tych rozgrywek? Może tak, ale to chyba lekka nadinterpretacja. Mówi się „na mieście”, że Cieślak miał zwyczajnie po ludzku dość. To wyjaśnienie może się jawić jako kompletnie niewiarygodne, bo kto to słyszał, żeby polityk miał dość. Tyle, że ludzie dobrze znający byłego już wiceprezydenta mówią, że nigdy, a w każdym razie od dawna, funkcja ta nie podniecała go w takim stopniu, jak kilku jego poprzedników. Że nie żył Cieślak swoją wiceprezydenturą, tak jak robił to choćby Włodzimierz Tomaszewski. Że pewnie w głębi duszy wolałby kierować Łódzką Specjalną Strefą Ekonomiczną...

Z drugiej strony mówi się, że nominacja dla Wojciecha Rosickiego też nie jest niczym nadzwyczajnym, lecz zwykłym usankcjonowaniem stanu faktycznego, w którym to Rosicki, wraz z Tomaszem Piotrowskim i Pawłem Bliźniukiem stanowią najbliższy dwór prezydent Zdanowskiej, który to dwór miał dotąd większy wpływ na rzeczywistość, niż wynikałoby to z formalnego umocowania.

Symptomatyczne, że po rozstaniu z Cieślakiem, jedynym członkiem pierwszej wiceprezydenckiej drużyny Hanny Zdanowskiej, pozostał Krzysztof Piątkowski. To historia na swój sposób niesamowita, mimo iż sam jej bohater śmiało mógłby konkurować o miano najmniej wyrazistego w całym wachlarzu wiceprezydentów. Przypomnijmy, że na fotel Piątkowski trafił reprezentując koalicyjne PiS (bo była taka koalicja na samym początku prezydentury Hanny Zdanowskiej...). Tyle, że „zdradził” swoich, występując z projektem likwidacji miejskich szkół, co spowodowało ostre posunięcia Jarosława Kaczyńskiego. Wiceprezydent wziął na siebie całe odium związane ze szkołami i była to rzecz, która u nowych kolegów z PO musiała wywołać poczucie wdzięczności. Do dziś orężem Piątkowskiego jest lojalność wobec szefowej. I jest jeszcze rzecz przyziemna, acz znacząca: Piątkowski bierze na swoje barki dużą część uciążliwego obowiązku reprezentowania miasta na wszelakich uroczystościach, z wiązankami, pod tablicami i pomnikami. Czy sobota, czy niedziela, na Piątkowskiego zawsze można liczyć.

Ciekawe, czy podobną drogą nie podąży Tomasz Trela, wiceprezydent z ramienia SLD, z którym Platforma jest dziś w koalicji. Koalicja to krucha, w tym sensie, że zasadza się na jednym radnym, którego Platformie brakuje do większości w Radzie Miejskiej. Teoretycznie więc nie potrzebuje PO całej siódemki radnych Sojuszu, wystarczyłoby „wyjąć” jednego. Tyle, że jednocześnie jest to koalicja silna siłą dobrych relacji Treli z szefem gabinetu Hanny Zdanowskiej (a teraz również szefem prezydenckiego departamentu), Tomaszem Piotrowskim. Relacje te uchodzą za tak wzorowe, że wiele osób zastanawia się, kiedy Trela ogłosi wstąpienie do PO. W każdym razie, o ile na początku kadencji mówiło się, że to na chwilę, o tyle dziś pozycja Treli jest bardziej stabilna. Zwłaszcza, że też bierze on na siebie dużą część roboty „reprezentacyjnej”.

Pozostaje jeszcze w zarządzie miasta stosunkowo nowy nabytek, Ireneusz Jabłoński, który nie kryje szczególnie, że blisko mu do różnych osób z otoczenia nowego rządu. Ciężko podejrzewać, że obnosi się z tą herezją wbrew Zdanowskiej. Mówi się zresztą, że część środowiska dawnego „Projektu Łódź”, którego Jabłoński był częścią, usiłuje się mocniej zbliżyć z PiS. Obciążenie? Nie w dzisiejszych czasach, kiedy Łódź potrzebuje rządowych pieniędzy na rewitalizację.

To wszystko sprawia, że skład zarządu miasta nareszcie wydaje się ustabilizowany, z wyraźnie rozpisanymi rolami. Póki co, nie widać raf, o które ta konstrukcja miałby się rozbić. Chyba, że zacznie mocniej ciągnąć do Łodzi dobrze nam znanego Radosława Stępnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki