Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walka z dopalaczami w Łodzi. Łódź pozwie właścicieli kamienic, w których są sklepy z używkami

Agnieszka Magnuszewska
Agnieszka Magnuszewska
Łódź pozwie właścicieli kamienic, w których są sklepy z dopalaczami
Łódź pozwie właścicieli kamienic, w których są sklepy z dopalaczami Krzysztof Szymczak/archiwum Dziennika Łódzkiego
Do Sądu Okręgowego w Łodzi trafi we wtorek, 12 lipca, pozew zbiorowy przeciwko czterem właścicielom nieruchomości, w których są sklepy z dopalaczami.

Od każdego z nich łódzki magistrat domaga się 1,1 miliona złotych odszkodowania. Za co? Za spadek wartości nieruchomości, bo w sąsiedztwie sklepów z dopalaczami nikt nie chce mieszkać. Magistrat chce przekazać pozyskane odszkodowanie na rzecz fundacji walczącej z uzależnieniami.

Władze miasta podkreślają, że istnienie sklepów z dopalaczami jest „wysoce dolegliwe” dla mieszkańców sąsiednich nieruchomości, bo osoby będące pod wpływem środków psychotropowych stanowią stałe zagrożenie. Dlatego też sporo lokatorów z miejskich nieruchomości, które sąsiadują ze sklepami z dopalaczami (znajdującymi się w nieruchomościach prywatnych), postanowiło się ostatnio wyprowadzić. Stąd wartość tych nieruchomości znacznie spadła. Mecenas Jarosław Stasiak z Biura Prawnego Urzędu Miasta Łodzi liczy, że właściciele prywatnych nieruchomości nie będą chcieli wynajmować lokali na sklepy z dopalaczami.

Walka z dopalaczami w Łodzi. Remont chodnika przeciwko dopalaczom

- Konsekwentnie będziemy pozywać wszystkich właścicieli nieruchomości, którzy zdecydują się wynajmować lokale pod tego typu działalność. Miasto nie może tolerować tego typu praktyk, które oprócz ogromnych strat społecznych, powodują także wymierne szkody dla majątku miasta - mówi mecenas Jarosław Stasiak. - Jedynym sposobem na uniknięcie uciążliwych procesów, kosztów z nimi związanych i narażenia się na wielomilionowe odszkodowania, jest odstąpienie przez właścicieli kamienic od zawartych umów i nie podpisywanie podobnych w przyszłości. Na pewno nie odpuścimy.

Pozew sądowy to kolejny pomysł na walkę z dopalaczami. Zaczęło się jednak od modlitwy. Takie oręże wytoczyła przeciwko właścicielom sklepów z trującymi substancjami katolicka Wspólnota Dobrego Pasterza w Pabianicach wraz z księdzem Michałem Misiakiem. Od maja kilkanaście osób z różańcami modliło się codziennie przed pabianickimi sklepami z dopalaczami. Ich zamiarem było przekonanie klientów sklepów by zrezygnowali z trujących używek.

Pod koniec maja oryginalny sposób na walkę z właścicielami sklepów z dopalaczami znaleźli łódzcy urzędnicy. Zdecydowali o rozkopaniu chodnika tuż przed sklepem przy ul. Nawrot. Dzięki temu, że obszar robót drogowych wygrodzono barierkami, każda osoba, która na niego wkracza (inaczej nie może dostać się do sklepu z dopalaczami), jest karana mandatem w wysokości 50 zł. Na osoby próbujące dostać się do sklepu karę nakłada straż miejska, która pełni patrole w pobliżu wejścia. Mandat jest wystawiany za lekceważenie znaku zakazującego ruchu pieszych.

Oczywiście Zarząd Dróg i Transportu w Łodzi zapewnia, że remont chodnika jest konieczny i trzeba było go rozpocząć w pilnym terminie. Okazuje się, że jest to również skomplikowany remont, który jeszcze długo potrwa.

- Ostatnio okazało się, że prowadzone prace kolidują z kablem teletechnicznym (położonym pod chodnikiem - red.), więc na pewno się przedłużą - wyjaśnia Tomasz Andrzejewski, rzecznik Zarządu Dróg i Transportu.

Do walki z dopalaczami dołączył też dwa tygodnie temu Zakład Wodociągów i Kanalizacji, który rozkopał chodnik przed sklepem z dopalaczami przy ul. Rzgowskiej. Powód? Natychmiast musiał usunąć zapadlinę, która powstała w źle odtworzonej nawierzchni po awarii wodociągowej. Rzeczywiście zagrażała ona bezpieczeństwu pieszych, którzy mogli złamać na krzywym chodniku nogę.

Jednak nie przez przypadek tuż po zakończeniu robót przez Zakład Wodociągów i Kanalizacji, do sklepu przy ulicy Rzgowskiej wkroczyła policja.

Walka z dopalaczami w Łodzi. Radni do Ziobry: "Możemy tylko kąsać, ale potrzeba kogoś, kto ugryzie"

W ostatni piątek dzielnicowi z ósmego komisariatu zabezpieczyli w sklepie na Górnej opakowania dopalaczy. Przebywał w nim 26-letni mężczyzna, który został przez policjantów zatrzymany i przesłuchany. Grozi mu kara więzienia, jeśli okaże się, że dopalacze sprzedawane w sklepie zawierają substancje odurzające uwzględnione w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii.

To ciekawa inicjatywa, ale - moim zdaniem - skazana na niepowodzenie i skierowana wobec niewłaściwych osób. Po pierwsze, trudno mi sobie wyobrazić, na jakiej podstawie właściciel kamienicy miałby wizytować sklep i decydować, czy prowadzona przezeń działalność jest zgodna z prawem i które ze znajdujących się w sklepie środków są dopuszczone do obrotu, a które nie. Po drugie, jak rozumiem, chodzi o uciążliwość dla okolicznych mieszkańców, jaką sprawiają klienci tego sklepu, ale jeśli tak, to jest kwestia odpowiednich służb, aby takie osoby stamtąd usuwać. Po trzecie, miasto żądając tak wygórowanej kwoty odszkodowania musi dokonać wpisu sądowego w wysokości 5 proc. żądanej kwoty, a więc musi zarezerwować na ten cel niemałe pieniądze. Po czwarte, trzeba się liczyć z tym, że proces w pierwszej instancji potrwa minimum sześć miesięcy. Najemca w tym czasie rozwiąże umowę, przeniesie się do innej kamienicy i miasto będzie musiało wycofać powództwo. Reasumując, dobrze, że miasto szuka narzędzi, aby radzić sobie na czas przygotowania skutecznych przepisów w walce ze sklepami z dopalaczami. Jednak to działanie, moim zdaniem, jest skierowane przeciwko niewłaściwym podmiotom, podczas gdy handlarze wyjdą z nich obronną ręką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki