Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Łodzi wybuchła ''chemiczna bomba''!

Wiesław Pierzchała
7,5 godziny trwała akcja gaszenia rozlewni rozpuszczalników w Mileszkach.
7,5 godziny trwała akcja gaszenia rozlewni rozpuszczalników w Mileszkach. Grzegorz Gałasiński
W nocy zbudził nas potężny huk. Tak jakby wojna wybuchła. Rzuciliśmy się do okien. Szyby zadrżały, a meble się trzęsły. Potem nastąpiły eksplozje, jedna za drugą. Nad hurtownią rozpuszczalników pojawiły się kłęby gęstego, trującego dymu, a potem w niebo strzelił 10-metrowy słup ognia. Chemikalia z rozbitych pojemników rozlały się i płonąc jak lawa z wulkanu wypłynęły z posesji na ulicę. To był koszmar. Prawdziwe piekło.

Tak mieszkańcy Mileszek na wschodnich obrzeżach Łodzi wspominali chwile grozy, jakie przeżyli wczoraj w nocy. O godz. 2.30 wybuchł bardzo groźny pożar pojemników z rozpuszczalnikiem do farb i lakierów na terenie firmy Senol przy ul. Pomorskiej 398. Wybuchające pojemniki z chemikaliami oraz butle z gazem stanowiły śmiertelne zagrożenie dla strażaków i okolicznych mieszkańców, ale na szczęście obeszło się bez ofiar.

- W dwóch halach magazynowych, dużej i małej będącej rodzajem przybudówki, było w sumie 20 zbiorników o pojemności 15 tysięcy litrów każdy - wyjaśnia kapitan Arkadiusz Makowski z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi. - Ponadto na podwórku, pod gołym niebem, stało około stu pojemników o pojemności tysiąca litrów każdy. Podczas gaszenia pożaru było ciężko i niebezpiecznie.

Gdy płonące chemikalia rozlały się tworząc rzekę ognia, strażacy musieli wycofać się do ul. Pomorskiej. Ledwie zdążyli uciec z wozem gaśniczym. Mimo że znaleźli się w opresji, ani na chwilę nie przerwali gaszenia obiektów. Okolicznych mieszkańców nie trzeba było ewakuować, gdyż sami - zaraz po pierwszych wybuchach pojemników z chemikaliami i butli gazowych - w popłochu uciekli z mieszkań. Byli przerażeni. Nawet nie wiedzieli, że mieszkają na beczce prochu.

Halina Badowska jest załamana. Mieszka z mężem i synem, a obok - w osobnym domu jednorodzinnym - córka z mężem i dwójką dzieci. To właśnie te dwie rodziny najbardziej ucierpiały.

- Chemikalia były składowane tuż za moim płotem - drży pani Halina. - Gdy zaczęły się palić, nastał sądny dzień. Wszystkie drzewa w ogrodzie zostały zniszczone, a niektóre tak bardzo spalone i osmolone, że zachowały się tylko kikuty. Warzywa też się nie uratowały. Przez 12 lat dbałam o ten ogród, który nie był ubezpieczony i wszystko poszło na marne. Jeden z pojemników eksplodował tak blisko, że płot betonowy rozwalił i basen gumowy z wodą zniszczył. A do tego dochodzą liczne szczątki po rozerwanych pojemników, na które można natrafić w różnych częściach ogrodu.

Mieszkający nieco dalej emeryt Stanisław Szwajkowski nie zapomni tej nocy do końca życia.

- Obudził mnie potężny wybuch, następnie zaczęły wyć syreny, a potem wszystko się zlało w jeden upiorny hałas - opowiada emeryt. - Ja i żona wypadliśmy na dwór. Widok był przerażający. Kłęby dymu, słup ognia i ten nieznośny zapach spalenizny. Przyjechało pełno wozów strażackich, a także policja i pogotowie ratunkowe, natomiast nad hurtownią zaczął krążyć śmigłowiec straży pożarnej.

WIĘCEJ CZYTAJ W PAPIEROWYM WYDANIU DZIENNIKA ŁÓDZKIEGO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki