Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wittbrodt: bezterminowe umowy dla 40 proc. nauczycieli

Joanna Leszczyńska
Prof. Edmund Wittbrodt, były minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka.
Prof. Edmund Wittbrodt, były minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka. Olgierd Górny
Co zrobić, żeby nauka była przyjemnością? Kiedy uczeń powinien wybierać ścieżkę edukacyjną? Czy dyrektorzy szkół powinni mieć większą swobodę w doborze nauczycieli? Z prof. Edmundem Wittbrodtem, byłym ministrem edukacji w rządzie Jerzego Buzka, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Albert Einstein powiedział, że nauka w szkołach powinna być tak prowadzona, by uczniowie uważali ją za cenny dar, a nie ciężki obowiązek. Czy to wyzwanie jest możliwe do spełnienia?

Przed nami jest długa droga, by to, co powiedział Einstein, stało się rzeczywistością. Aby zdobywanie wiedzy stało się wyłącznie przyjemnością, przede wszystkim trzeba zainwestować w nauczycieli, bo to od nich zależy, jaka się wytworzy atmosfera między uczniami i nauczycielami, jakie więzi się nawiążą między uczniem i nauczycielem. Chodzi mi o cały proces kształcenia nauczycieli na studiach i po. Ten proces trzeba przyspieszyć. Tylko że, niestety, brakuje miejsc pracy dla nowych, często lepiej przygotowanych teoretycznie nauczycieli.

W tym roku już po pierwszej klasie liceum uczeń wybierze swoją ścieżkę edukacyjną i zdecyduje, czy skoncentruje się na przedmiotach humanistycznych czy ścisłych. Co Pan sądzi o takiej zmianie?

Zdecydowanie mi się to nie podoba. W życiu potrzebna jest duża wiedza podstawowa, taki fundament, na którym można budować wielokrotnie w ciągu swojego życia zawodowego różne kompetencje. Ja byłem zawsze zwolennikiem budowania wiedzy podstawowej. Takie są też zalecenia europejskie. Dziś i w przyszłości człowiek musi być przygotowany, że wielokrotnie będzie zmieniał pracę. Po drugie, uczniowie po pierwszej klasie liceum nie za bardzo wiedzą, co wybrać. Oni nie mają jeszcze podstaw do podejmowania decyzji, czym tak naprawdę są zainteresowani. Poza tym zainteresowania w życiu też się zmieniają. Rozmawiam z wieloma uczniami i generalnie widzę u nich brak zdecydowania. Nawet rodzice nie zawsze potrafią im doradzić. Na ogół są to wybory negatywne. Mam problemy z matematyką, to wybieram taki profil, w którym tej matematyki nie będzie i odwrotnie.

Może to dobrze, bo skoro uczeń ma problemy z matematyką...

Młody człowiek, który kieruje się tym, że ma kłopoty z matematyką, bo często jest źle uczony, tak naprawdę nie wie, co jeszcze będzie robił w życiu. Podejmuje decyzję dla niego najwygodniejszą, ale czy najlepszą?

Niż demograficzny przyniesie kolejne zwolnienia nauczycieli, a jednocześnie ta grupa jako jedyna w budżetówce otrzyma podwyżki. Jak Pan ocenia kondycję tego zawodu?

Jeśli chodzi o kondycję ekonomiczną, nie jest już najgorzej po tych etapach podwyżek, które miały miejsce. To prawda: mamy z jednej strony podwyżki, a z drugiej zwolnienia. Myślę, że jedno z drugim nie stoi w sprzeczności. Bo to, że muszą być jakieś zwolnienia, to jest proces naturalny. Jeżeli 10 lat temu mieliśmy dwa miliony uczniów w grupie wiekowej 16-18 lat, a dzisiaj mamy ich 1,5 mln, a za osiem lat będzie około miliona, to konsekwencje, jeśli chodzi o zatrudnianie, też muszą być. Tylko istotne jest, by byli zwalniani ci najsłabsi.

Ma Pan obawy, że tak może nie być?

Niestety, nie zawsze tak jest. Jest wiele szkół, w których dyrekcja chroni niewłaściwe osoby, niekoniecznie te najsłabsze, ale te, które są z nią w dobrych relacjach.

Trwają rozmowy między związkami zawodowymi, samorządem i ministerstwem edukacji w sprawie likwidacji niektórych przywilejów Karty nauczyciela, np. płatnych rocznych urlopów zdrowotnych dla nauczycieli, za które płacą samorządy i podniesienia tygodniowego pensum. Sądzi Pan, że samorządy będą zdeterminowane, żeby dokonać zmian?

Resort edukacji jest zbyt pasywny. Ustawił się w pozycji obserwatora tego, co wyniknie z rozmów pomiędzy samorządami a związkami. I czeka, co ustalą.

Rząd boi się narazić jednej z największej grup zawodowej, czyli nauczycielom?

Takie odnoszę wrażenie. Resort powinien być w to bardziej zaangażowany i określić się w sposób wyraźny. Powinien zaproponować nawet kompromis między związkami i samorządami. Istotnie, płatny urlop zdrowotny nie zawsze jest merytorycznie uzasadniony. A co do pensum, to obserwuję, że w niektórych gimnazjach i szkołach średnich sprawdzenie klasówki trwa miesiące. O czym to świadczy?

Nie przekonuje Pana argument wielu nauczycieli, że pracują w domu...

Obawiam się, że większość kończy pracę na przeprowadzonych lekcjach i minimum tego, co trzeba przygotować w domu.

Chyba zła jest szkoła, w której uczniowie przebywają dłużej od nauczycieli?

Często tak jest. Myślę, że dyrektor szkoły musi mieć większą swobodę w dobieraniu nauczycieli. Zdecydowana większość nauczycieli jest nieusuwalna. Uważam, że proporcje powinny być takie, że maksymalnie 40 procent nauczycieli powinno być na bezterminowej umowie, a pozostali na umowach kontraktowych. Teraz dyrektor nie ma miejsca na wybór, bo nie ma wolnych miejsc. Drogę awansu nauczyciela trzeba na nowo przemyśleć. Bo teraz system wyczerpał swoje możliwości.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki