Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seksistowskie żarty dyrektora łódzkiej szkoły

Agnieszka Jasińska
Dyrektor szkoły przyznaje, że lubi żartować, ale dodaje, że nikogo nie miał zamiaru urazić
Dyrektor szkoły przyznaje, że lubi żartować, ale dodaje, że nikogo nie miał zamiaru urazić Jakub Pokora
"Czemu jesteś taka smutna, czyżbyś dzisiaj nie zażywała seksu?" - kiedy jedna z nauczycielek Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych im. T. Makowskiego w Łodzi usłyszała te słowa z ust dyrektora, oniemiała. Kolejna zaczerwieniła się jak burak, gdy dyrektor stwierdził: "Idziesz już na lekcję? To jest mój ulubiony przedmiot, wiesz pochwy te sprawy...". Grono pedagogiczne powiedziało dość.

Marcin Walicki został dyrektorem szkoły 3 lata temu. Wydawało się, że nawiązał dobry kontakt z młodzieżą. Ciało pedagogiczne miało mieszane odczucia odnośnie do sposobu bycia przełożonego. Zwłaszcza że - jak twierdzą - jego żarty i zaczepki stawały się coraz bardziej śmiałe. Wreszcie 7 obecnych i byłych nauczycieli szkoły postanowiło stawić czoło zachowaniu dyrektora.

- Próbowaliśmy szukać pomocy u wizytatora, ale nic to nie dało. Zgłaszaliśmy problem wizytatorce z ministerstwa kultury, ale usłyszeliśmy, że takie żarty służą rozładowaniu atmosfery - mówią rozżaleni nauczyciele.

Eleonora Kujawa-Stebel, wizytator przynaje:
- Kiedy dostaliśmy sygnał, że w szkole źle się dzieje, przeprowadziłam ankietę wśród uczniów i nauczycieli. Wyszło z niej, że tylko kilka osób skarży się na relacje z dyrektorem. Dyrektor to młody człowiek z wielkim poczuciem humoru. Zdarza się, że palnie coś bez zastanowienia - mówi.

Nauczyciele uznali, że miarka się przebrała, gdy dyrektor zaczął niewłaściwie odnosić się także wobec uczniów. - Tuż przed egzaminem usłyszałam jak dyrektor mówi do maturzysty: "Jak nie zdasz matury, to ci coś urwę i twoja dziewczyna nie będzie chciała się z Tobą spotykać". To niedopuszczalne - podkreśla jedna z nauczycielek. Dlatego po naradzie z kolegami zdecydowali się zawiadomić resort kultury.

"Dyrektor wprowadza w szkole bardzo napiętą atmosferę, co uniemożliwia spokojną pracę (...). Jest to przejaw nierównego traktowania pracowników. Dyrektor bardzo często używa w stosunku do swoich pracowników szczególnie nieprzyzwoitych i seksistowskich żartów" - czytamy w piśmie do ministerstwa kultury.
Nauczyciele podkreślają, że w szkole czują się zastraszeni i zaszczuci. Boją się sprzeciwić dyrektorowi. Twierdzą, że podsłuchuje pod drzwiami, jak prowadzą lekcje. - Mamy nadzieję, że sposób postępowania dyrektora zostanie przeanalizowany - mówi Sebastian Zaborowski, jeden z nauczycieli podpisanych pod petycją do ministerstwa.

Co na to wszystko dyrektor Marcin Walicki? Nie zaprzecza, że lubi dowcipkować w pracy. Prosi, by dokładnie zacytować jego słowa: - Moje żarty nie miały nikogo urazić. Wielokrotnie wspólnie z nauczycielami żartujemy w celu rozluźnienia atmosfery. Nie jestem zwolennikiem sztywnej atmosfery, gdyż nie służy to dobrym relacjom i poprawnej współpracy.

Pytany o niestosowną odzywkę wobec maturzysty, odpowiada:

- Staram się mobilizować uczniów, ale nie w sposób przytaczany przez moich szanownych kolegów. - Ta sprawa kwalifikuje się do sądu pracy. Nauczyciele mogą wystąpić o zadośćuczynienie. Jeśli potrzebują pomocy prawnej, zapraszam - mówi Kamil Kałużny, rzecznik Okręgowej Inspekcji Pracy w Łodzi. A Witold Matuszyński z Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego podkreśla, że jeśli pracownik uważa żarty szefa za niestosowne, powinien zwrócić mu na to uwagę. Jeśli to nie pomoże, żarty trzeba nagrać, by mieć dowód w sądzie. W takim zachowaniu można dopatrywać się bowiem elementów molestowania - mówi Matuszyński.

Resort kultury zapewnił nas, że zajmie się sprawą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki