Jeśli złamaliśmy przepisy i zdjęcie zrobi nam fotoradar, grozi nam za to mandat i punkty karne. Co mają robić kierowcy, którzy nie mogą przyjąć punktów, bo np. wyczerpali już swój limit? Wyjście jest proste. Mogą stwierdzić, że to nie oni prowadzili auto i wskazać, kto siedział za kierownicą. Jeśli ta osoba przyzna się, że faktycznie prowadziła pojazd, to ona zapłaci mandat i na jej konto powędrują punkty karne.
Okazuje się, że łatwo można znaleźć chętnych do wzięcia na siebie winy. Nie brakuje ich na samochodowych forach w internecie. "Prowadziłem twój samochód, a ty dostałeś mandat, skontaktuj się ze mną" - ogłoszenie o tej treści zamieściliśmy na jednym z internetowych forów. Nie musieliśmy długo czekać na odzew. Trzech kierowców z naszego województwa zainteresowało się naszą ofertą. Chcieli, byśmy wzięli na siebie ich punkty. Cena: od 100 do 150 zł za punkt. Łatwo mogliśmy zarobić nawet 450 złotych. Posiadacz prawa jazdy z czystym kontem może zawrzeć kilka takich transakcji rocznie.
Żeby zlikwidować ten proceder, zarządzająca fotoradarami Generalna Inspekcja Transportu Drogowego chce zmiany przepisów.
- Każdy kierowca, który zostanie uwieczniony na zdjęciu zrobionym przez fotoradar, dostaje od nas formularz, w którym do wyboru ma trzy opcje - tłumaczy Jan Mróz, rzecznik prasowy Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego. - Może wybrać przyznanie się do winy i zapłacenie mandatu, nieprzyznanie się i wskazanie osoby kierującej w tym momencie pojazdem, a także nieprzyznanie się i stwierdzenie niemożliwości wskazania kierowcy.
Jeśli wybierze trzecią opcję, będzie musiał zapłacić mandat w wysokości do 500 zł i nie dostanie punktów karnych. Jednak jest tu pewien haczyk. W trzecim przypadku nie ma taryfikatora. Co to oznacza?
- Nawet jeśli w pierwszym przypadku mandat wyniesie 50 czy 100 zł, nie ma pewności, że przy wyborze trzeciej opcji kierowca nie będzie musiał zapłacić maksymalnej kwoty - przestrzega rzecznik.
Dlatego proceder handlu punktami w internecie kwitnie w najlepsze. Ułatwia to fakt, że GITD nie weryfikuje, czy wizerunek na zdjęciu zgadza się z wizerunkiem rzekomego kierowcy. Potwierdza to Jan Mróz.
- Najważniejsza dla nas nie jest twarz kierowcy, tylko numer rejestracyjny, uwieczniony na zdjęciu - mówi.
Z wadliwości systemu kar na podstawie wskazań fotoradarów inspektorzy GITD zdają sobie sprawę. Mówią, że odpowiedzialność powinna spoczywać na tym, kto jest właścicielem samochodu, namierzonego przez fotoradar.
A co z radarami, które stawiają strażnicy miejscy? Czy również w tym przypadku nieuczciwi kierowcy mogą łatwo oszukać system?
Według Leszka Wojtasa z łódzkiej straży miejskiej byłoby to trudne.
- Ustawiamy nasze fotoradary tak, żeby twarz kierowcy była zawsze dobrze widoczna - wyjaśnia. - Są wprawdzie przypadki, że zasłania ją np. maskotka, jednak na ponad 6 tysięcy zdjęć, które zrobiliśmy kierowcom w tym roku, trudnych do zidentyfikowania było niewielu.
Według Marzanny Boratyńskiej z wydziału ruchu drogowego łódzkiej policji, proceder handlu punktami nie potrwa już długo. - To tylko kwestia czasu. Wkrótce fotoradary będą robić tak dobre zdjęcia, że nie będzie żadnych wątpliwości, kto siedział za kierownicą - mówi.
Kupujący, jak i sprzedający punkty muszą jednak pamiętać, że dopuszczają się poświadczenia nieprawdy. To przestępstwo, za które grozi nawet pięć lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?