Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walczyli w Powstaniu Warszawskim, w Łodzi znaleźli dom

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
78 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie. Po zakończeniu wojny wielu powstańców znalazło schronienie w Łodzi. Stała się ich drugim domem.

Łodzianin Mieczysław Gawłowski zawsze około 1 sierpnia wspominał swojego szwagra Tadeusza Ciszewskiego, który walczył w Powstaniu Warszawskim. Przeżył. Po wojnie ożenił się z Ireną, siostrą pana Mieczysława i zamieszkali w Łodzi. W powstaniu walczył też jego brat, Aleksander Gawłowski.

- Niestety, brat zginął – przypominał Mieczysław Gawłowski.

Tadeusz Ciszewski urodził się w 1919 roku w Gostyninie. Po skończeniu szkoły powszechnej pracował na budowach. W czasie wojny został ślusarzem. Został wywieziony na roboty do Niemiec.

- Byłem zatrudniony w Niemczech jako robotnik na budowie kolei - pisał po wojnie w swym życiorysie Tadeusz Ciszewski. - Praca była ciężka, więc po trzech miesiącach uciekłem i powróciłem do kraju. Tu byłem poszukiwany. Wyjechałem do Warszawy,. Ale jadąc pociągiem do Łowicza zostałem złapany przez Niemców. Osadzono mnie w obozie w Boryszewie, koło Sochaczewa. Po dwóch miesiącach uciekłem, a obóz zlikwidowano. Wszystkich więźniów wywieziono do Majdanka. Ale znów trafiłem w ręce Niemców. Po razkolejny wywieziono mnie na roboty. Tym razem do Krzyża. W czasie transportu uciekłem..

Tadeusz Ciszewski ponownie znalazł się w Warszawie. Gdy wybuchło powstanie walczył w Batalionie „Ruczaj” Armii Krajowej, w kompanii Lodecki. Sam miał pseudonim „Wircik”.

- Przez całe powstanie, sześćdziesiąt trzy dni, bronił barykady znajdującej się na rogu ul. Pięknej i Mokotowskiej – opowiadał na, Mieczysław Gawłowski. - Po kapitulacji Powstania Warszawskiego trafił do obozu jenieckiego w Sandbostel. Pracował też w fabryce maszyn rolniczych w Lubece, która produkowała karabiny.

W obozie doczekał końca wojny. Wrócił do Polski. Odszukał Irenę, swoją miłość z czasów okupacji, którą poznał w czasie wojny. Wzięli ślub. W 1948 roku przeprowadzili się do Łodzi. Wiele lat pracował w Wojewódzkiej Radzie Narodowej, w wydziale zatrudnienia. Zmarł w 1994 roku. Został pochowany na łódzkim cmentarzu Kurczaki.

Pułkownik Szostak

Łódź stała się domem dla pułkownika Józefa Szostaka. Urodził się w 1897 roku w Józefowie koło Błonia. Jego ojciec był właścicielem ziemskim. Świadectwo dojrzałości otrzymał w 1915 roku, w warszawskiej Szkole Handlowej Edwarda Rontalera. Miał podjąć studia, ale wstąpił do Legionów Polskich. Na skutek tzw. kryzysu przysięgowego znalazł się w obozie w Szczypiornie.

Po odzyskaniu niepodległości chciał znów zacząć się uczyć na Kursach Przemysłowo – Rolniczych, ale ponownie wstąpił do wojska. Został zawodowym żołnierzem. We wrześniu 1939 dowodził 13. Pułkiem Ułanów Wileńskich w składzie Wileńskiej Brygady Kawalerii. Po kapitulacji zaczął działać w konspiracji. Był oficerem Związku Walki Zbrojnej w Warszawie. Potem służył w Oddziale III (Operacyjnym) Komendy Głównej Armii Krajowej. Potem został Szefem Operacji KG AK. W październiku 1943 roku mianowano go na pułkownika służby stałej. Od 27 lipca 1944 roku był Szefem Operacji i I zastępcą Szefa Sztabu KG AK, gen. Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza”. Podczas Powstania Warszawskiego walczył na Woli, Starym Mieście, Śródmieściu, przedostawał się przez kanały. Po kapitulacji powstania dostał się do Oflagu Woldenberg.

Po zakończeniu wojny wrócił do Polski. Pracował między innymi zakładach produkujących na Ziemiach Odzyskanych materiały ogniotrwałe. Uruchamiał tam kopalnie glin ogniotrwałych. Ale w 1950 roku został aresztowany. Trzy lata później skazano go na sześć lat więzienia. Opuścił je w 1955 roku. Zamieszkał w Łodzi, gdzie pracował jako urzędnik. W 1962 roku przeszedł na emeryturę. Zmarł 11 lutego 1986 roku. Został pochowany na cmentarzu w Rudzie Pabianickiej.

Msza za jego duszę

Po wojnie w Łodzi zamieszkał też Jan Kubiak, roczni 1921, który zmarł w 2018 roku. Pochodził z Drzazgowej Woli koło Będkowa. W czasie Kampanii Wrześniowej walczył jako zwykły żołnierz. Dostał się do niemieckiej niewoli, ale z niej uciekł.

- Dotarłem do domu w Będkowie – opowiadał nam Jan Kubiak. - Czekali na mnie rodzice i sześcioro rodzeństwa. Bardzo się ucieszyli na mój widok, bo wcześniej ktoś im powiedział, że zginąłem. Odprawiono nawet w kościele mszę za moją duszę.

Już w marcu 1940 roku zaczął działać w konspiracji. Nie było jeszcze Armii Krajowej, tylko Związek Walki Zbrojnej. Przyjął pseudonim „Strzała”. Jan Kubiak wspomina, że początkowo zbierał broń, werbował ludzi do konspiracji. Ale szybko został dowódcą drużyny z Drzazgowej Woli.

- W 1943 roku, już jako żołnierze Armii Krajowej weszliśmy w skład plutonu dywersyjno – sabotażowego „Graf" – wspominał Jan Kubiak. - Raz otrzymałem rozkład ukrócenia działalności konfidentów w Tomaszowie Mazowieckim. Mieliśmy spalić zakłady naprawcze Gerharda Denkhausa, które pracowały dla niemieckiej armii. Załatwiono mi pracę w tym zakładzie jako pomocnik elektryka. Moim głównym zadaniem było przygotowanie zakładu do podpalenia. Powoli poznawałem w Tomaszowie chłopaków, którzy działali w konspiracji. Założyliśmy mały oddział partyzancki "Zryw". Punkt spotkań urządziliśmy sobie w opuszczonym domu nad Pilicą. Pamiętam, że likwidowaliśmy konfidentów z Tomaszowa. Pierwsze było małżeństwo Pietrzaków. Zostali zastrzeleni, gdy wracali z kina. Nie udała się próba zastrzelenia innego, tomaszowskiego konfidenta. W odwecie Niemcy rozstrzelali 60 osób. Bardzo to przeżyliśmy. Spalenie zakładów naprawczych zostało odwołane.

W Warszawie

W 1944 roku Jan Kubiak wyjechał do Warszawy. W oddziałach partyzanckich brakowało kierowców. W stolicy miał zrobić prawo jazdy w firmie Henryka Prylińskiego.

- Ale po skończeniu kursu i uzyskania prawa jazdy już nie wróciłem do Tomaszowa Mazowieckiego – mówił pan Jan. - Nawiązałem kontakt z Dyonem Motorowym Obszaru Warszawa. 1 sierpnia zastał mnie w stolicy. Czekaliśmy na to powstania, każdy aż palił się do walki!

1 sierpnia 1944 roku łącznik przyniósł wiadomość, że żołnierze Dyonu Motorowego mają się udać na ul. Poznańską. Tam kazano im iść w kierunku Starego Miasta.

- Rozpoczęły się już walki, musieliśmy się kryć po bramach – wspominał Jan Kubiak. - Naszym punktem zakwaterowania był Hotel Polski przy ul. Długiej. Na miejscu obsługa powiedziała, że w jednym z pokoi „zabawia” się z panienką jakiś Niemiec. Zaraz tam poszliśmy. Rozbroiliśmy go i wzbogaciliśmy się o "parabellum". Pamiętam, że pierwsza noc powstania była ciemna, wilgotna, padał lekki deszcz. Jeszcze przed północą dostałem pierwsze zadanie. Na czele patrolu miałem pójść na Plan Napoleona. Tam stał uszkodzony nasz łazik z amunicją i ważnymi dokumentami. Po drodze przy zwłokach Niemców znaleźliśmy dwa pistolety i karabin maszynowy. Po drodze znaleźliśmy jeszcze niemieckiego „łazika”. Był wypełniony m.in winem, papierosami. Po powrocie z zadania uznano nas za bohaterów! Oczywiście największą radość sprawiła broń.

Dyon Motorowy Obszaru Warszawa liczył 258 żołnierzy AK, ale nie dla wszystkich starczyło broni, dlatego była taka cenna. Długa 29 i Hotel Polski to miejsce stacjonowania jego żołnierzy. Ale zakwaterowani byli też po drugiej stronie ulicy, pod numerem 42. W piwnicy tej kamienicy był skład ziół. Żołnierze Dyonu spali na workach z ziołami. Jego dowódcą był porucznik Witold Grzymała – Busse „Bartkowski”. Jego żołnierze toczyli ciężkie boje z hitlerowcami. Niemcy szybko zniszczyli Hotel Polski.

- Na jego wypalonym szkielecie zwracał uwagę obrazem Matki Boskiej – wspomina Jan Kubiak. - Był zawieszony wysoko, na jednej z ocalałych ścian. Od tego obrazka nasz odcinek obrony nazywano Redutą Matki Boskiej. Ja należałem do plutonu porucznika „Ryszarda”. 12 sierpnia, w godzinach popołudniowych, pobiegliśmy przejąć barykadę w rejonie ulicy Leszno. Zostaliśmy ostrzelani pociskami, które rozpryskiwały się na setki drobnych kawałków. Jednym z nich raniony został porucznik „Ryszard”.

Spotkanie z Gajcym

Potem „Strzała” został wyznaczony do obrony pałacu Radziwiłłów, który znajdował się na rogu ul. Bielańskiej i Długiej. Podczas powstańczych walk poznał poetę Tadeusza Gajcego i był przy jego śmierci. Wtedy jednak nie wiedział kim jest „Topornicki", zwany też „Toporem” i że po latach zostanie uznany za jednego z największych poetów pokolenia Kolumbów. Spotkał go 15 sierpnia, przy ul. Długiej. Tam Gajcy przyszedł ze swoją grupą szturmowo – wywiadowczą porucznika Jerzego Bondorowskiego . Pan Jan dobrze zapamiętał wesołego, uśmiechniętego chłopaka z zawiązaną pod szyją harcerską chustą. Zebrani żołnierze zaczęli opowiadać różne historie.

- A może byśmy zaśpiewali chłopcy? - zaproponował w pewnym momencie Tadeusz Gajcy. Chłopcy odpowiedzieli, że nie znają żadnej. Wtedy „Topór” powiedział, że nauczy ich kilka swoich piosenek. Jan Kubiak do końca życia pamiętał słowa jednej z nich. Zaczynała się ta: Ojczyzna wzywa nas do boju, więc naprzód, naprzód Bóg nam każe iść, by nadszedł wreszcie dzień pokoju, twardy nam ugór deptać dziś...

W tym czasie ze szpitala polowego wrócił dowódca plutonu „Ryszard”. Wszystkich ucieszył jego powrót. Ale radość nie trwała długo.

- Jeden z odłamków trafił stojącego na warcie kolegę – mówił nam „Strzała”. - Chwycił się za serce, zapiał jak kogut i padł martwy. Jego ciało wnieśliśmy do piwnicy i ułożyliśmy u stóp „Ryszarda”. Ten zaczął płakać jak dziecko...

Wieczorem otrzymali rozkaz wsparcia batalionu kapitana „Nałęcza”. Mieli zastąpić żołnierzy broniących barykady w okolicach Pawiaka. Był z nimi „Topór”. Po ośmiu godzinach zastąpili ich żołnierze „Nałęcza”. Podczas powrotu zatrzymali się przy kamienicy przy ul. Przejazd 1/3. Chcieli odpocząć. Jan Kubiak i jego kolega ulokowali się na parterze, w narożniku budynku. „Topór” i jego koledzy wybrali środek oficyny. Zmęczeni wartą wszyscy zasnęli.. Nie zauważyli, że Niemcy przedostali się od tyłu i zaminowali kamienicę. Nagle budynkiem zatrząsł silny wybuch.

- Kozetka na której spałem z kolegą uderzyła o sufit – opowiadał Jan Kubiak. - Spadliśmy na podłogę, wszędzie był pył, nie mieliśmy czym oddychać. Nagle zobaczyliśmy, że w górze prześwituje światło. Udało się nam wydostać na zewnątrz.

Kiedy wydostali się na zewnątrz zobaczyli co się stało...Oficyna kamienicy leżała w gruzach. Ocalały tylko jej narożniki, Nie mieli wątpliwości co stało się z kolegami, którzy się tam ukryli. Tam poniósł śmierć Tadeusz Gajcy. Zginął też „Chmura”,, „Zbyszek”...

- W drzwiach wejściowych do oficyny, a w zasadzie w jej futrynie stała zasypana po pas gruzem staruszka i przeraźliwie krzyczała – wspominał pan Jan.

Wyjście kanałami

Jan Kubiak do 30 sierpnia walczył na Starym Mieście. Starówkę opuszczał kanałami. Jeszcze dziś wzdryga się na samo wspomnienie tego, co w nich przeżył.

- Było w nich tak dużo ludzi, że powstało mroczne, podziemne miasto – mówił „Strzała”. - Nie można było rozmawiać, co jakiś czas bokiem przemykał szczur. Trzeba było pilnować przewodnika, by się nie zgubić. W pewnym momencie poziom mazi zaczął się wzbierać, sięgać gardeł. Myślałem, że lepiej się zastrzelić niż utopić w kanale. Na szczęście poziom opadł.

Jan Kubiak walczył do upadku powstania. Znalazł się w obozie w Ożarowie. Stamtąd Niemcy wywozili powstańców do Niemiec. Udało mu się stamtąd uciec. Wplątał się kolumnę cywilów. Znów uciekł z transportu i dotarł do Drzazgowej Woli...
Po wojnie Jan Kubiak przyjechał do Łodzi. Zdał maturę w I LO im. Kopernika, potem skończył Wydział Chemii Spożywczej na Politechnice Łódzkiej. Zrobił doktorat. Wiele lat wykładał cukrownictwo.

od 7 lat
Wideo

Nowi ministrowie w rządzie Donalda Tuska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki