Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Mikołaj Mirowski o nowelizacji ustawy o IPN: "Dobry krok wstecz"

not. MD
Dr Mikołaj Mirowski, historyk i publicysta, obecnie pracuje w Muzeum Historii Polski.
Dr Mikołaj Mirowski, historyk i publicysta, obecnie pracuje w Muzeum Historii Polski. Dziennik Lodzki
Szybkie uchwalenie nowelizacji do nowelizacji ustawy o IPN usuwającej kontrowersyjne passusy – należy przyjąć z ulgą i radością. To dobry krok wstecz. Oczywiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w ten sposób polski rząd i większość parlamentarna bohatersko ugasiła pożar, który sama, mając, chciałbym to zaznaczyć, dobre intencje by walczyć z hańbiącym określenie „Polish death camps”, spowodowała - komentuje specjalnie dla Dziennika Łódzkiego dr Mikołaj Mirowski, historyk i publicysta z Muzeum Historii Polski.

27 czerwca 2018 r. na dodatkowym, nadzwyczajnym posiedzeniu Sejmu, posłowie mieli się zając dwoma projektami ustaw: o gospodarce odpadami i o inspekcji ochrony środowiska. Nieoczekiwanie jednak, (jeszcze rano nie było takiego punktu w harmonogramie prac parlamentu), przedmiotem obrad stała się też kontrowersyjna ustawa o IPN (która od 27 stycznia bieżącego roku jest przedmiotem historyczno-prawnego sporu z Izraelem).

W około dwie godziny Sejm przeszedł przez trzy czytania i przegłosował zmiany w ustawie. Zostały w niej usunięte krytykowane zapisy (uchylono artykuły 55a i 55b) o odpowiedzialności karnej za przypisywanie narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez nazistowskie Niemcy.

W ten oto sposób (notabene w takim samym legislacyjno-ekspresowym stylu jak przy pierwszej nowelizacji ustawy) szczęśliwie kończy się jeden z najtrudniejszych momentów w historii polskiej dyplomacji. Przez długie pięć miesięcy od końca stycznia 2018 roku wizerunek naszego kraju na arenie międzynarodowej został mocno nadszarpnięty. Wielce niefortunne zapisy tejże ustawy wepchnęły Polskę w najgłębszy i najpoważniejszy kryzys w relacjach polsko-żydowskich, ale też i polsko-amerykańskich od początku istnienia III RP.

Uchwalenie ustawy tuż przed Dniem Pamięci Ofiar Holokaustu a przede wszystkim nie potrzebne zapisy penalizujące, zrodziły w Izraelu i na Zachodzie, ale co ważniejsze za oceanem – silne przeświadczenie, że oto Polska chce karać ludzi (w tym Ocalonych z Shoah) chcących przypominać o bolesnych faktach z czasów II wojny światowej o współudziale niektórych Polaków w zbrodniach na Żydach. Dość szybko powrócił na łamach zagranicznych mediów zapomniany już nieco wizerunek Polaka-antysemity.

W Polsce rozgorzała natomiast burza, karmiąca się zresztą również niezwykle ostrymi i krzywdzącymi opiniami formułowanymi w Izraelu. Prym w jednym i drugim kraju zaczęli wieść „jastrzębie”, którzy doskonale odnaleźli się w takim klimacie.

Trzeba przyznać, że szybkie uchwalenie nowelizacji do nowelizacji ustawy o IPN usuwającej kontrowersyjne passusy – należy przyjąć z ulgą i radością. To dobry krok wstecz. Oczywiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w ten sposób polski rząd i większość parlamentarna bohatersko ugasiła pożar, który sama, (mając, chciałbym to zaznaczyć – dobre intencje by walczyć z hańbiącym określenie „Polish death camps”) spowodowała. Przypomnijmy problem ów mógł zakończyć już Senat, i to w zupełnie normalnym a nie ekstraordynaryjnym trybie jeszcze w lutym. Nie uczynił tego, również w wyniku zbyt mocnego postawienia sprawy na ostrzu noża przez stronę izraelską. W tamtym czasie przestrzeń do dialogu była bardzo trudna. Nie ma chyba też powodu dodawać, że w ogóle cała ta sytuacja nie musiała zaistnieć, gdyby prowadzące tę ustawę ministerstwo sprawiedliwości na czele z wiceministrem Patrykiem Jakim – w jakikolwiek sposób wsłuchało się w jasno wtedy formułowane uwagi dotyczących potencjalnych międzynarodowych problemów – formułowanych przez przedstawicieli polskiej dyplomacji.

