Wolne od okładania

Przecież od poniedziałku znowu się zacznie - triumfalizm przetykany oskarżeniami, bicie piany, a następnie spijanie śmietany (a jak wiadomo, politycy dla sukcesu wypiją wszystko). W piłkarstwie nożnym zaś nie do zniesienia pompowanie balonu rozciąganego przez tych, którym się wydaje, że to dla wszystkich interesujące, bo sami nie mają innych zainteresowań.

I tak się „przekolebiemy” z polityczno-sportowymi nerwicami do kolejnych wyborów/mistrzostw (a do niektórych może dojść już za dwa lata...). Dlatego zanim w niedzielę przy urnach wyborczych podejmiemy zapewne słuszne (według każdego z nas) decyzje, od dziś zróbmy sobie chwilowe wolne od codziennej dwuplemienności. Już Konkurs Chopinowski pokazał, że można w nas wzbudzić zdrowe emocje i jeszcze zdrowszy snobizm na znanie się na czymś, na czym znać się warto (nawet jeśli znać się trudno), bo nie kończy się kopaniem. Parę jeszcze rzeczy przyjemnych przed poniedziałkiem uda się poczynić. Zdążymy przeczytać jakąś książkę, teatry nie zamykają drzwi, muzycy grają koncerty, pływalnie kuszą wodą, no może jedynie zoo w tych dniach źle się kojarzy (za przeproszeniem jego mieszkańców). Nareszcie bardziej złotawa niż ponura jesień zachęca do spaceru, dzięki któremu złośliwie możemy nie wsiąść do pojazdu komunikacji miejskiej i zaoszczędzić nieco zdrowia oraz mnóstwo czasu (lub odwrotnie). Los jest do tego stopnia dla nas łaskawy, że o godzinę nam ten weekend wydłuży, co daje okazję ku temu, by się nareszcie porządnie wyspać lub oddać temu, o czym pisać tu może nie wypada... A po niedzieli znów możemy wrócić do okładania się. I kopania. Bo jeszcze nie czas odmiany i wrócimy, prawda?