Za Dave’em Gahanem i Martinem Gore’em przyjechali fani zespołu nie tylko z całej Polski, ale i z różnych rejonów Europy i świata - przed halą można było spotkać ludzi nawet z Ekwadoru. Wielu „zaliczyło” oba koncerty, niemal wszyscy zaś rozpierzchli się po mieście, wynajęli pokoje w hotelach, wydawali pieniądze w restauracjach, pubach, sklepach, ponarzekali na brak wystarczającej liczby miejsc parkingowych w okolicach areny i duchotę podczas koncertu, ale wyjechali z Łodzi z poczuciem fantastycznie spędzonego czasu. W kilka dni więcej dobrego dla naszego miasta się wydarzyło niż poprzez rok nachalnej urzędowej propagandy. Koncept miasta, które żyłoby z kulturalno-rozrywkowej turystyki, łączącego pragnienia ludyczne i imprezowe ze sztuką najwyższą, pojawia się co jakiś czas i - jestem przekonany - należy do najlepszych dla Łodzi, rozmiękczyła go jednak niekonsekwencja. Powodzenie takiej polityki uzależnione jest od tego, że długotrwały efekt przysłowiowej wiśni na torcie, w postaci koncertów Depeche Mode, uzależniony jest od osadzania jej na trwałej bazie zbudowanej z lokalnych przedsięwzięć, społeczności i instytucji, silnie z miastem związanych. Tymczasem w Łodzi ciągle się wierzy, że sprawę załatwi łatwiejsze, a zarazem mniej transparentne i kosztowne transferowanie gotowych marek. To się może sprawdzić w piłce nożnej. I to jak widać po łódzkich klubach, częściej bywa, iż równie słabo.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?