Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Światowe Dni Młodzieży otworzyły nam serca dla pielgrzymów z całego świata

Grzegorz Maliszewski
Grzegorz Maliszewski
Mieszkańcy Łódzkiego w swoich domach przyjęli tysiące młodych ludzi z całego świata. Czym pielgrzymów zaskoczyliśmy? Jakie są ich wrażenia z pobytu w Łodzi, Białej, Łowiczu, Piotrkowie czy Bełchatowie?

W ostatnim tygodniu do regionu łódzkiego przyjechało około 11 tys. młodych chrześcijan z całego świata, by przygotować się na spotkanie z papieżem w Krakowie. Krążące po mieście barwne grupy młodzieży budziły zainteresowanie i uśmiechy łodzian. Zauważona została pierwsza grupa pielgrzymów z Zimbabwe, którzy zaczęli tańczyć i śpiewać już w tramwaju na Lumumbowo. - Ludzie zaczepiali nas, mówili, że lubią afrykańską muzykę - cieszył się z ciepłego przyjęcia ojciec Batanai Padya, jezuita i opiekun pielgrzymów z Harare.

Matthew Masamba z Zimbabwe na rozpoczęcie festiwalu Paradise in the City założył wełnianą, afrykańską spódniczkę i przepaskę z koralików. Przyjęciem przez łodzian jest zachwycony. - Ludzie, jesteście wspaniali - mówi. - Macie też bardzo dobre jedzenie. Jadłem już polskiego keksa i smaczne kanapki z wędliną i serem - tłumaczy.

Matthew chwalił też polską pogodę i temperaturę, która jest... wyższa niż u niego w domu: - W Zimbabwe mamy teraz zimę, jest około 15 stopni. W Polsce jest chłodno, ale mogę chodzić z gołymi rękami.

W większości przypadków przyjmowaniu pielgrzymów towarzyszyły uśmiechy, uściski i szeroko otwarte serca łodzian. Choć czasem brakowało najpotrzebniejszych słów. - Z naszej grupy 11 osób tylko ja mówię po angielsku - mówi Marie Helene Wetewea z Nowej Kaledonii. Większość z rodzinami dogaduje się na migi. Ale jest wspaniale - dodaje.

Tomasz Kociak, wierny z parafii św. Anny Łodzi, musiał pójść do domu rodziców, którzy przyjęli dwóch Francuzów, ale nie znali ich języka. Z gości tylko jeden mówił po angielsku i mógł się porozumieć z synem gospodarzy. - Drugi Francuz nic nie mówi, ale jest taki serdeczny i otwarty, że jakoś się porozumieliśmy - mówi łodzianin. Serdeczność niewiele pomogła jednak na stacji benzynowej w Łodzi. Aby kupić pastę do zębów, Francuz musiał pokazać sprzedawcy... swoją szczoteczkę.

W parafii św. Anny pojawiła się też grupa 19 pielgrzymów z Seszeli. Tuż przed przyjazdem wierni surfowali w internecie w poszukiwaniu informacji o tych egzotycznych wyspach. Rodzina pana Kociaka wyczytała, że na Seszelach szczególnie lubiane są pomidory. Dlatego dla swoich gości przygotowali leczo, a także inne polskie potrawy.

Słownik w telefonie i można się porozumieć z dziewczynami

Pani Jadwiga Knabe z tej samej parafii, zaprosiła do domu dwie dziewczyny z Seszeli. Jednak problemem był język. Emerytka z Łodzi zna tylko trochę niemiecki i rosyjski, którego uczyła się w szkole. A na Seszelach obowiązuje angielski.

- Dzieci zainstalowały mi słownik w telefonie, mam nadzieję, że jakoś się dogadamy - planowała parafianka.

Jednak nie wszystko szło gładko. Do jednej z parafii na Chojnach w Łodzi miała przyjechać grupa z Ukrainy. Jedna z parafianek stwierdziła, że Ukraińców w swoim domu przyjmować nie chce i odmówiła proboszczowi przyjęcia gości. Później okazało się jednak, że do parafii przyjeżdżają Francuzi, a jej córka od kilku lat uczy się francuskiego i marzy o podróży do Francji... Jednak było już za późno. Atrakcyjnych gości przygarnęli inni wierni.

Były drobne problemy organizacyjne, bo nie do końca wiadomo było, ile dokładnie osób się pojawi i kiedy. Niespodziankę zgotowała reprezentacja Zimbabwe, która dotarła do Łodzi pół doby przed terminem, a na dodatek w środku nocy i zgłosiła się do organizatorów z radosnym powitaniem: „Cześć, przyjechaliśmy”. Problemy sprawiła też próba zamachu stanu w Turcji. Z tego powodu zamiast 85 Filipińczyków o czasie przyleciało tylko dwóch. Reszta spóźniła się dobę.

Do diecezji łowickiej przyjechało prawie tysiąc pielgrzymów z zagranicy. Część z nich będzie gościć w diecezji do piątku, a pozostali wyjadą do Krakowa dopiero w poniedziałek, 25 lipca.

W Łowiczu oraz okolicznych wioskach zamieszkało stu Włochów z Perugii wraz z arcybiskupem Renato Boccardo ze Spoleto oraz około 70 mieszkańców Indii, w Skierniewicach zakwaterowano 44 Francuzów, a Puszczy Mariańskiej 50 Białorusinów. Po pięćdziesięciu gości z Półwyspu Apenińskiego przyjęły natomiast Kutno, Łęczyca i Rawa Mazowiecka.

Na obiad schabowy ziemniakami, pomidorowa i ciasto cytrynowe

Jako pierwsza do Łowicza przybyła pięćdziesięcioosobowa grupa z egzotycznych Indii. Z Bombaju do Warszawy lecieli 11 godzin z przesiadką w Zurychu. Wśród pielgrzymów znalazły się m.in. Vincy, Maria, Pearl, Jenny, Chonchuila oraz Svetlana. Sześć sympatycznych dziewcząt z kraju nad Indusem zamieszkało u państwa Marzeny i Andrzeja Zygmuntów. Gospodarze ugościli je schabowym z ziemniakami i surówką oraz zupą pomidorową, a na deser podali ciasto cytrynowe i kawę. Katoliczki z Indii jedzenie sobie bardzo chwaliły, ale najlepiej smakował im kotlet i deser.

- Chcemy jeszcze poeksperymentować z polską kuchnią - mówi Vincy Irudayaraj.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

Państwo Zygmuntowie kontaktują się z Azjatkami po angielsku za pośrednictwem córki Marianny. - Już pierwszego dnia zabraliśmy je na spotkanie z burmistrzem, który opowiadał o zabytkach, historii i współczesności naszego miasta oraz zabrał gości z Indii na pieszą wycieczkę po centrum - mówi Andrzej Zygmunt.

Młode Hinduski są także pod wrażeniem gościnności i życzliwości mieszkańców Łowicza, który im się bardzo podoba. Zdziwił ich mały ruch na ulicach. W Indiach, które są jednym z najludniejszych krajów świata, ulice są pełne przechodniów oraz pojazdów. Jak podkreślają, do Polski każdą z nich sprowadziła pamięć o papieżu Janie Pawle II.

- Przyjazd na Światowe Dni Młodzieży w Polsce to dla mnie swego rodzaju pielgrzymka - mówi Maria Deborah E. - Moja mama cierpi na chorobę Parkinsona i będę modliła się w Krakowie za pośrednictwem świętego Jana Pawła II do Boga o jej uzdrowienie.

Liczna grupa Azjatów wzbudziła także żywe zainteresowanie wśród mieszkańców miasta nad Bzurą. Szczególnie ich orientalna uroda. - Byłem zaskoczony, że w jednym kraju żyją ludzie, którzy mają bardzo ciemną, jasną i żółtą skórę - powiedział nam Arkadiusz Wojda, który mieszkańców Indii spotkał na Starym Rynku.

Siostra Dorota z Francji wraca po latach do Bełchatowa

Wśród 220 młodych pielgrzymów z Francji, którzy przyjechali do Bełchatowa, jest siostra Dorota Kołodziejczyk z archidiecezji w Metz, zajmująca się duszpasterstwem młodzieży. Dla nie jej wizyta w stolicy węgla brunatnego i energetyki jest wyjątkowa. Przed szesnastu laty wyjechała z Bełchatowa do Francji, aby pełnić posługę jako siostra w jednej z tamtejszych parafii. Dziś po latach wraca do swojego rodzinnego miasta z francuską młodzieżą.

- Dla mnie to jest ważne, że mogłam przywieźć młodzież do mojego miasta. Zanim przyjechaliśmy wiele rozmawialiśmy o Bełchatowie, wiele opowiadałam, a teraz to wszystko im pokażę - mówi siostra Dorota. - Najbardziej martwili się o to, że nie będą mogli się porozumiewać. Pierwsze pytanie było o to, czy ludzie w Bełchatowie mówią po francusku.

Pytana o pierwsze wrażenia Francuzów w Bełchatowie tylko się szeroko uśmiecha.

- Młodzi mówią, że u rodzin w Bełchatowie mają tak dobrze jak w raju - śmieje się siostra Dorota.

Z serdecznością i otwartością Francuzi spotykali się praktycznie na każdym kroku. Podczas oficjalnego powitania w ogrodach parafialnych w Bełchatowie miejscowy proboszcz i dziekan bełchatowski wygłosił kilkuminutową przemowę w języku francuskim, którą skrupulatnie przygotował sobie na kartce, czym wzbudził gorący aplauz pielgrzymów.

Trochę nieśmiało w języku polskim z bełchatowianami rozmawia trzech młodych chłopaków z Francji, którzy mają polskie korzenie. Damian, Janek i Patryk przyznają, że wizyta w Polsce ma dla nich szczególne znaczenie.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

- Pierwszy raz jesteśmy na Światowych Dniach Młodzieży i wrażenia są bardzo dobre, ludzie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni - mówi Janek Biała.

Przejęte swoją rolą są też bełchatowskie rodziny, których ponad setka przyjęła do swoich domów młodzież z Francji.

Helena i Krzysztof Onyszkiewiczowie z Bełchatowa, którzy goszczą u siebie trzech nastolatków, pierwsze co zrobili, to... przetłumaczyli ich imona na język polski.

- Tomasz, Florian i Mateusz tak ich imiona brzmią po polsku, uczymy ich polskich słów - mówi Helena Onyszkiewicz. - Pokazaliśmy im już Bełchatów, chcemy, żeby tutaj się dobrze czuli, na pewno pomyślimy o jakichś smakołykach, aby poczuli co to polska gościnność.

- Nazywam się Chinno Park, mam 24 lata i pochodzę z Daegu, na południowym wschodzie Korei - opowiada jeden z młodych Koreańczyków, których kilkunastu przyjechało do Białej koło Wielunia. Chinno studiuje tradycyjną koreańską medycynę - kierunek bardzo popularny w Korei. - Zdecydowałem się przyjechać na Światowe Dni Młodzieży, ponieważ moi rodzice są bardzo katoliccy. Mi również od kilku lat, wiara daje wielką siłę. Dlatego myślę, że spotkanie z Ojcem Świętym Franciszkiem będzie czymś, czego nie zapomnę do końca życia - mówi Chinno.

Przyznał, że trochę obawiał się podróży z Korei do Polski, która trwała 13 godzin. Pielgrzymi najpierw dotarli do Francji, a stamtąd dopiero samolotem do Krakowa i autokarem do Białej. Światowe Dni Młodzieży są imprezą o podwyższonym ryzyku. Wiele osób w ostatniej chwili zrezygnowała z wyjazdu, z powodu strachu przed atakami terrorystycznymi. Chinno również mówi, że trochę się tego obawia. - Mam jednak nadzieję, że Pan Bóg będzie nas miał w swojej opiece - dodaje.

Z kolei do Piotrkowa przyjechała grupa 60 młodych pielgrzymów z Węgier. Razem z nimi przyjechała 35-letnia siostra Rahel z Budapesztu. - W Piotrkowie będę przewodnikiem młodych ludzi. Są wśród nas osoby, które pochodzą z trudnych środowisk, nigdy nie były za granicą, nie posługują się językami obcymi, dlatego będę im pomagać i wspierać ich podczas pobytu - mówi Rahel.

W środę Rahel razem z innymi została gorąco przywitana przez siostry dominikanki w Piotrkowie i to w ich domu spędzi czas aż do poniedziałku. - Mimo że jestem tu pierwszy raz, czuję się jak w domu. Poza tym siostry przywitały mnie tak, jakbyśmy się znały od dawna. Blisko mam też kaplicę, którą mogę odwiedzić w każdej chwili - dodaje Rahel.

Siostra Rahel należy do diecezji Eger we wschodniej części Węgier, to stamtąd autobusami razem z innymi pielgrzymami trafiła najpierw do Łodzi, a następnie do Piotrkowa. Jakie ma oczekiwania wobec Światowych Dni Młodzieży w Polsce?

- Oczekuję przede wszystkim bożych cudów i spotkania z Bogiem, a poza tym chcę doświadczyć uczucia bliskości, przyjaźni i zrozumienia, tego że nie jesteśmy sami - mówi Rahel.

Współpraca: K. Renkiel, R. Klepczarek, M. Fryta

Światowe Dni Młodzieży 2016. Dni w diecezjach. Droga Miłosierdzia w Łodzi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki