Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracili fortunę przez „policjantów”. Centrala oszustów była w Niemczech

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Na ławie oskarżonych zasiądą trzej oszuści, którzy metodą „na policjanta” na dużą skalę wyłudzali pieniądze – głównie od osób starszych. Okazało się, że centrala szajki znajdowała się w Niemczech, skąd dzwoniono do ofiar i gdzie odprowadzano zdobyte pieniądze. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Okręgowego w Łodzi.

Oskarżeni to: 37-letni Damian Sz. - „Jankes”, który jako jeden z nielicznych Polaków poznał liderów szajki w Niemczech, a także 37-letni Łukasz Sz. i 43-letni Adam K. Prokuratura zarzuca im, że należeli do zorganizowanej grupy przestępczej działającej w Niemczech, Łodzi i innych polskich miastach kierowanej zza Odry przez Daniela M. - pseudonimy „Cygi” i „Uszaty”, a także przez Sebastiana M. znanego też jako „Grofo” oraz tajemniczego osobnika o pseudonimie „Synek”.

Śledczy ustalili, że szefami grupy były osoby narodowości romskiej. W szajce obowiązywała ścisła hierarchia. Najwyżej na tej drabinie stali bossowie gangu, a najniżej tzw. odbieracy, czyli osoby odbierające pieniądze od oszukanych. Co istotne, Daniel M. został skazany prawomocnie przez Sąd Okręgowy w Lublinie, jednak nie zgłosił się do odbycia kary, przepadł jak kamień w wodzie i wysłano za nim listy gończe. Swoich rozmówców „Uszaty” informował, że jego słowa bez problemu może zweryfikować telefonicznie inny funkcjonariusz. Zwykle był nim oszust o filmowym pseudonimie „Rambo”.

Według Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, otwierający listę oskarżonych Damian Sz. nawiązał kontakt z Danielem M. na przełomie 2014 i 2015 roku. „Uszaty” poszukiwał „odbieraków”, którzy mieli mieć policyjną prezencję. Tymczasem „Jankes” nie wyglądał na policjanta. Dlatego zaproponował bossowi, że będzie wyszukiwał i prowadził „odbieraków”. Daniel M. zgodził się i „Jankes” zabrał się do roboty.

Pierwsze przestępstwo z jego udziałem to wyłudzenie 12 tys. zł od nieznanego mieszkańca Retkini w Łodzi. Okazuje się, że nie wszyscy poszkodowani informowali policję, że padli ofiarą oszustów i stracili pieniądze w wyniku metody „na policjanta”. Wyłudzoną wtedy gotówkę Damian Sz. przesłał „Uszatemu” za pomocą jednej z dwóch spółek zajmujących się międzynarodowymi transferami finansowymi: Wester Union lub Money Gram.

Prokuratura zarzuca Damianowi Sz., że za pośrednictwem swojego kolegi, Łukasza Sz., którego zwerbował do odbierania trefnych pieniędzy, wyłudził co najmniej 200 tys. zł oraz biżuterię i monety warte 12 tys. zł. Śledczy podają też przykłady. Kwoty porażają. Od trzech nieznanych osób oszuści wyłudzili 10, 72 i 75 tys. zł, natomiast od Leokadii K. w Łodzi prawie 50 tys. zł.

Damian Sz. odbierał trefną gotówkę zarówno w Łodzi, jak i w Poznaniu, Warszawie i przy trasie S 8 z Łodzi do Wrocławia. Musiał być bardzo dobry w swojej robocie, bowiem został zaproszony do Niemiec na spotkanie z szefami gangu. . Dzięki temu śledczy zajrzeli za kulisy procederu. Okazało się, że do ofiar w Polsce dzwoniono zza Odry od poniedziałku do piątku. W dni wolne od pracy nie telefonowano, ponieważ banki były wtedy zamknięte.

Dziennie wykonywano około stu telefonów. Rozmowy zwykle prowadził Daniel M. Wybierano osoby starsze. Jeśli senior mówił, że trzyma gotówkę w domu, to słyszał od rozmówcy podszywającego się pod oficera policji, że listonosz współpracuje z przestępcami i wkrótce zostanie okradziony. Dlatego najlepiej zrobi, jeśli oszczędności powierzy wskazanemu „stróżowi prawa”.

Jeżeli zaś pieniądze były ulokowane w banku, to senior dowiadywał się, że kasjerka dała się skorumpować i podjęła współpracę z oszustami. W takich przypadkach ofiarę przekonywano, że najlepiej uczyni, jak wypłaci pieniądze i przekaże policji, która zastawi pułapkę na przestępców. Z odzyskaniem powierzonej gotówki miało nie być żadnych problemów, ponieważ stróża prawa mieli ją oznaczyć specjalnym proszkiem.

Interes kręcił się znakomicie, ponieważ oszuści wyłudzali pieniądze z domu i banku, a także przekonywali seniorów, aby na poczet fikcyjnej „tajnej operacji policyjnej” zaciągnęli kredyty. Ci po wyjściu z banku wręczali pieniądze rzekomemu policjantowi lub pozostawiali w miejscu wskazanym przez oszustów. W tym czasie obie strony były ze sobą w stałym kontakcie telefonicznym. Dopiero jak senior rozstał się z gotówką, rzekomy stróż prawa prosił go, aby poczekał na przyjazd policji i szybko rozłączał się. Oczywiście żadna policja nie zjawiał się i senior po pewnym czasie zdawał sobie sprawę, że padł ofiarą sprytnych przestępców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki