Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stary Cmentarz w Łodzi. Te pomniki zostały uratowane dzięki kweście. W tym roku ma inny przebieg

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński
Od 26 lat ratowane są zabytki na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej w Łodzi. W kwestach brali udział artyści, politycy, dziennikarza, młodzież szkolna, nauczyciele, różne stowarzyszenia. Po raz pierwszy ze względu na panującą pandemię nie odbędzie się w tradycyjny sposób.

Stary Cmentarz przy ul. Ogrodowej to najstarsza łódzka nekropolia. Należy do trzech najważniejszych polskich nekropoli. Po warszawskich Powązkach i krakowskich Rakowicach.

ZOBACZ NAGROBKI, KTÓRE ZOSTAŁY URATOWANE DZIĘKI KWEŚCIE

- Założono go w 1855 roku, Łódź wtedy wchodziła w okres szczególnie dynamicznego rozwoju. - mówi Cezary Pawlak, prezes Towarzystwa Opieki nad Starym Cmentarzem przy ulicy Ogrodowej w Łodzi, które co roku organizuje kwestę. - W obrębie jednego cmentarza stworzono trzy wyznaniowe części. Pierwotnie nie było tak widocznego podziału na nie jak dziś. Był wtedy jeden cmentarz. Na przykład na granicy części katolickiej i prawosławnej znajduje się nagrobek Aleksandry Gojżewskiej, która była wyznania katolickiego. Po drugiej stronie jest grób jej męża, który wyznawał prawosławie. Dzisiaj te pola grobowe są rozdzielone zewnętrznie natomiast wewnątrz, w podziemiach ta krypta jest wspólna. Wielu członków tej samej rodziny pochowanych jest w części katolickiej, prawosławnej, ewangelickiej. Tu wyznanie określało miejsce pochówku. Ale ten cmentarz traktowano jako jeden wspólny. To jedna z jego wartości.

Historia kwesty zaczyna się 26 lat temu. Za zebrane wtedy pieniądze udało się odrestaurować bramy cmentarne i pomnik Leopolda Zonera, drukarza, wydawcy i księgarza, współzałożyciela Łódzkiej Ochotniczej Straży Ogniowej. A wszystko dzięki Stanisławowi Łukawskiemu, którego nazywano legendą łódzkich przewodników. Sam w 2003 roku spoczął na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej, a wiele lat poświęcił na to, by zbierać pieniądze na renowację znajdujących się tam nagrobków. Urodził się w 1912 roku. Pochodził z okolic Sandomierza. Jeszcze przed wojną zaczął pracować jako nauczyciel. W czasie okupacji został żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Wojenna przeszłość sprawiła, że po 1945 roku nie mógł dalej uczyć dzieci. Znalazł się w Łodzi i z pasją poznawał historię tego miasta. Zapisał się do Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Został przewodnikiem. To on w 1970 roku, razem z Henrykiem Szubertem, zorganizował pierwszy spacer po Łodzi z przewodnikiem. Brały w nim udział całe rodziny, które w ten sposób poznawały historię swego miasta. W 1989 roku Stanisławem Łukawskim zainteresowała się Jadwiga Wileńska, dziennikarka TVP 3. I zaczęli razem przygotowywać „Filmową encyklopedię Łodzi”. Z czasem Stanisław Łukawskiego zastąpił Ryszard Bonisławski, były senator RP.

Kiedy Stanisław Łukawski usłyszał, że w Warszawie Jerzy Waldorff organizuje kwestę na rzecz ratowania Powązek, postanowił podobną zbiórkę przeprowadzić w Łodzi. We wrześniu 1995 roku Stanisław Łukawski powołał Społeczny Komitet Opieki nad Starym Cmentarzem w Łodzi. Już 1 listopada na tej najstarszej łódzkiej nekropolii odbyła się pierwsza kwesta na rzecz ratowania znajdujących się tu zabytków. Brali w niej udział głównie łódzcy przewodnicy. Z czasem Stanisław Łukawski zainteresował sprawą nieżyjących już: dziennikarza łódzkiej telewizji Wojciecha Słodkowskiego oraz Jerzego Woźniaka, ówczesnego dyrektora TVP 3. W następnym roku do organizacji kwesty włączyła się telewizja. Pieniądze na ratowanie zabytków Starego Cmentarza zaczęli zbierać łódzcy dziennikarze, politycy, ludzie kultury. Powołano do życia Towarzystwo Opieki nad Starym Cmentarzem w Łodzi. Stanisław Łukawski był też inicjatorem Fundacji Na Rzecz Ratowania Kaplicy Karola Scheiblera. Część pieniędzy zebranych podczas corocznych kwest przeznaczana jest na odnowienie tego zabytku.

Grób Józefa Wolczyńskiego, radnego, jednego z założycieli ŁKS-u przez wiele lat był cały zarośnięty bluszczem. Idąc cmentarną alejką nie można było nawet odczytać widniejącego na nim nazwiska.

- Na nowo ten grób odkryła Alina Jabłońska, znana przewodniczka po Łodzi – mówił nam Cezary Pawlak. - Potem próbowała go uprzątnąć grupa młodzieży. Bluszcz był tak mocno usadzony, że nie dawali rady. Na szczęście nagrobek Józefa Wolczyńskiego udało się odnowić za pieniądze zebrane podczas kwesty na Starym Cmentarzu. Co ciekawe ten nagrobek nie znajdował się ani w ewidencji, ani rejestrze zabytków. Został odnowiony dzięki wsparciu Urzędu Miasta.

Grobem tym od lat opiekuje się Jacek Bogusiak, kustosz pamięci Łódzkiego Klubu Sportowego. W tym roku grób znów zarósł bluszczem. Jacek Bogusiak kilka dni temu go uporządkował.

Józef Wolczyński to dziś trochę zapomniana postać, ale trudno przecenić jego zasługi dla Łodzi. Urodził się w 1880 roku w Opatówku koło Kalisza, ale szybko zaczął szukać szczęścia w przemysłowym mieście nad Łódką. Jak ustalił znany łódzki historyk, Wojciech Źródlak, Wolczyński w Łodzi skończył szkołę przemysłowo–handlową oraz kursy tkackie. Rozpoczął też karierę polityczną. W kwietniu 1918 roku został członkiem Rady Stanu Królewska Polskiego. Pracował w zakładach Izraela Poznańskiego. W latach trzydziestych XX wieku został ich dyrektorem. Był nim do października 1939 roku.

- Przed wojną mieszkał w kamienicy Towarzystwa „I.K. Poznański” u zbiegu obecnych ulic Legionów i Gdańskiej, a od około 1936 w dwurodzinnej wilii przy ul. Malwowej 6 na łódzkim Julianowie – zaznacza Wojciech Źródlak. - Zajmował ją z bratem Mieczysławem. Był on technologiem, także zatrudnionym w fabryce „I.K Poznański”.

W latach trzydziestych XX wieku Józef Wołczyński był jednym z najbardziej popularnych działaczy społeczno-politycznych w Łodzi. Zapraszano go do udziału w życiu licznych stowarzyszeń i kół. 23 stycznia 1932 roku odznaczono go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Był jednym z organizatorów spółdzielczości na terenie Łodzi. Należał do związku zawodowego „Jedność”, a następnie do Związku Zawodowego Majstrów Fabrycznych w Łodzi. Działał w organizacji „Oświata Narodowa” i w Polskiej Macierzy Szkolnej. W czasach I wojny światowej należał do Komitetu Obywatelskiego w Łodzi. A gdy odmówił niemieckim władzom okupacyjnym przyjęcia mandatu radnego Magistratu m. Łodzi został aresztowany i osadzony w więzieniu. Przebywał w nim do 1917 roku. Po odzyskaniu niepodległości był radnym miasta Łodzi, a wiele lat także wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej.

Od 1927 roku do wybuchu wojny był prezesem klubu IKP – Łódź działającego przy fabryce Poznańskiego. A od stycznia 1934 roku do września 1939 roku pełnił funkcję prezesa Łódzkiego Klubu Sportowego. Razem z Józefem Pilarskim tworzył w Łodzi Teatr Popularny. Działał on od 1923 roku do wybuchu wojny w budynku zakładowego domu kultury fabryki IKP, przy ul. Ogrodowej 18. By również prezesem Rady Kościelnej przy kościele św. Józefa przy ul. Ogrodowej, prezesem Towarzystwa Śpiewaczego im. S. Moniuszki, a także ostatnim przedwojennym prezesem łódzkiego oddziału Ligi Morskiej i Kolonialnej. Po wybuchu wojny, we wrześniu 1939 roku, został aresztowany przez gestapo. Zarzucono mu wystąpienia antyniemieckie. Zwolniono go na początku listopada tego roku. Przeżył wojnę. Zmarł 1 listopada 1954 roku.

Przez 25 lat podczas prowadzonych kwest udało się zebrać 1,8 miliona złotych i odnowić ponad 170 zabytkowych nagrobków znajdujące się w katolickiej, prawosławnej części Starego Cmentarza przy ul. Ogrodowej w Łodzi. Na przykład Bronusia Olbicha. Przedstawia on pomnik małego dziecka, utrzymany w stylistyce romantycznej z postacią anioła pod krzyżem. Nagrobek ten odnowiono dzięki internetowemu głosowaniu łodzian. Udało się też odnowić nagrobek Leona Jaworskiego, który zaprojektował znany łódzki rzeźbiarz Wacław Konopka. Leon Jaworski był dyrektorem Towarzystwa Akcyjnego Juliusza Heinzla. Nowe życie dostał też unikatowy pomnik wykonany w stylistyce Art Deco, który postawiono Helenie Nowak. Odnowiono też nagrobki rodziny Fischer i Milnikel znajdujące się w ewangelickiej części Starego Cmentarza. Odrestaurowano również zniszczony w 2004 roku pomnik Jekatariny Swincowej, żony podpułkownika stacjonującego w Łodzi pułku wojsk rosyjskich. Nagrobek w formie krzyża z pni drzew oplecionego bluszczem należy do nielicznych zachowanych zabytków na części prawosławnej.

Dzięki współpracy łódzkiego magistratu z Towarzystwem Opieki nad Starym Cmentarzem przy ulicy Ogrodowej w Łodzi udało się między innymi odnowić nagrobek małżeństwa Marii i Konstantego Piotrowiczów. To najbardziej znani uczestnicy Powstania Styczniowego związani z naszym regionem, a wokół ich śmierci wyrosła cała legenda. Maria Piotrowiczowa została zabita przez kozaków. Podobno rosyjski oficer wezwał ją do podania się. Ona nie chciała. Wolała zginąć. W chwili śmierci Maria Piotrowiczowa była w ciąży. Osierociła też dzieci, które już miała. Renowacji poddany został nagrobek Stanisława Wolskiego i Mieczysława Machnika. To harcerze-legioniści, którzy w polegli w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Nowe oblicze uzyskał też grób dr Artura Starzyńskiego, który zmarł w 1930 roku.

- Był to lekarz pułkowy, który pracował podczas pierwszej wojny światowej – wyjaśnia Cezary Pawlak. - Był również znakomitym neurologiem, który swoją wiedzę medyczną przełożył na prace organizatorskie, bo był dowódcą szpitala wojskowego.

Wyremontowano również pomnik Walerego Panuszewskiego, urzędnika Drogi Żelaznej Fabrycznej Łódzkiej. Udało się też odrestaurować skrzydła zdobiące jeden z najbardziej charakterystycznych nagrobków znajdujących się katolickiej części cmentarza. Pochowany jest tam kapitan Stefan Pogonowski. Zgłosił się na ochotnika, by walczyć w wojnie polsko–bolszewickiej. Gdy zginął, miał 25 lat. Jego imię rozsławił generał porucznik Lucjan Żeligowski, dowódca dywizji w której walczył Pogonowski. Pogonowski poniósł śmierć 15 sierpnia 1920 roku, pod Wólką Radzymińską. Był dowódcą I Batalionu 28 Pułku Strzelców Kaniowskich. Zginął prowadząc do ataku swój batalion.

Niedaleko cmentarnej kaplicy znajduje się kolejny odnowiony nagrobek. Spoczywa w nim ks. Franciszek Pruski. Nagrobek ten został zniszczony przez Niemców jesienią 1939 roku. Przez wiele lat nieznane były też dokładne losy spoczywającego nim ks. Franciszka Pruskiego. Choć żyjący przed wojną łodzianie opowiadali o jego legendzie. W latach dwudziestych na mogile księdza ustawiono efektowną rzeźbę autorstwa Wacława Konopki. Przestawiała postać anioła schylającego się nad wizerunkiem ks. Pruskiego. Rzeźba ma zostać w przyszłym roku zrekonstruowana.

- A postać ks. Pruskiego i związana z nią historia jest naprawdę niezwykła! - zapewnia Cezary Pawlak.

Ks. Franciszek Pruski, łódzki ksiądz opisał dramatyczne chwile swego życia na marginesie brewiarza, gdy oczekiwał na wyrok sądu. Te wspomnienia zatytułował „Moja dola w latach wojny 1914 – 1915”. W czerwcu 1914 roku został wikariuszem w parafii Kramsk w powiecie konińskim. W końcu sierpnia, we wsi spadł aeroplan zestrzelony przez kozaków. Ksiądz Pruski razem z proboszczem i kościelnym udali się na miejsce wypadku. Było już tam mnóstwo ludzi. Ks. Franciszek miał przy sobie broń. Wyciągnął rewolwer i kazał wszystkim się odsunąć. Wtedy zobaczył wystraszonego, bladego niemieckiego oficera.

- Schowałem broń i podszedłem do niego – wspominał ks. Pruski. - Dowiedziałem się, że nazywa się Natzemer, w aeroplanie miał towarzysza, którego zabito i którego zmuszony był wyrzucić. Ze swej strony zaproponowałem mu, by poszedł ze mną na herbatę, lecz sprzeciwił się temu ks. proboszcz mówiąc, że sprowadzę mu ma głowę kozaków. W tej chwili nadszedł wójt z pisarzem i rozpoczęli swoje czynności.

Natomiast ks. Franciszek wszedł przez ciekawość do aeroplanu. W środku, na ławce zobaczył igielnik z guzikami. Wziął go i włożył do kieszeni. Tymczasem wójt wsadził oficera do powozu i pojechał z nim do Koła.

- Opowiadali mi, ze przyjęto go tak jak dżentelmeni przyjmują dżentelmena – pisał w swych notatkach ks. Pruski. - Wydawało się, że na tym się skończy. Lecz sprawa przyjęła inny obrót. Podobno kiedy spadł ów aeroplan i wyskoczył z niego oficer, to ludzie którzy byli wtedy na polu rzucili się na niego i przewrócili. Na nas, czyli na mnie i proboszcza, poczęto mówić, że sypaliśmy mu piaskiem w oczy, biliśmy kijami. Ja nawet jakoby miałem strzelać, co jak Bóg w niebie, jest nieprawdą! Nic więc dziwnego, że ja i proboszcz opuściliśmy parafię.

Potem ks. Pruski wrócił do rodzinnej Łodzi. Zatrzymał się u rodziców i brata. Pod koniec kwietnia 1915 roku na ul. Wólczańskiej 79, w mieszkaniu brata księdza, pojawiła się policja.

- Skrępowano mi ręce i jak psa na łańcuchu prowadzono mnie do sądu, gdzie przeczytano mi zeznania dwóch osób – pisał ks. Pruski. - Według ich zeznań miałem przyłożyć broń do piersi niemieckiego oficera ze zestrzelonego aeroplanu, tak by nie mógł zbiec.

Ksiądz zdążył jeszcze napisać, że został skazany na karę śmierci. W ostatnim słowie dziękował ks. Wojdasowi za pożyczenie brewiarza. Dziękował też i żegnał m.in. ks. Tymienieckiego, prałata Szmidla. Ks. Franciszek Pruski został rozstrzelany przez Niemców 17 czerwca 1915 roku w Kutnie. Rodzina pochowała go Starym Cmentarzu w Łodzi.

Warto wspomnieć jeszcze o jednej rodzinie pochowanej na Starym Cmentarzu. Antoni Urbanowski miał 19 lat, gdy przyjechał do Łodzi. Był rok 1872. Już po 2 latach założył własną firmę kamieniarską. Najpierw na ul. Konstantynowskiej, czyli dzisiejszej Legionów. Potem Antoni Urbanowski przeniósł zakład na ul. Cmentarną. Zakład kamieniarsko–budowlany Antoniego Urbanowskiego szybko się rozrastał. Na przełomie XIX i XX wieku stał się jednym z najprężniejszych i największych w całym Królestwie Polskim. Zatrudniał ponad 50 pracowników, posiadał najnowocześniejsze jak na tamte czasy maszyny. Wykonywano w nim nie tylko nagrobki, ale też detale budowlane do wyposażenia wnętrz budynków, między innymi schody, balustrady, parapety, wanny, które znalazły się w łódzkich kamieniach i fabrykanckich willach.

Cezary Pawlak zauważa, że przełomem w działalności zakładu Antoniego Urbanowskiego jest rok 1881.

- Powstaje wówczas ciekawy pomnik nagrobny Aleksandra Anstadta, w którym pojawia się symboliczny motyw złamanej kolumny – opowiadał nam Cezary Pawlak. - Za najciekawszy artystycznie uważa się pomnik w formie neogotyckiej kapliczki upamiętniający postać pierwszego wielkiego fabrykanta Ludwika Geyera. W 1886 roku, dwa lata wcześniej niż słynna kaplica Scheiblera, powstaje pierwsze na Starym Cmentarzu mauzoleum małżeństwa Moenke w kształcie antycznej świątyni greckiej. Teresa Moenke to córka Karol Gottloba Anstadta, właściciela i założyciela łódzkiego browaru. Jednak najważniejszym dziełem Zakładu Urbanowskich na łódzkiej trójwyznaniowej nekropolii jest mauzoleum Juliusza Heinzla.

W 1938 roku firmę po Antonim Urbanowskim przejął jego syn Józef. Po drugiej wojnie światowej firma Urbanowskich przeżywała trudne chwile. Obarczona przez nową władzę wysokimi podatkami, została w końcu przejęta za długi. Józef Urbanowski zmarł w 1952 roku, Antoni i Józef Urbanowscy spoczęli na Cmentarzu Starym przy ul. Ogrodowej. Łódzcy przewodnicy od dawna podnosili, że rodzina która wykonywała większość najpiękniejszych pomników na tej nekropolii, sama ma prosty, zniszczony, lastrikowy nagrobek wzniesiony w latach pięćdziesiątych. Znajduje się on w części katolickiej Cmentarza Starego, przy płocie oddzielającym go od części prawosławnej. W 2015 roku po kolejnej kweście na rzecz ratowania zabytków Cmentarza Starego w Łodzi ten nagrobek odnowiono.

W tym roku pieniądze na renowację zabytków Starego Cmentarza w Łodzi można wpłacać za pośrednictwem serwisu zrzutka.pl. Kliknij w link, by przejść na stronę kwesty.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki