MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wieszczycki: To nie ja narobiłem długów w ŁKS [WYWIAD]

Paweł Hochstim
Tomasz Wieszczycki wskazywał kandydatów do pracy w ŁKS, jak choćby Michała Probierza, ale umowy podpisywali właściciele
Tomasz Wieszczycki wskazywał kandydatów do pracy w ŁKS, jak choćby Michała Probierza, ale umowy podpisywali właściciele Krzysztof Szymczak/archiwum
Z Tomaszem Wieszczyckim, byłym doradcą zarządu ŁKS, rozmawia Paweł Hochstim.

Jak się Panu podoba opinia obecnych szefów ŁKS, że razem z Tomaszem Kłosem wpędził Pan łódzki klub w długi?
To ewidentne oszczerstwo. Długów mógł narobić ten, który te umowy podpisywał. Ja z Tomkiem Kłosem wyszukiwaliśmy piłkarzy i proponowaliśmy ich właścicielowi, ale nie wiedzieliśmy, ile ten właściciel ma w kieszeni pieniędzy. Tego nie byłem w stanie zweryfikować, tak samo nie wiem, ile pan ma pieniędzy. Może jakbym poszedł do Urzędu Skarbowego, to bym się dowiedział, ale też niekoniecznie. Problem polega na tym, że właściciela, który kupił ŁKS nie było na to stać. A na dodatek zatrudniał piłkarzy, na których też nie było go stać. Nie Wieszczycki i nie Kłos zatrudniali.

Rozumiem, że Pana rolą w ŁKS było tylko wskazywanie piłkarzy, którzy spełnią wymagania sportowe?
Dokładnie. Mogę przyjąć krytykę poziomu sportowego sprowadzonych piłkarzy. Że ten, czy ten byli za słabi. Albo tego, że za późno zmieniliśmy trenera, albo innego niepotrzebnie zatrudniliśmy. Ale Wieszczycki umów nie podpisywał i ich zarobki akceptował właściciel, który wiedział, czy go na to stać, czy nie. Okazuje się, że nie było go stać.

Ile pieniędzy ŁKS miał do wydania w Pana czasach?
W pierwszej lidze mieliśmy mieć ok. sześciu milionów i zrobiliśmy awans, zatrudniając kilkunastu nowych zawodników. Z tego co wiem, to Widzew, gdy awansował do ekstraklasy, wydawał piętnaście milionów złotych rocznie. W ekstraklasie mieliśmy podnieść budżet do dziewięciu milionów złotych. Ale powtarzam - to nie ja decydowałem o tym, ile kto zarabiał. Ja proponowałem piłkarzy, ja oceniałem, czy się nadają, czy nie. I tylko tyle.

Krótko mówiąc - wyglądało to tak, że właściciele informowali Pana i Tomasza Kłosa o kwocie, w jakiej musicie się zmieścić, a wy wskazywaliście konkretnych piłkarzy?
Tak to właśnie było. Na ekstraklasę mieliśmy najniższy budżet, a po fakcie okazało się, że nawet jednej trzeciej tego budżetu nie było. W klubie praktycznie nie było żadnych pieniędzy. Gdybym to ja decydował i podpisywał się pod umowami, to budżet wynosiłby pewnie 500 tysięcy złotych rocznie, bo tyle było zagwarantowane z miasta. Liczyłem na to, że właściciele są w stanie finansować klub, bo przecież do tego się zobowiązali. Było jednak inaczej.

W ostatnim czasie na jaw wyszła sprawa Piotra Klepczarka, w imieniu którego komornik domaga się od ŁKS 200 tysięcy złotych. To kwota szokująca, jak na dość przeciętne umiejętności tego piłkarza.
Klepczarek zarabiał w ŁKS około dziesięciu tysięcy złotych miesięcznie - w pierwszej lidze trochę mniej, w ekstraklasie trochę więcej. Z tego musiał opłacić sobie mieszkanie, więc wydaje mi się, że nie jest to jakaś wielka kwota. A skąd wzięło się 200 tysięcy długu? Skoro nie płaci się komuś przez rok, to się to zbiera. Dochodzą odsetki, koszty komornicze, a poza tym Klepczarek wchodził też oczywiście w podział premii za awans do ekstraklasy. To było ok. półtora miliona złotych brutto do podziału dla trzydziestu osób. Przypominam, że przez cały sezon zespół grał bez premii, a nagroda była tylko za awans.