Zgłoszona i przegłosowana poprawka przywraca normalność w stosunkach z Izraelem a także Amerykanami. Wynik głosowania (za przyjęciem nowelizacji było 388 parlamentarzystów, przeciw 25, głównie z klubu Kukiz'15) pokazuje też, że mimo sejmowej wrzawy w parlamencie istniał konsensus w tej sprawie.

Z kolei podpisana tego samego dnia wspólna deklaracja premierów Mateusza Morawieckiego i Beniamina Netanjahu jest mądrym i niezwykle potrzebnym kompromisem. To pierwszy poważny sukces na niwie polskiej polityki historycznej premiera. Tym bardziej, że w deklaracji storna żydowska zgodziła się jednocześnie potępić zarówno wszelkie formy antysemityzmu jak i antypolonizmu. Dodatkowo stwierdzając: „z dumą wspominamy heroiczne czyny licznych Polaków, w szczególności Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów. Nie zgadzamy się na działania polegające na przypisywaniu Polsce lub całemu narodowi polskiemu winy za okrucieństwa popełnione przez nazistów i ich kolaborantów z różnych krajów.” Ta sytuacja sprawiła, że izraelska gazeta „Haaretz”, krytyczna wobec rządu Netanjahu – stwierdziła wręcz, że oto Izrael… „podporządkował się polskiej polityce historycznej”, poświęcając na ołtarzu porozumienia fakt, iż „wielu Polaków uczestniczyło w prześladowaniu i mordowaniu Żydów”.

Ten kompromis nie był również łatwy dla premiera Morawieckiego i partii rządzącej. Z punktu widzenia części elektoratu PiS i ultrapatriotycznej retoryki jaką szermowano do tej pory cofniecie się w tej sprawie i to w takim pośpiesznym tempie nie konsultując tego także z nowym kierownictwem IPN (co umiejętnie zaznaczył życzliwy przecież obecnej władzy prof. Andrzej Nowak) – można było uznać za rejteradę. Nie mam też nawet cienia wątpliwości, że byli w partii Kaczyńskiego i tacy (a mogło być ich naprawdę sporo), którzy absolutnie do końca byli niewzruszeni i niechętni do jakiekolwiek porozumienia z Izraelem. Przecież od pół roku powtarzano używając do tego potężnej machiny medialnej, że „nie wolno się cofnąć ani o krok”. A stawką w tej grze jest rzecz drogocenna, której nie sposób przehandlować za nic – to godność i duma narodu, który wstał z kolan.

Dlatego też wycofanie się z przepisów karnych zawartych w ustawie o IPN, może być dla Prawa i Sprawiedliwości kosztowne, gdyż zawsze istnieje ryzyko, iż najbardziej radykalny elektorat rozczarowany tą sytuacją może odpłynąć do Kukiza albo narodowców. Tym bardziej warto docenić ten ruch Morawieckiego przy okazji pokazujący jego wzrastającą polityczną siłę. Jest to zarazem trumf frakcji umiarkowanej w obozie władzy, a klęska radykałów.

Otwartym pozostaje pytanie o bilans całej awantury wokół ustawy o IPN. Po drodze wypowiedziano przecież wiele niepotrzebnych słów, wykonano sporo niedobrych gestów. Czy zatem wspólna polsko-izraelska deklaracja jest dobrym wstępem do poprawy naszej reputacji?

W tym kontekście pragnąłbym też przypomnieć słowa Ronalda Laudera (od 2007 r. przewodniczący Światowego Kongresu Żydów - red) szczególnie mi bliskie jako prowadzącego projekt „Warszawa dwóch Powstań”, który przy okazji kwietniowych obchodów 75. rocznicy powstania w getcie warszawskim mówił o wspólnej pamięci dwóch ciężko doświadczonych przez II wojnę światową narodów; apelując zarazem byśmy na doświadczeniu dwóch Powstań tego z 1943 i 1944 roku mogli zbudować przyjaźń i braterstwo a więc wzajemne poznanie i zrozumienie.

Myślę, że wciąż jest to możliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki