- Nie możemy zaplanować urlopów, bo jest nas za mało. Gdy ktoś zachoruje lub przytrafi mu się jakieś zdarzenie losowe, to nie ma nikogo na zastępstwa. Wtedy musimy odwoływać urlopy. Ciągle zmienia się nasz grafik pracy. Gdy 4 lata temu zaczynałam pracę w Lidlu, były 2-3 osoby więcej podczas każdej zmiany. Obecnie jest nas tak mało, że ludzie stoją w kolejkach, chociaż wszyscy siedzimy przy kasach - wyjaśnia powody założenia związków zawodowych Justyna Chrapowicz, przewodnicząca związków w Lidlu.
Lidl był ostatnim bastionem spośród sieci handlowych, gdzie dotychczas nie było związków. Kaufland w całym kraju ma 2 tys. związkowców, Carrefour 1,5 tys., w Real 2,5 tys., a w Biedronce jest ich tysiąc. W Łodzi najwięcej należy do NSZZ Solidarność w sieci Tesco.
- Mamy obawy, że osoby, które organizują związki w Lidlu, mogą mieć problemy z pracodawcą. Było tak w przypadku niemieckiego oddziału tej firmy. W Polsce też mogą być kłopoty. Odwiedziliśmy centralę firmy w Poznaniu. Zażądano od nas nazwisk członków związku, a to niezgodne z prawem. Możemy tylko podać ich liczbę - powiedział Waldemar Krenc, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemi Łódzkiej NSZZ Solidarność. - Mamy sygnały od pracowników Lidla, że nie dzieje się tam dobrze. To od nich był impuls o założeniu związku.
Zdaniem Waldemara Krenca zawiązuje się coraz więcej organizacji związkowych. Nie tylko z powodu łamania praw pracowniczych, ale również w walce o wynagrodzenia. - Prezesi i zarządy dużych polskich firm w 2012 roku podnieśli sobie pensje o 25 proc. Nie chcieli podzielić się zyskami ze swoimi pracownikami. Stąd frustracja załogi i przyczyny zakładania związków - mówi Krenc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?