Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź-Warszawa wspólna sprawa?

Piotr Brzózka
Infrastrukturalne podwaliny pod projekt duopolis daje podziemny dworzec.
Infrastrukturalne podwaliny pod projekt duopolis daje podziemny dworzec. mat. prasowe
Po latach znów mówimy o duopolis. Co z tego może wyniknąć dla naszego miasta - zastanawia się Piotr Brzózka.

Łódź-Warszawa, wspólna sprawa - stwierdziła prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz wysiadając z pociągu, którym przybyła, by wesprzeć w kampanii wyborczej Hannę Zdanowską pod koniec ubiegłego roku. To był jasny sygnał: znów rozmawiamy o idei duopolis. Czy tym razem coś z tego wyjdzie? Pewnie nie wszyscy pamiętają - ta "wspólna sprawa", to hasło z czasów gdy Łodzią rządził Marek Czekalski a Warszawą Marcin Święcicki, a więc sprzed kilkunastu lat. Do dziś nic większego z niego nie wyniknęło. Czy w końcu wyniknie? Tym razem szansa jest większa, bo wreszcie realnego kształtu nabierają inwestycje infrastrukturalne, uważane za czynnik niezbędny do integracji. Budowa autostrady A2 ruszyła, podziemny dworzec w Łodzi, który za 10 lat ma być częścią projektu szybkich kolei zapewne zacznie być budowany jesienią. Resort infrastruktury wydaje się też czynić kroki, by rozpocząć budowę lotniska międzykontyntalnego między Łodzią a Warszawą.

CZYTAJ WIĘCEJ W DZIALE FORUM ŁÓDŹ

Analizy dotyczące lotniska wskazują, że nie ucierpią na tej inwestycji inne polskie porty lotnicze, za wyjątkiem... łódzkiego. Ale czy to źle dla Łodzi, czy najwyżej dla prezesów portu im. Reymonta? Bo nawet jeśli Lublinek całkowicie padnie, my zyskamy port oferujący połączenia z całym światem, oddalony o pół godziny jazdy szybką koleją.

Pytań o skutki integracji Łodzi z Warszawą są dziesiątki, niestety, na większość z nich nikt nie zna odpowiedzi - począwszy od pytania, czy duopolis kiedykolwiek powstanie i na czym właściwie będzie polegać. Czy to będzie twór polityczno-administracyjny? Wątpliwe. Może więc będzie to wynik samoczynnie postępujących procesów integracji gospodarczej i urbanistycznej, której osią będą szybkie połączenia, a elementem sprzyjającym - m.in. nowe centrum Łodzi.

A jeśli już jakieś duopolis powstanie, to jakie to zrodzi skutki, kto na tym zyska, kto straci? Scenariuszy jest wiele. Z naszych informacji wynika, że Łódź nigdy nie prowadziła dogłębnych analiz, nie czyniono wyliczeń, co stanie się, gdy nasze zbliżenie z Warszawą stanie się faktem. Co więcej, nie bardzo nawet wiadomo, jaka jest skala obecnych powiązań. Na przykład ilu łodzian faktycznie pracuje w Warszawie? Liczby są różne. Pojawiły się oszacowania mówiące o 50 tys., w tym - 10 tys. dojeżdżających codziennie pociągiem lub autem. Kilka lat temu kolej podawała, że dojeżdżających za jej pośrednictwem jest 6 tys. Tymczasem ostatnio GUS opublikował dane dotyczące dojazdów do pracy. Okazuje, się, że z Łodzi do innych miast wyjeżdża do pracy tylko 8 tys. mieszkańców. Nie wiadomo gdzie, ale specjaliści oszacowali, że w kierunku stolicy podąża zaledwie 3-3,5 tys. (reszta do miast ościennych). Tyle, że i te dane są obarczone błędem, bo powstały na podstawie informacji z urzędów skarbowych. A podatki płacimy różnie - czasem w miejscu zamieszkania, czasem - pracy.

A propos podatków. Łódź i Warszawa, podobno "wspólna sprawa", niedawno poszły na wojnę o PIT-y. Warszawa zaczęła zachęcać łodzian pracujących w stolicy, by tam zostawiali swój podatek. Łódź szykowała kontroofensywę. Mieliśmy przygotować szereg korzyści dla osób rozliczających się w naszym mieście: preferencje przy przyjęciach dzieci do przedszkoli, tańsze bilety okresowe, tańsze parkowanie, zniżki na imprezy. W ubiegłym roku prace zainicjowane przez radnego Krzysztofa Piątkowskiego przerwano. Dziś mówi on, już jako wiceprezydent Łodzi, że pojawił się problem nie do przeskoczenia - otóż jak miasto miałoby weryfikować, kto jest płatnikiem w Łodzi?

Z pomysłu nici. Awarto byłoby jakiś system stworzyć mimo - a może z powodu - planowanej integracji. Nie jest wykluczony scenariusz, w którym szybka kolej wyssa z Łodzi kilka tysięcy osób. A odejście 10 tys. podatników to wedle dzisiejszych realiów ok. 25 mln straty dla budżetu Łodzi.
Idea koegzystencji Łodzi i Warszawy po raz pierwszy zaświtała w latach 70. Wróciła w 1997 r. Podczas konferencji poświęconej planom rozwoju Warszawy, profesor Jacek Damięcki z SGGW, przedstawił pomysł stworzenia aglomeracji rozciągającej się od stolicy po Łódź - nazwanej duopolis. Zdaniem profesora czynnikiem integrującym oba miasta byłaby szybka komunikacja (autostrada, kolej), a także nowe lotnisko międzynarodowe na wysokości Skierniewic. Pomiędzy wielkimi miastami miała powstać strefa zurbanizowana.
O tej wizji i w ogóle - o historii, wspominamy z jednego powodu. Proszę zwrócić uwagę, że swoją koncepcję prof. Damięcki przedstawił 14 lat temu. Była tam mowa o tym wszystkim, o czym mówimy dziś. I do dziś tego nie mamy i nie przy wszystkich elementach mamy pewność, co do ich realizacji. To pokazuje, na jak kruchych podstawach w ogóle wchodzimy w dyskusję o duopolis. Najbliżej jesteśmy wybudowania autostrady - zapewne jednak powstanie w 2012 roku. Szybka kolej to perspektywa roku 2020 - jeśli dobrze pójdzie. Lotnisko międzykontynentalne - było o nim głośno dekadę temu - miało być otwarte w 2010 r. Później nastąpił niekończący się ciąg dyskusji, rozgrywek, ekspertyz, sprawa przycichła, wróciła do publicznej dyskusji kilkanaście dni temu. Według najnowszej zapowiedzi port powstanie do 2020 roku .

Wracając do historii. Koniec lat 90. to hasło "Łódź-Warszawa - wspólna sprawa" - lansowane przez prezydentów Czekalskiego i Święcickiego. Obaj szybko przegrali wybory w swoich miastach.
W 2002 r. Krzysztof Panas, prezydent Łodzi i jego stołeczny odpowiednik Wojciech Kozak podpisali list intencyjny w sprawie duopolis. Wydawało się, że sprawa trafiła na podatny grunt, zwłaszcza że premierem był Leszek MIller. Ta koncepcja zakładała stworzenie w Łodzi "Portalu". Miał to być kompleks biurowo-handlowy zlokalizowany w okolicach dworca Fabrycznego. Podobny twór miał powstać w Warszawie.

Później nastała era Jerzego Kropiwnickiego. Po wygranych wyborach mówił on na naszych łamach, że duopolis jest pomysłem złym, bo może on sprowadzić Łódź do roli sypialni Warszawy, pozbawionej tożsamości. Kropiwnicki mówił, że nie chce Łodzi zapewnić takiej przyszłości. Jednak to za jego prezydentury zaczęto realizować ideę nowego centrum Łodzi, w okolicach dworca Łódź Fabryczna. Infrastrukturalne podwaliny pod projekt duopolis daje właśnie dworzec - sprowadzony pod ziemię - i szybka kolej, która ma docierać do Warszawy w 40 minut. Wokół dworca ma wyrosnąć strefa obiektów kulturalnych, a także biznesowych, rozrywkowych, mieszkalnych. Trochę jak ten Portal sprzed 10 lat, tylko z wielkim rozmachem.

Teraz znów mówimy o duopolis. Załóżmy, że wkońcu coś z tego wyjdzie. I co dalej? Scenariuszy można rozpisać kilka.

1scenariusz: owocna symbioza dwóch wielkich miast. Sen mógłby wyglądać na przykład tak: do nowego centrum Łodzi trafia wielki kapitał z Warszawy, przenoszą się tu siedziby i filie tamtejszych firm. Za nimi nie przenoszą się pracownicy, więc jest więcej pracy dla nas. Przyjeżdżają najwyżej menedżerowie najwyższego szczebla - ale to dobrze - tyle możemy się od nich nauczyć. W mieście spada bezrobocie, zarobki zaczynają równać do stołecznych. Jeśli ktoś chce, jeździ zarabiać w Warszawie, ale w sumie nie ma to uzasadnienia, skoro u nas jest tak dobrze. Do tego duopolis nabiera ram politycznych. Rząd i samorządy postanawiają podzielić się z Łodzią częścią instytucji. Kwitnie łódzka Arena i nasze centra handlowe - dla bogatych klientów z Warszawy podróż do Łodzi przestaje być wyprawą, a staje się wyjazdem uciążliwym mniej, niż dojazd do Janek. Korzystają uczelnie - do Łodzi na wykłady zaczynają zjeżdżać głośne nazwiska ze stolicy. W teatrach pojawiają się regularnie gościnne spektakle z Warszawy. Nie mówiąc o tym, jak kwitnie życie nocne - pod warunkiem, że przynajmniej w weekendy szybka kolej staje się czymś na kształt nocnego tramwaju między Łodzią i Warszawą.

2 scenariusz: Łódź sypialnią Warszawy. Przedstawione na początku dane pokazują, że na razie to mit, bardziej zwrot publicystyczny niż rzeczywistość. Wcale nie jeździ nas do stolicy tak dużo. Dlaczego? Cóż, Polacy nie należą do mobilnych, a jednym z najbardziej zniechęcających czynników jest czas. Ciężko jest żyć poświęcając pracy czas od 6 rana do 20 wieczorem - a tak - licząc z dojazdami - wygląda zazwyczaj życie naszych "warszawiaków". Autostrada, a zwłaszcza szybka kolej, mogą to zmienić radykalnie. 40 minut do centrum Warszawy? Tyle zajmuje czasem przejechanie z jednego końca Łodzi na drugi. Dla mieszkających w centrum to może być bardzo kusząca perspektywa.
To byłby dla Łodzi fatalny scenariusz. Dostęp do rynku pracy w stolicy mógłby być korzystny dla Łodzi teraz, gdy mamy 9-procentowe bezrobocie, jedno z najwyższych jeśli chodzi o duże polskie miasta. Jednak mówiąc o szybkiej kolei wybiegamy w przyszłość o 10 lat. Jeśli nic nadzwyczajnego nie wydarzy się w gospodarce, bezrobocie może być na poziomie 4-5 proc. Przy takim poziomie kilka branż może odczuwać brak rąk do pracy.

Pamiętajmy też, że szybka kolej - jako drogi i elitarny z założenia środek transportu - wywiezie z miasta raczej tych najlepszych, najambitniejszych, najbardziej kreatywnych. A to zła wiadomość w kontekście tego, że mamy budować Łódź opartą o kreatywność, pełną ciekawych, nowoczesnych firm.

3 scenariusz: przyczółek Warszawy w centrum Łodzi. Czyli nowa dzielnica stolicy rosnąca wokół naszego podziemnego dworca. Zabudowa nowego centrum to nie tylko publiczne inwestycje w sferę kultury, ale przede wszystkim przedsięwzięcia biznesowe. Myśląc o nowym centrum mamy nadzieję, że uda się w to miejsce ściągnąć firmy z Warszawy, które wybudowałyby sobie w Łodzi nowe siedziby, albo przynajmniej oddziały. Kuszące dla nich miałyby być m.in. niższe koszty pracy w Łodzi (dziś średnio o 30 procent), oraz lepsze położenie - za 10 lat z leżącej w centrum Polski Łodzi do wszystkich dużych miast, z Gdańskiem włącznie, będzie można dojechać autem najwyżej w 3 godziny, nie mówiąc o szybkiej kolei do Warszawy i Wrocławia. Wśród ekonomistów zdarzają się pesymiści, którzy dopuszczają scenariusz, wedle którego piękne nowe biurowce dla warszawskich firm będą budować łódzcy robotnicy, niestety, później większość etatów w tych centrach dostaną dojeżdżający pracownicy ze stolicy. Nowe centrum Łodzi stałoby się czymś na kształt kolejnej enklawy biznesowej Warszawy, takim dalekim Mokotowem, który z centrum stolicy byłby połączony pałąkiem szybkiej kolei.

Na szczęście scenariusz jest średnio realny. Dlaczego? Bo szybka kolej nie będzie tania. Nie mamy pojęcia, jak zostaną skalkulowane ceny za 10 lat, ale z pewnością nie będzie to środek do codziennej komunikacji, skrojony na kieszeń szeregowego pracownika. Będzie to raczej pociąg dla kadry zarządzającej. I ta rzeczywiście może zacząć napływać strumieniem do Łodzi - ale czy wielkim? Niekoniecznie. Oczywiście - przewagą warszawskich menedżerów będzie doświadczenie w wielkim biznesie i to oni mogą być na początek delegowani do pracy w Łodzi. Ale nie będą to zapewne szefowie najwyższego szczebla, bo tacy ze względów prestiżowych i tak do Łodzi raczej się nie przeprowadzą. Tak, jak nie przeniosą się tu zapewne główne siedziby dużych koncernów.

4 scenariusz. Łódź jako Koluszki. Pisząc o szybkiej kolei do Warszawy zapominamy, że Łódź nie jest w tym układzie drugą stacją docelową. W stolicy wręcz mówi się: szybka kolej Warszawa-Wrocław. Łódź jest wymieniana jako jedna ze stacji na której zatrzyma się pociąg, jako miejsce, gdzie będzie się można przesiąść na skład innej relacji. Trochę jak w Koluszkach - prowincjonalnym miasteczku koło Łodzi. Zapewne wielu z nas przesiadało się się kiedyś w Koluszkach. Ale czy wielu do tych Koluszek wybierało się docelowo? Albo - czy czekając na pociąg często sprawdzamy, jak wygląda świat za drzwiami dworca Koluszki?

Byłoby fatalnie, gdyby Łódź stała się Koluszkami , z całym szacunkiem dla Koluszek. A jest to możliwe, jeśli nie zaproponujemy nic oprócz dworca. Z bólem serca, ale potrafię wyobrazić sobie taką lawinę. Szumnie zapowiadane inwestycje kulturalne idą w zapomnienie, albo grzęzną w sądowych sporach. Nowe centrum na siłę powstaje, ale nie ma siły przyciągania, nie przyciąga więc kapitału z zewnątrz, nie powstają firmy, nie powstają domy, wobec tego nie ma wokół czego organizować atrakcyjnych przestrzeni publicznych. "Stare" miasto grzęźnie w marazmie, zabytki niszczeją, potencjał turystyczny wciąż jest mikry. Po co jechać do takiego miasta? Lepiej od razu kupić bilet do Wrocławia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki