Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oddajcie moje dzieci!

Agnieszka Jasińska
fot. 123rf
Karolina wyjechała do Grecji kilka lat temu. Młoda, zakochana, szczęśliwa... Łodzianka nigdy nie przypuszczała, że jej życie przerodzi się w dramat.

Była przekonana, że wyszła za troskliwego i kochającego człowieka. To było dla niej najważniejsze. Ani trochę nie przeszkadzało jej, że mąż jest Grekiem. Myślała, że prawdziwe uczucie jest ważniejsze od różnic kulturowych.

Niestety, jak tylko urodziło się dziecko, mąż zmienił się nie do poznania. Z wielkiej miłości nic nie zostało. Zamykał dziewczynę w domu, bił ją, wyzywał, upokarzał. Z domu mogła wychodzić tylko do sklepu, i to po wyznaczonej przez męża trasie. Nie mogła się spóźnić, bo za każdą minutę spóźnienia dostawała w domu lanie. Nie wytrzymała i poprosiła o pomoc detektywów z Polski. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, w niedzielę jej koszmar się skończy.

- O ratunek poprosiła nas rodzina dziewczyny. Nasza ekipa jest już w Grecji. W przeciągu najbliższych dni planujemy odbicie mamy i jej dziecka - powiedział nam detektyw Krzysztof Rutkowski. - Podobne akcje przeprowadzaliśmy też w Turcji, Tunezji i Pakistanie. Uprowadzane dzieci mają nie więcej niż 12 lat. Starsze mogą stawiać opór i ich porwanie jest zbyt ryzykowne dla ojców.

Za jednego dolara

Scenariusze uprowadzeń prawie zawsze są takie same. Ona - Polka, on - cudzoziemiec, często muzułmanin. Najpierw jest miłość, albo przynajmniej jej złudzenie. Potem biorą ślub, wyjeżdżają do kraju męża, rodzą się dzieci. I wtedy zaczyna się koszmar. On zamyka ją w domu, bije. Jeśli ona stawia opór, to on zabiera dzieci i ukrywa tak, żeby nie mogła ich znaleźć. Na niej już mu nie zależy. Oczywiście kobieta może odejść, jednak pod warunkiem, że zostawi mu dzieci.

- Kobieta sama nie jest w stanie wydostać dzieci z tego piekła. Potrzebne są specjalistyczne i doświadczone grupy operacyjne. Najpierw wysyłamy na miejsce naszego człowieka, który musi wejść w środowisko i zdobyć jego zaufanie. Taka osoba przez kilka tygodni, a czasem nawet miesięcy, udaje siostrę albo kuzynkę. Rodzinie męża mówi, że przyjechała w odwiedziny. Przywozi im prezenty, dużo rozmawia. Sprawia wrażenie, jakby nie wiedziała, że źle się dzieje w tym małżeństwie. Nie może wzbudzać żadnych podejrzeń. Do odbicia dzieci przystępujemy dopiero wtedy, kiedy mamy opanowany teren - opowiada Rutkowski.

W krajach muzułmańskich zawarcie małżeństwa nie oznacza nabycia przez kobietę praw do wspólnego majątku. Dodatkowo podpisuje ona specjalny kontrakt. A ponieważ zakochana kobieta przed ślubem nie myśli zwykle o pieniądzach, w przypadku cudzoziemek kontrakt jest zazwyczaj niekorzystny. Bywa, że po rozwodzie była żona dostaje odszkodowanie w wysokości jednego dolara...
Bez happy endu

Dramatyczną walkę o dzieci ma już za sobą 30-letnia Marta. Do momentu urodzenia drugiego dziecka jej życie układało się niczym bajka. Mąż był czułym i troskliwym człowiekiem, mieszkali w Turcji. Kiedy na świat przyszło drugie dziecko, mąż zamknął Martę w domu. Dostawał napadów złości, bił ją. W końcu wypędził z domu. Bez dzieci. Jedno dziecko wywiózł i ukrył u rodziny. Drugie zostało przy nim.

- Moi ludzie uważnie obserwowali teren. Akcja wymagała przede wszystkim cierpliwości. Dzięki temu udało się odbić dwójkę dzieci - opowiada Rutkowski.

Nie każda akcja kończy się jednak sukcesem.

- Pamiętam przypadek, kiedy próbowaliśmy odbić dziecko w Egipcie. Celnik zapytał wtedy dziecko, gdzie jest jego tata. Malec odpowiedział, że w Kairze. To wzbudziło zainteresowanie. Zadał więc dziecku kolejne pytanie: czy chce cukierka. Chłopczyk bardzo dobrze mówił po arabsku. Celnik nie uwierzył, że jest w Egipcie tylko na wakacjach. No i zostaliśmy zatrzymani na przejściu granicznym - wspomina Rutkowski. Detektyw nie zdradza, jak się to skończyło, ale chyba nie skończyło się dobrze...

Nie tylko muzułmanie

Michał Mazurek z konsulatu RP w Londynie przyznaje, że codziennie odbiera po kilka telefonów od zdesperowanych matek lub ojców. - Pytają o procedury oraz o to, gdzie mają szukać pomocy - opowiada Mazurek. - Jednak problem dotyczy nie tylko małżeństw mieszanych. Coraz częściej o dzieci walczą między sobą także Polacy.

Ostatnio konsulat zajmował się sprawą, w której matce zależało na tym, aby dziecko mieszkało w Wielkiej Brytanii, a ojciec wywiózł je do Polski.

W podobnej sytuacji znalazła się Patrycja z Łodzi. Przez dziesięć lat żyła z mężem alkoholikiem, który bił i ją i dziecko. Patrycja miała dosyć. Kiedy więc siostra zaprosiła ją do siebie do Londynu, ani przez chwilę się nie wahała. To miała być dla niej szansa na lepsze życie. W Londynie znalazła pracę i przedszkole dla synka. Niestety, sielanka nie trwała długo. Po roku mąż odnalazł Patrycję w Londynie. I koszmar zaczął się na nowo.

- Po moim wyjeździe z Polski mąż stracił pracę. Co miesiąc wysyłałam mu dwieście funtów na przeżycie, ale dla niego to było za mało. Dlatego kupił bilet i przyjechał do mnie - opowiada Patrycja. - Nie miał zamiaru szukać pracy. Ja chodziłam do pracy, a on całe dnie pił. Kiedy wracałam zmęczona, awanturował się. Po kolejnej awanturze nie wytrzymałam i znowu uciekłam. Zabrałam dziecko, zmieniłam adres, nie chciałam mieć z tym człowiekiem nic wspólnego.
Modny trend

Największy koszmar Patrycja przeżyła pod koniec października ubiegłego roku. Jak zwykle przyszła po synka do przedszkola, ale dziecka nie było. Przedszkolanka powiedziała jej, że chłopczyka odebrał tata. Natychmiast pojechała do mieszkania męża. Nikogo tam jednak nie zastała. Wpadła w panikę, przez dwa dni szukała dziecka. Powiadomiła policję, dzwoniła po szpitalach. Trzeciego dnia zadzwonił telefon. Z Polski.

- Mąż poinformował mnie, że zabrał synka do domu i że go już nie odzyskam - opowiada łamiącym się głosem Patrycja. - Miałam do wyboru: albo rzucić wszystko i polecieć do Polski, albo zostać. Nie było się nad czym zastanawiać. Natychmiast spakowałam rzeczy, złożyłam wymówienie w pracy i poleciałam do Polski.

Mąż zapowiedział, że nie da Patrycji rozwodu. Zabronił jej też kontaktów z dzieckiem. Patrycja zgłosiła się po pomoc do organizacji zajmującej się prawami matek. Nie wie, co dalej robić.

- Jest to obecnie modny trend w sądach i wśród stowarzyszeń tzw. pokrzywdzonych ojców. Mężczyzna preparuje fałszywe dowody, składa fałszywe doniesienia na policję i do zespołów kuratorskich. W ten sposób pozoruje sytuację, że to on sam jest pokrzywdzony. Sądy w sprawach karnych o znęcanie się nad rodziną skupiają się wtedy na wybielaniu ojców - sprawców przemocy. Są oni z reguły uniewinniani - twierdzi Beata Kopczyńska, która pomaga matkom walczącym o dzieci.

Beata Matys-Wasilewska, psycholog, podkreśla, że jeśli rodzice walczą o dziecko, to robią mu największą z możliwych krzywd. - Dziecko nie wie, które z rodziców jest złe. Jeśli na co dzień przebywa wśród rodziny ojca, która wpaja mu, że to matka jest niedobra, bo go opuściła, to dziecko wcześniej czy później w to uwierzy. A nawet jeśli od czasu do czasu spotka matkę, to rozłąka wywołuje negatywne emocje i matce bardzo trudno zachować spokój podczas takiego spotkania. Bez pomocy psychologa ten problem jest niemożliwy do rozwiązania.

Imiona ze względów bezpieczeństwa zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki