Cuda, cuda szopkowe w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk

Cuda, cuda szopkowe w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie

Dariusz Piekarczyk

Ponad 400 elementów, w tym ponad 100 ruchomych, ma największa szopka bożonarodzeniowa w regionie łódzkim, która stoi u ojców bernardynów w Warcie. Jej historia sięga połowy lat 80. ubiegłego wieku.Jak co roku znów przyciągnie tłumy turystów...

Światła pogaszone, migają jedynie lampki choinkowe. W świątyni cichutko, cichuteńko, ot wśród nocnej ciszy, czasem ktoś jedynie zakaszle, ale nawet szeptów nie słychać. Milczenie. Wierni, o dziwo, nie patrzą na ołtarz, także ciemnościami spowity, lecz na majaczące, otoczone mrokiem, figury, domki, kościoły - ponad 400 elementów największej w Polsce centralnej ruchomej szopki. Widać jedynie jej ciemne kontury, ale w powietrzu wyczuwa się nastrój wielkiego oczekiwania. Z zakrystii wyrusza mała procesja, która idzie korytarzem, wzdłuż świątyni, by potem drzwiami głównymi, pod chórem, wejść do kościoła. Prowadzi ojciec Sławomir Zaporowski, gwardian klasztoru Ojców Bernardynów w Warcie. Za nim idą: ojciec Cecylian Szczepanik, ministranci i pozostali kapłani. Dochodzą do szopki. Gwardian klęka i spokojnie, z wielka nabożnością, wkłada figurę Dzieciątka do żłóbka. I wtedy, jak na komendę, świątynia rozbłyska światłami. Zaraz też głośne „ooo”, wymieszane z „Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi” słychać w całym kościół. Ruchomą szopkę można już podziwiać. U bernardynów zaczyna się pasterka.

Tak, w ostatnich latach, wyglądało i będzie wyglądać w tym roku, odsłonięcie ruchomej szopki w klasztorze ojców bernardynów w Warcie.

Monumentalna ruchoma szopka bożonarodzeniowa w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie zajmuje jedną boczną nawę oraz dużą część świątyni. Z kościoła trzeba
Dariusz Piekarczyk Kowal nie ustaje w trudzie i nawet na chwilę nie przerywa ciężkiej pracy, mimo że żar bije z pieca

Panorama wraz z niebem kosztowała 13 tys. złotych

- Większa jest tylko w Kalwarii Zebrzydowskiej u bernardynów i chyba w Poznaniu, choć tu nie jestem pewien - mówi z dumą brat Hiacynt.

Początki ruchomej szopki w Warcie sięgają połowy lat 80. poprzedniego wieku. - Był wtedy u nas w klasztorze, nieżyjący już, brat Rafał Łopata - wspomina Paweł Stępień, główny budowniczy szopki, a od wielu lat, rzec można, dowódca zespołu wykonawców. - Kiedy zmarł, pałeczkę po nim przejąłem wespół z Arturem Krynickim, który mieszka teraz w Trójmieście, ale na Boże Narodzenie przyjeżdża do Warty. Nie może się nadziwić, że szopka teraz taka wielka.

W roku 2002 w klasztorze pojawił się brat Tomasz, który do Warty przyszedł z podkrakowskiej Alwerni. - On miał talent do pozyskiwania sponsorów - mówi z uśmiechem Paweł Stępień.

- Potrzebowaliśmy parę złotych, choćby na figurki, ale skąd wziąć pieniądze?. Brat Tomasz zaczął chodzić do Urzędu Miasta, poszedł raz, drugi, trzeci, piąty, aż w końcu, żeby zapewne mieć spokój, urzędnicy pieniądze dali. Jak dali, to zamówiliśmy panoramę, wraz z niebem. Panoramę namalowała warcianka Mariola Kępa, pamiętam, że 13 tysięcy kosztowała, ale warto było, do dziś ją używamy. Za brata Tomasza wzbogaciliśmy się o dziesięć nowych domków. Robił je jeden z braci z klasztoru w Alwerni. Ale nie tylko, domki wykonywali dla nas także więźniowie z Zakładu Karnego w Sieradzu. On namówił także Stanisława Łuczaka, taką naszą regionalną złotą rączkę, wynalazcę, do zrobienia rusztowań z prawdziwego zdarzenia, bo te dotychczasowe były drewniane. Pamiętam, idę raz po takim tańczącym rusztowaniu, niosąc nową figurę, a tu trzask, deska pękła, a ja lecę na plecy, figura szybuje do góry, jak nic się rozbije. Na szczęście Krzysiek Klimaszewski zdążył pochwycić figurkę. Rusztowania od pana Łuczaka to już była wyższa szkoła jazdy. On wszystko pomierzył, dopasował, do dziś jest z nami, ostatnio, jak szopka przybrała monstrualne rozmiary, to rusztowania też dopasował jak trzeba. Nie wiem, co byśmy bez jego pomocy zrobili.

Monumentalna ruchoma szopka bożonarodzeniowa w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie zajmuje jedną boczną nawę oraz dużą część świątyni. Z kościoła trzeba
Dariusz Piekarczyk Mnogość ruchomych figurek - to między innymi wyróżnia szopkę z Warty

Po odejściu z Warty brata Tomasza, pojawili się w klasztorze ojciec Cecylian Szczepanik i brat Cherubin, który jest teraz w klasztorze w Piotrkowie. Obaj nie są z tych, co to siedzą bezczynnie. Prace przy szopce nabrały rozmachu. Każdego roku zaczęło przybywać figurek. Rok temu budowniczowie poszli na całość.

- Apetyt rośnie w miarę jedzenia i zaczęło nam brakować miejsca w kaplicy świętej Anny - mówi ojciec Cecylian Szczepanik. - Rusztowania pojawiły się nad sarkofagiem Rafała z Proszowic. Szopka zajęła jedną trzecią świątyni, po prostu gigant.

Nad sarkofagiem wyrósł pałac Heroda. Pałac wyrzeźbił, w styrodurze, brat Hiacynt.

- Aż dziw, że jakoś dałem radę - mówi. - Przed świętami uwijam się jak w ukropie, bo roznoszę jeszcze wiernym opłatki, taki mamy zwyczaj. Nie jest łatwo, bo odwiedzam głównie wioski. Nachodzić się trzeba. Dopiero po powrocie mogłem brać się za pracę.

Jak tu budować szopkę ze złamaną ręką

W tym roku zakonnikom wydawało się, że wszystkie plagi egipskie dopadły budowniczych. Rękę złamał Paweł Stępień, motor napędowy budowy szopki, kierownik, projektant. - Ale Paweł się nie poddał, pokazał, że jest prawdziwym dowódcą - mówi Krzysztof Klimaszewski. - Z ręką w gipsie przychodził, a jak trzeba było, to brał się i za robotę fizyczną. Sam się dziwiłem, jak daje radę. Elektryki już nie robił. To na swoje barki wziął Wiktor Wawrowski, a elektryka to niezwykle ważna część szopki.

- Z tą elektrycznością to mieliśmy kiedyś wpadkę na całego - wtrąca Paweł Stępień.- Kilka lat temu wymyśliliśmy sobie, że będą w szopce promienie słoneczne. Żeby był lepszy efekt zamontowaliśmy silnik od pralki, bo miał większe obroty. Podczas prób wszystko szło na medal. Włączamy, promienie są. Przyszła pasterka, naciskam włącznik, a tu buch. Żadnych promieni, w kościele ciemność. Wstyd jak diabli. Na szczęście wywaliły tylko korki i dało się awarię szybko usunąć. Od tej pory nie ma już jednak żadnych eksperymentów, żadnych prowizorek.

W drugi dzień Bożego Narodzenia wierni u bernardynów rzucają w gwardiana owsem i innymi zbożami

Budowa szopki magicznie wciąga. - Miałem kilka lat przerwy, ale wróciłem w tym roku, bo to miejsce, ten klasztor i kościół, uspokajają, nawet nie zauważysz jak bardzo, jak wpadłeś po uszy - mówi Marek Kłys. - Ta praca wygasza emocje i daje satysfakcję. Potem, kiedy patrzę na uśmiechnięte dzieci, to dopiero jest radocha.

- Klimat podczas budowy jest niesamowity - mówi Paweł Stępień. - Tak, spieramy się, ale kłótni nie ma. Z tymi ludźmi można zrobić wszystko.

Monumentalna ruchoma szopka bożonarodzeniowa w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie zajmuje jedną boczną nawę oraz dużą część świątyni. Z kościoła trzeba
Dariusz Piekarczyk Podziwiać można nie tylko ruchome figurki. Jest żłóbek, są domki, pałac Heroda, młyn wodny, płynie nawet strumyk

W kościele wrze jak w ulu

- Za pierwszym razem nigdy szopki dobrze się nie obejrzy, nie ma takiej możliwości - wtrąca Krzysztof Klimaszewski. - Dzieci przychodzą potem z rodzicami w tygodniu, raz, dwa, a nawet i trzeci. Specjalnie dla mniejszych dzieci mamy nawet ławeczkę, żeby mogły na niej stanąć i lepiej zobaczyć. Co tu się wyrabia, jak szopka jest czynna. W kościele drzwi się nie zamykają, czasem wrze jak w ulu. Aparaty fotograficzne strzelają raz za razem.

- Przyjeżdżają wycieczki z Łodzi, Pabianic, Łowicza, Łasku, a nawet z Wrocławia. W ostatnich latach nasza szopka stała się po prostu modna - mówi ojciec Cecylian. - Proszę sobie wyobrazić, że w tym roku dwie ogólnopolskie stacje telewizyjne już zapowiedziały, że będą w naszym klasztorze w Boże Narodzenie. Mają być relacje na żywo. Z takiej małej Warty na cały świat, kto by pomyślał...

Jednak w Warcie nie tylko jest szopka ruchoma. Na placu przed klasztorem czynna będzie także szopka z żywymi zwierzętami. To już „dziecko” brata Hiacynta. - Boksy dla zwierząt już mam zbudowane - mówi zakonnik. - A zwierzęta dostarczą nasi parafianie. Z tym to akurat większego kłopotu nie będzie, bo to rolnicza parafia. Jak zwykle liczyć możemy na zoo w Borysewie.

Monumentalna ruchoma szopka bożonarodzeniowa w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie zajmuje jedną boczną nawę oraz dużą część świątyni. Z kościoła trzeba
Dariusz Piekarczyk Jedną z ruchomych figurek jest piekarz, pracujący przy dużym ceglanym piecu

Owsem w gwardiana

Szopki, szopkami, ale w drugi dzień świąt gwardianowi warckiego klasztoru Sławomirowi Zaporowskiemu dostanie się od parafian za swoje...

- Tu jest taki zwyczaj, z tego co wiem, jedyny w regionie, że w drugi dzień Bożego Narodzenia, który jest poświęcony męczeńskiej śmierci świętego Szczepana i jest dniem święcenia zboża, którym wiosną rozpoczyna się siew, parafianie rzucają owsem, i to najmocniej jak tylko się da, w gwardiana, który wchodzi święcić zboże - mówi Cecylian Szczepanik. - Po mszy pełno jest potem w kościele zboża, spokojnie działkę dałoby się obsiać - śmieje się.

Atrakcji nie zabraknie aż do Trzech Króli, kiedy to, jak co roku, będzie inscenizacja przybycia mędrców do nowonarodzonego Dziecięcia. Główne role zagrają oczywiście budowniczowie szopki i zakonnicy. - Bo tak prawdę mówiąc, jesteśmy już rodziną - zamyśla się Cecylian Szczepanik. - Zżyliśmy się, jeden za drugiego w ogień by skoczył. Dobrze jest z nimi być.

Monumentalna ruchoma szopka bożonarodzeniowa w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie zajmuje jedną boczną nawę oraz dużą część świątyni. Z kościoła trzeba
Dariusz Piekarczyk To oni, przez ponad miesiąc, pracowali przy budowie szopki. Drugi od prawej (dolny rząd) Paweł Stępień

Szopka u bernardynów z Warty. Od samego początku szopkę buduje Paweł Stępień. Pozostali: Krzysztof Klimaszewski, Sebastian Misiak, Wiktor Wawrowski, Przemysław Świątkiewicz, Piotr Łuczak, Rafał Iwankiewicz, Michał Styczyński, Marek Kłys, ojciec Cecylian Szczepanik i brat Hiacynt. Rusztowania to dzieło Stanisława Łuczaka. Rośliny darowuje Rafał Budziński. Pomaga też firma Kratex.

Dariusz Piekarczyk

Od ponad ćwierć wieku jestem dziennikarzem tygodnika Nad Wartą oraz Dziennika Łódzkiego. Zajmuje się sportem, który jest moją pasją, a zwłaszcza piłka nożna i siatkówka. Ponadto sprawami historii regionu sieradzkiego, teologii. Pisze także o Sieradzu, który jest moim miastem, jego historii, mieszkańcach. Jestem autorem książek o historii zapasów, siatkówki oraz zmagań piłkarskich w Pucharze Polski.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.