Zastanawia mnie tylko, dlaczego tak uwielbiamy sobie nawzajem tę mękę zwielokrotnić. Szczególnie w Łodzi właśnie. Rozmawiam z człowiekiem, który ma w sobie potencjał na to, by wiele przyjemnych spraw dla miasta zrobić, i słyszę, że miejska urzędniczo-towarzyska maszyna mu to skutecznie uniemożliwia. Inna osoba, prowadząca nieduży biznes, narzeka, że łódzcy konkurenci stosują małe podłości, które im klientów nie napędzą, a jemu uprzykrzają życie. Jeszcze inna postać wspomina, że raz w Łodzi próbowała wyskoczyć ponad poziom i skostniałe "układy", szybko dostała po głowie i więcej już próbować nie będzie. "Nie da się" - to słowa, które w Łodzi słyszę najczęściej. I tu chciałem napisać, że przecież gdybyśmy raczej sobie pomagali, umożliwiali, rękę podali, to wszystkich zostawilibyśmy w tyle, ale to byłoby chyba jeszcze bardziej naiwne niż pisanie o pozytywnym myśleniu itp...
Jesteśmy w Łodzi coraz bardziej zdołowani. A przecież, jak na Łódź przystało, powinniśmy być zwodowani. I na oceany! No nie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?