Czyli rozrzutności nie było?
Każdy może sobie ocenić, czy była rozrzutność, czy nie. Moim zdaniem nie było. A problemy pojawiły się dlatego, że oficjalnie budżet wynosił dziewięć milionów, a pieniędzy nie było. Zakładałem, że skoro właściciel informował, że budżet wynosi dziewięć milionów, to tyle jest.

A ile zarabiał najlepiej opłacany piłkarz ŁKS?
Około trzydziestu tysięcy złotych. To był kontrakt gwiazdorski.

Jak na warunki polskiej ekstraklasy to nie jest to chyba dużo. Trudno dzisiaj znaleźć zespół, która nie miałaby przynajmniej jednego piłkarza zarabiającego pięćdziesiąt, czy siedemdziesiąt tysięcy miesięcznie.
Na papierze mieliśmy budżet wzorcowy. Pensje piłkarzy w ekstraklasie wynosiły ok. pięciu milionów rocznie, a w pierwszej lidze ok. trzech milionów. Aczkolwiek np. Marcin Mięciel w ekstraklasie zarabiał mniej, niż w pierwszej lidze. Sam się zdziwił, jak podpisywał kontrakt. Ale nie chcę mówić o poszczególnych piłkarzach, a o całym zespole. Budżet około dziewięciu milionów na ekstraklasę wydawał mi się rzeczywisty i realny. Ciężko jest zrobić klub w ekstraklasie z budżetem w wysokości dwóch, czy trzech milionów. Może jest to wykonalne, ale na pewno bardzo trudne. Do Ligi Mistrzów w końcu też czasem awansują drużyny z małymi budżetami. Ale i tak mieliśmy mieć najniższy budżet w ekstraklasie.

Wieszczycki jest obwiniany za długi w ŁKS, bo właściciel ufał mu i sądził, że jeśli nie zatrudni piłkarzy, których on mu proponuje, to nie osiągnie sportowego celu. Co Pan na to?
Czy gdybym doradził panu kupno helikoptera zamiast samochodu, to bym pan go kupił?

Tylko wtedy, gdyby było mnie na niego stać.
No właśnie. A mnie w ŁKS nikt nie powiedział, że na tych ludzi nas nie stać. Gdybym usłyszał, że mam szukać piłkarzy po pięć, czy trzy tysiące to bym szukał. Dlatego mam czyste sumienie. Oczywiście, nie wszystkie decyzje były udane, jak choćby sprowadzenie Nowaka, Stefańczyka, czy Pruchnika.

Dzisiaj także Pan zalicza się do właścicieli ŁKS, bo zdaje mi się, że ma Pan jakieś akcje spółki...
Coś mi dali napisane na kartce, gdy odchodziłem z klubu. Ale, gdy odbywają się jakieś posiedzenia akcjonariuszy, to nie jestem informowany.

W dzisiejszym ŁKS nikt nie zarabia więcej, niż 5 tysięcy zł. I to w dodatku tylko na papierze, bo klub i tak tych pieniędzy nie płaci.
Te zarobki zostały urealnione i chyba tak powinno być wcześniej. Ale sukcesu by nie było, bo raczej trudno byłoby awansować do ekstraklasy. Po prostu właścicielowi cel przesłonił rzeczywistość. I boli mnie to, że dzisiaj wini się za to mnie. Łatwo sprawdzić, kto podpisywał się pod umowami.

Kiedy rozpoczęły się kłopoty finansowe w tzw. nowej generacji ŁKS?
Cały czas były problemy. Gdy awansowaliśmy, to z pieniędzy z Canal+ trzeba było płacić za pierwszą ligę. Po prostu - nie mamy kasy, ale udajemy, że mamy.

Dlaczego Filip Kenig, Jakub Urbanowicz i Jarosław Turek kupili ŁKS?
Nie wiem i cały czas mnie to zastanawia, bo ewidentnie nie mieli na to pieniędzy. To ludzie zamożni, ale nie na poziom piłkarskiej ekstraklasy.

Rozmawiał Paweł Hochstim

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki