Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekając przed wojną przyjechali do województwa łódzkiego

Anna Gronczewska
Ukraińcy uciekli przed wojną do województwa łódzkiego
Ukraińcy uciekli przed wojną do województwa łódzkiego Anna Gronczewska
Do wielu miejscowości naszego regionu łódzkiego przyjeżdżają migranci z Ukrainy. Dostają mieszkanie, ludzie przynoszą im żywność, środki higieniczne.

Pomoc zorganizowała między innymi parafia św. Stanisława w Szczawinie koło Zgierza. Jej proboszcz ks. Robert Kuźma zebrał parafian i szybko podjęli decyzję. Postanowili udostępnić Ukraińcom budynek po dawnej kancelarii. Parafianie uprzątnęli pomieszczenie i przygotowali je na przyjęcie gości ze wschodu. Ukraińcy przyjechali do Szczawina o godzinie 5.00 rano w poniedziałek. To trzy kobiety z piątką małych dzieci. Odpoczywali po podróży, ale jedno z dzieci zaczęło wymiotować, bolał je brzuch.

Jedziemy do lekarza! - zadecydowano

. Zaraz znalazł się samochód, kierowca. Dziecko uzyskało pomoc lekarską.

Jedną z Ukrainek, która zatrzymała się w Szczawinie jest Julia. Przyjechała z Równego razem z dwójką dzieci. Niespełna dwuletnim Timurem i 5-letnią Iloną. Z Julią przyjechała też bratowa i siostra. Też zabrały ze sobą dzieci.

Jechaliśmy cztery dni – opowiada Julia. - Na samej granicy spędziliśmy dwa dni. Ludzi jest tam pełno. Bywa, że granice przekracza dwoje dorosłych i dwudziestka dzieci... Rodzice chcą, by za wszelką cenę przekroczyły granicę...

Julia wspomina, że Równe opuścili w piątek, zaraz po tym jak wybuchła wojna.

W Polsce jest mój mąż, pracuje w Łodzi – wyjaśnia Julia. - Ale nie ma możliwości, by u niego mieszkać. Usłyszał, że można zamieszkać w Szczawinie. Tu przyjechaliśmy. Bardzo dobrze nas przyjęto. Wszyscy o nas dbają. Bardzo za tę pomoc dziękujemy!

Julia martwi się tylko o rodzinę, która została na Ukrainie. O wolność kraju walczą dwaj bracia i wujek.

Jest ze mną żona jednego z nich – dodaje. - A Nazar to jego syn...

Vasyl też jest Ukraińcem. W Polsce pracuje od 2017 roku. Ale odkąd wybuchła wojna nie przespał nocy. Martwił się o rodzinę, która została w Iwanofrankowsku, czyli dawnym Stanisławowie. Na szczęście w niedziele odebrał z Warszawy żonę i trójkę dzieci.

Wreszcie jesteśmy razem! - dodaje.

Żona Nadia oraz dzieci: 12-letnia Talina, 9-letni Misza i 10-letni Wania nie kryli łez, gdy zobaczyli swego męża i ojca.

- Pracuje w zakładzie wulkanizacyjnym koło Pabianic – mówi Vasyl. - Mój szef dał nam na razie mieszkanie za darmo. Bardzo dziękuje panu Radkowi, a także polskiemu rządowi, że tak pomaga Ukraińcom.

Vasyl opowiada, że gdy tylko usłyszał o wojnie powiedział rodzinie, by przyjechała do niego. Tym bardziej, że bomby spadły na wojskowe lotnisko znajdujące się na obrzeżach Iwanofrankowska.

Od naszego domu znajduje się daleko, ale w całym mieście było czuć po tych uderzeniach specyficzny zapach – dodaje Vasyl.

Nadia opowiadała, że o godzinie 22.00 wyłączane było światło. Włączano je o 8.00 rano. Co jakiś czas rozlegały się syreny alarmowe. Ludzie musieli schodzić do schronów, czyli piwnic.

Dzieci jeszcze teraz są wystraszone – mówi ich tata. - Wojna była u nas od 2014 roku, ale nikt nie przypuszczał, że stanie się to co teraz się dzieje.

Nadia opowiadała, że do Polski przyjechali autobusem. Kolejka na granicy miała osiem kilometrów. Stali w niej niemal dwa dni.

- Po stronie ukraińskiej dawano wszystkim jedzenie, picie – mówi Vasyl. - Tak samo Polacy, gdy już przekroczyło się granice

.

Vasyl opowiada, że rodziny zostawiają domy, auta i kierują się w stronę granicy z Polską. Zabierają ze sobą tylko to co niezbędne, Nadia też zostawiła dom, prace. Była pielęgniarką w szkole.

Na Ukrainie została mama, dziadkowie – wymienia Vasyl. - Rodzeństwo po stronie żony i mojej. Oni na razie wyjechali na wieś. Tam na razie jest bezpiecznie. Powiedziałem im, że jak będzie źle to mają dzwonić i przyjeżdżać do Polski...

Do Polski przyjechała też Oktana z sześciorgiem wnucząt. Najstarsze ma 14 lat, najmłodsze 1,5 miesiąca. Pochodzą z okolic Iwanofrankowska. Szli do granicy 50 kilometrów pieszo.

- To nasza znajoma – mówi Karolina Ziętek, mieszkająca koło Łowicza. - Pani Oktana przyjeżdżała do pracy w naszym gospodarstwie. Teraz do Polski pojechały jej córki, które pracują w Grodzisku Mazowieckim. Ona została z dziećmi na Ukrainie. Kiedy wybuchła wojna ruszyła do córek. W tym co miała na sobie. Potrzebna jest pomoc dla niej i dzieci.

Potrzebne są min. pampersy dla 1,5 miesięcznej dziewczynki, , chusteczki nawilżane, mleko np. Bereniko 1, ubrania dla 2 letniej dziewczynki, ubrania i zabawki dla 9 letniego chłopca. Ubrania dla dziewczynek w wieku od 11 do 14 lat, ubrania dla babci (rozm. 40), a także ręczniki, koce, pościel, sucha żywność.

Ponad 100 miejsc noclegowych dla Ukraińców przygotowano też w dawnej szwalni przy ul. Sienkiewicza 15 w Zgierzu. Zbierane są też dary dla mieszkańców ogarniętej wojną Ukrainy. Potrzebne są m.in. opatrunki, baterie, latarki, sucha żywność, środki higieniczne. W poniedziałek na Ukrainę wyjechał samochód z darami.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki