Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trasa S14, czyli długa i kręta droga do serca ministra Nowaka [MAPA]

Piotr Brzózka
Tomasz Frączek
Łódź nie byłaby Łodzią, gdyby w mieście udało się coś zbudować tak po prostu, bez bólu, krzyku, potu na twarzy i politycznej awantury. Ale spokojnie - jako że Łódź jest Łodzią niezmiennie, tradycji stanie się zadość - dokładnie taka droga przez mękę czeka wszystkich wyczekujących budowy trasy ekspresowej S14. I żeby była jasność, niekoniecznie nasza w tym wina. Taki to kraj, po prostu.

O drodze S14, która ma być ostatnim elementem ringu okalającego Łódź, przez długie miesiące było cicho. Długa i przejmująca cisza wprawiła w stany lękowe samorządowców i polityków z regionu. Nie, żeby ktoś powiedział, że drogi nie będzie. Ale skoro nikt nie mówi, że będzie, to kto wie. Zwłaszcza że niektórzy ze zdumieniem odkryli, iż ministerstwo transportu szykuje całkiem nowy program budowy dróg na lata 2014-20, który już wkrótce zastąpi mocno zdezaktualizowany harmonogram prac 2011-2015.

Podsycaniu niepokoju sprzyja chaos informacyjny. Z ministerstwa transportu wyszło kilka przecieków na temat inwestycji planowanych w nowej perspektywie, nie było jednak wśród nich wzmianki o S14. Nic to nie znaczy, bo tylko łodziocentryzm może kazać łodzianom wierzyć, iż trasa ta kogokolwiek w Warszawie interesuje. Jednak brak potwierdzenia dla wielu stał się równoznaczny zaprzeczeniu. Sprawy nie ułatwia resort, który uparcie milczy, zapowiadając jedynie, że szczegóły poznamy w najbliższym czasie.

Nerwowa atmosfera narasta, łódzcy politycy zapowiadają nękanie ministra Sławomira Nowaka w sprawie S14, co - na marginesie - potwierdza tezę zawartą w pamiętnej wypowiedzi Mirosława Drzewieckiego: Polska to dziki kraj. Tak przynajmniej można sądzić, jeżeli założy się, że warta półtora miliarda złotych inwestycja zależy od nastawienia jednego polityka.

A może nie będzie źle i larum podniesiono na wyrost? Sondując temat, słyszymy od dobrze poinformowanej osoby, która miała wgląd w rządowy projekt, że budowę trasy S14 zapisano w nowych planach, wyznaczając termin realizacji na lata 2015-16. To w pewnej mierze zgadzałoby się z harmonogramem, jaki został wstępnie ustalony przy okazji przetargu na wykonanie projektu (o czym więcej - za chwilę). Żeby nie było tak wesoło, nasz rozmówca podkreśla, że S14 jest na liście "na razie".

Pod koniec marca do Konstantynowa Łódzkiego zjeżdżają przedstawiciele samorządów zainteresowanych budową S14, są też posłowie: Andrzej Biernat, Dariusz Joński, Artur Dunin, Marek Matuszewski. Ponadpartyjna reprezentacja zatroskanych o los drogi. Kilka godzin po spotkaniu, szybki jak zawsze w takich sprawach poseł Joński płodzi interpelację do ministra transportu Sławomira Nowaka. Po ogólnym nakreśleniu istoty problemu i znaczenia drogi dla regionu łódzkiego, zadaje też kluczowe pytania: czy S14 ostanie się w nowym planie, a jeśli tak - kiedy możemy się spodziewać realizacji. Odpowiedzi, póki co, brak.

Przy S14 trudno uciec od politycznego kontekstu. Rząd chce się skupić na projektach istotnych z centralnego punktu widzenia. Trzeba natomiast obiektywnie stwierdzić, że istnieje wiele przesłanek, by uznać S14 za trasę o znaczeniu jedynie lokalnym.

O ministrze Nowaku jego przeciwnicy z Łodzi uparcie powtarzają, że nie lubi naszego miasta. Nie powinno się więc dezawuować roli S14, żeby tylko Nowak nie przeczytał, nie usłyszał i się nie rozmyślił. Albo wręcz - jak mówi poseł Biernat - trzeba Nowaka utwierdzić w przekonaniu, że to droga o znaczeniu centralnym. Jak widać minister Nowak jest tu kluczowy. Od lat uważa się, że to politycy, a nie drogowcy układają program budowy dróg, a jego kształt jest wypadkową osobistych decyzji ministrów i nacisków politycznych grup interesu z poszczególnych regionów. Wiele zależy od tego, kto akurat jest u steru.

Trudno powiedzieć, co naprawdę zawdzięczamy Cezaremu Grabarczykowi, ale nie protestował on chyba nigdzie, gdy przypisywano mu uratowanie S14 dwa lata temu. Rząd przycinał wtedy swój program budowy dróg do rozmiarów kryzysowych, a losy S14 nie były ponoć pewne do ostatniej chwili. Lobby z innych części kraju wprost naciskały na wykreślenie tej trasy z planów, wskazując właśnie na jej lokalny charakter. Dosłownie "za pięć dwunasta" otrzymaliśmy wówczas z kręgów rządowych informację: S14 uratowana.

Resort wpisał drogę do słynnego załącznika 1a, nie dając tym samym żadnej konkretnej obietnicy, ale pozwalając zachować dobry nastrój. Przypomnijmy: załącznik nr 1 do programu budowy dróg zawierał listę inwestycji, które zaczną się do roku 2013, załącznik nr 2 stanowił wykaz projektów odłożonych na "kiedyś". Z kolei wspomniana lista 1a była zbiorem inwestycji, które mogą się rozpocząć do 2013 roku, jeśli tylko pieniędzy wystarczy. Co z tego wyszło, widzimy sami, budowa S14 na pewno nie zacznie się ani w tym roku, ani w następnym. Pozostaje światełko nadziei, że będzie to rok 2015.

Budowa S14 stała się już sprawą polityczną na etapie wyznaczania jej przebiegu. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zaproponowała dwa warianty. Tak zwany "czerwony", liczący 10 kilometrów, ledwie zahaczał o zachodnie granice Łodzi, przebiegając przez Nowy Józefów. 14-kilometrowy wariant "niebieski" pokaźnym łukiem wdzierał się w granice miasta, drogę wytyczono między innymi w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla Smulsko.

Ponieważ trudno wyobrazić sobie budowę drogi bez społecznych protestów, nie obyło się bez nich i tym razem. W sprawę zaangażowali się radni SLD Dariusz Joński i Jarosław Berger, proponujący wyrzucenie S14 za zachodnie granice Konstantynowa i Aleksandrowa. Jednak przeważająca część samorządowców z zainteresowanych powiatów i gmin zawiązała koalicję na rzecz budowy drogi w wariancie "czerwonym". Ostatecznie stanęło na kombinacji wariantów "czerwonego" i "niebieskiego".

Rozpatrując czynniki, które zadecydują o losach S14, można wskazać plusy dodatnie i plusy ujemne. Zacznijmy od tych pierwszych. S14 to inwestycja już częściowo ukończona, choć na razie powstał tylko południowy odcinek, będący obwodnicą Pabianic. Za budową pozostałej części S14 w najbliższych latach przemawia przede wszystkim stan zaawansowania tej inwestycji. Choć nie dzieje się i długo nie będzie działo nic widocznego gołym okiem, to udało się pchnąć do przodu dużą część biurokratycznej machiny, rozpoczęły się także prace koncepcyjne.

Przede wszystkim powstaje projekt tego niespełna 30-kilometrowego odcinka łączącego węzeł Lublinek z autostradą A2 i kawałek dalej - z A1. Za projekt odpowiada wyłoniona w przetargu firma Mosty Katowice. Przy okazji warto nadmienić, że ogłaszając przetarg GDDKiA nakreśliła wstępny harmonogram robót. Trzeba przyznać, że jego szczegóły napawają mniejszym optymizmem, niż sam fakt rozpoczęcia przygotowań do budowy. Na sporządzenie projektu i pozostałej dokumentacji przewidziano aż 29 miesięcy. Kolejne 8 miesięcy miałoby zająć wyłonienie wykonawcy, zaś sama budowa mogłaby trwać nawet 36 miesięcy. GDDKiA założyła możliwość przybliżenia terminów, jeśli jednak tak by się nie stało, termin oddania inwestycji należałoby ulokować dopiero w 2018 roku.

Drugim atutem pozwalającym wierzyć w rozpoczęcie budowy w najbliższych latach jest fakt, że dla tej inwestycji została już wydana decyzja środowiskowa. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska podpisała taki dokument w marcu 2011 roku. Samorządowcy podkreślają, że decyzja jest ważna 4 lata, co niewątpliwie przemawia za rozpoczęciem budowy najpóźniej w 2015 roku. Chyba że polskim zwyczajem wykonana robota pójdzie do kosza. Oczywiście, przy wydaniu tej decyzji nie obyło się bez protestów mieszkańców - tym razem Zgierza. Okazało się bowiem, że decyzja środowiskowa, wyznaczająca ostateczny przebieg drogi, sytuuje S14 w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla 650-lecia.

Czynnik społeczny - to może być właśnie słaby punkt S14. Ostatnie tygodnie przyniosły bezprecedensowe nagłośnienie konfliktu nie wokół samej S14, ale planowanego do niej dojazdu. Powołując się na sprzeciw mieszkańców, radni miejscy w Łodzi odrzucili miejscowy plan zagospodarowania dla osiedla Radogoszcz Zachód, uwzględniający budowę tej drogi. Hanna Zdanowska doniosła na radnych do prokuratury, a z kręgów magistrackich popłynął przekaz w tonie szantażu: ta awantura może negatywnie zaważyć na losach całej S14. Po co bowiem minister Nowak ma się pakować w inwestycję, wokół której narosło tyle napięć?

Przeciw S14 przemawia niechęć środowisk warszawskich, podkreślających jej lokalne znaczenie, a także fakt, że Łódź w najbliższym czasie będzie miała już trzy inne obwodnice, o czym większość polskich miast może pomarzyć. Może jest coś w słowach posła Jońskiego, według którego w grę wchodzi najzwyczajniej w świecie kwestia konkurencyjności gospodarczej. Duże, tanie miasto w samym środku 38-milionowego kraju, otoczone czterema trasami szybkiego ruchu- czy trzeba coś dodawać? Warszawa może na razie o tym jedynie pomarzyć.

Przeciw S14 przemawia też niestety historia. Droga dziś nazywana S14 miała zostać wybudowana pod koniec lat 70. Przez następne trzy dekady udało się zbudować tylko wspomniany fragment opasujący Pabianice. A i to nie bez problemów. Również ponad 30 lat temu, a konkretnie w 1980 roku, gotowa miała być autostrada A2. Udało się dopiero na Euro 2012 w Polsce. Autostrada A1 wciąż jest na etapie czyszczenia terenu. Jak dobrze pójdzie, pojedziemy nią w 2014 roku. A przypomnijmy, pierwsze dokumenty lokalizacyjne dla tej drogi pochodzą z połowy lat 90..

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki