Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bandyci katowali Kamila w autobusie. Nikt mu nie pomógł

Agnieszka Magnuszewska, Wiesław Pierzchała
Bandyci znęcali się nad Kamilem bijąc go, kopiąc i szarpiąc. Podarli na nim kurtkę i spodnie. Na koniec go okradli
Bandyci znęcali się nad Kamilem bijąc go, kopiąc i szarpiąc. Podarli na nim kurtkę i spodnie. Na koniec go okradli fot. Paweł Nowak
16-letni Kamil ma poobdzierane z naskórka plecy, podbite oko, liczne guzy na głowie. Niepełnosprawnego chłopca przez kilkanaście minut katowało dwóch oprychów. Bili i poniżali go w autobusie MPK, na oczach kilkudziesięciu pasażerów. Nikt nie kiwnął nawet placem, by pomóc Kamilowi.

Kamil wracał w czwartek ze szkoły autobusem nr 62. Około godz. 16 przy skrzyżowaniu ulic Rzgowskiej i Strażackiej do pojazdu wsiadło dwóch, głośno zachowujących się agresywnych chłopaków. W autobusie był tłok, więc zaczęli brutalnie popychać pasażerów. Wyraźnie szukali zaczepki. Po chwili dojrzeli Kamila. Wyglądał na spokojnego, więc zażądali od niego pieniędzy. Gdy usłyszeli, że nie ma gotówki, zrzucili go z fotela.

- Zaczęli go okładać pięściami. Nikt nie zareagował. Nawet kierowca nie wezwał ochrony, a przecież ma taką możliwość - oburza się Agnieszka Makuła, matka Kamila.

Na przystanku przy ul. Paradnej i Wołodyjowskiego napastnicy wyciągnęli chłopaka z autobusu. - Tam dalej się nad nim znęcali. Kopali, bili po głowie ciężką butelką coli, którą ostatecznie wylali na syna - opowiada wstrząśnięta matka chłopca.

Na biciu się nie skończyło.

- Napastnicy ukradli nastolatkowi telefon komórkowy i plecak - mówi Joanna Kącka z zespołu prasowego KWP w Łodzi. - Uciekli spłoszeni przez starszego pana, który widząc, jak znęcają się nad chłopakiem, przybiegł z pomocą.

W plecaku Kamila były też dokumenty i klucze od mieszkania. - Przez to nawet na obdukcję z synem nie mogłam pojechać. Cały dzień czekałam na wymianę zamków - opowiada mama Kamila. - Jak to możliwe, że nikt, nawet kierowca, nie pomógł Kamilowi? Mam jeszcze jednego syna 11-latka. Czy od teraz mam drżeć o ich bezpieczeństwo, gdy będą jechać autobusem?

Według MPK, kierowca nie wezwał firmy ochroniarskiej, bo nie widział zdarzenia. - Zwrócił na tych dwóch uwagę, gdy wsiadali, bo zachowywali się głośno. Ale weszli tylnymi drzwiami. Był tłok, więc kierowca nie widział, co się dzieje w tej części autobusu. Zresztą żaden pasażer nie dał znać, że trzeba wezwać ochronę - wyjaśnia Marcin Małek z MPK. - Kierowca nie miałby przed tym oporów, bo trzy tygodnie temu wzywał ochronę do zamieszania w autobusie.

Kierowca zamierza jednak pomóc, podając policji rysopis oprychów. - Liczymy też na innych świadków zdarzenia, takich jak choćby kobieta z dzieckiem, przy której syn siedział w autobusie - mówi Agnieszka Makuła.

Według Kamila, bandyci mają około 20 lat i po 170 m wzrostu. Jeden ma na imię Radek, jest szczupłym blondynem o kręconych włosach. Ubrany był w białą bluzę. Jego kompan Marcin też jest szczupły, ma krótkie, ciemne włosy. Miał na sobie czarną kurtkę. Policja prosi świadków o kontakt z VII komisariatem przy ul. 3 Maja 43, tel. 042 665 24 56 lub 59.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki