Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory 2019. Ich dwoje, czyli po co Zdanowskiej jest Kwiatkowski

Marcin Darda
Marcin Darda
Ich dwoje, czyli po co Zdanowskiej Kwiatkowski
Ich dwoje, czyli po co Zdanowskiej Kwiatkowski
Powiedzieć, że Hannę Zdanowską i Krzysztofa Kwiatkowskiego w przeszłości oprócz partyjnego szyldu łączyła tylko wzajemna niechęć, to nic nie powiedzieć. Co zatem kryje się za ich nagłym politycznym zbliżeniem tuż przed wyborami?

Wybory parlamentarne 2019

Trzymamy za to kciuki, by tak się stało, to jest bardzo ważne dla wszystkich nas - mówi prezydent Łodzi Hanna Zdanowska w wyborczym spocie Krzysztofa Kwiatkowskiego, niezależnego kandydata do Senatu ze wschodniej Łodzi. Kwiatkowski w spocie opowiada, że jest szansa na dodatkowe 180 mln zł dla Łodzi, gdy przejdzie jego projekt ustawy o Łódzkim Obszarze Metropolitalnym, i co można za te pieniądze zrobić.

Zdanowska, popierając Kwiatkowskiego, złamała pakt senacki, bo opozycja umówiła się, że akurat w okręgu wschodniej Łodzi kandydata wystawi Lewica, a Koalicja Obywatelska nie tylko nie wystawi kandydatów, ale nie poprze nikogo innego. Kandydatką Lewicy jest wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej w Łodzi Małgorzata Niewiadomska-Cudak (SLD), czyli w Łodzi koalicjantka Zdanowskiej.

Udział Zdanowskiej, szefowej PO regionu łódzkiego, w spocie Kwiatkowskiego obudził nie tylko niedowierzanie wśród członków partii, ale i stare demony, bo jego polityczne ambicje groziły rozłamem Platformy w Łodzi, co częściowo zresztą się sprawdziło. Gdyby jednak spojrzeć w przewrotny sposób na historię relacji Zdanowskiej i Kwiatkowskiego, to ona pośrednio właśnie jego niespełnionym ambicjom zawdzięcza to, gdzie dziś jest. Ale po kolei...

Początek 2010 r. to był w łódzkiej polityce bardzo toksyczny czas. Odwołano prezydenta Jerzego Kropiwnickiego w referendum, miastem rządził komisarz, zresztą dawny szef sztabu Kwiatkowskiego, gdy potykał się w 2006 r. o prezydenturę z Kropiwnickim i przegrał. Zbliżały się kalendarzowe wybory prezydenta na jesieni 2010 r. Tym prezydentem bardzo chciał zostać Krzysztof Kwiatkowski, wtedy minister sprawiedliwości w pierwszym rządzie PO-PSL. Uchodził za politycznego singla i technokratę, lojalnego tylko wobec Donalda Tuska, a polityczne zaplecze w Łodzi dopiero budował.

Na kogo głosować?

Dowiedz się więcej

Dopomóc miał mu w tym start w marcowych wyborach na szefa PO w Łodzi. Gdyby wygrał, byłby kandydatem PO na prezydenta i raczej bez przeszkód tę prezydenturę by zdobył. Tyle tylko, że na takie zachwianie sił w partii nie godził się Cezary Grabarczyk, wtedy minister infrastruktury w tym samym rządzie. Grabarczyk został kontrkandydatem Kwiatkowskiego w wyborach szefa łódzkiej PO, a że relacje obu panów napięte były mocno, Tusk „poprosił” obu o wycofanie się.

Tak zrobili, tyle że Grabarczyk tę próbę nerwów zniósł z chłodną głową, zgłaszając kandydaturę średnio rozpoznawalnej wtedy posłanki Hanny Zdanowskiej. Zdanowska te wybory wygrała bardzo zdecydowanie, zdobywając też rekomendację do startu na prezydenta. Kilka miesięcy później tzw. rada powiatu łódzkiego PO ostatecznie zdecydowała, że to ona będzie kandydatką. Na 56 osób, tylko pięć głosów było przeciw, wśród nich oczywiście głos Kwiatkowskiego.

Kwiatkowski po wyborach do Sejmu w 2011 r. ponownie, mimo wysokich ocen, ministrem sprawiedliwości nie został, Tusk tę posadę oddał Jarosławowi Gowinowi. Jednak w Łodzi kontrolował już grupę radnych, która lubiła zagrywać w poprzek klubu PO i Zdanowskiej, jak wówczas mówiono, z inspiracji Kwiatkowskiego.

W lipcu 2013 r. Sejm wybrał go na szefa Najwyższej Izby Kontroli, a w sierpniu najpierw klub radnych PO w Łodzi, a potem zarząd krajowy partii, usunął część tzw. flowersów, czyli frakcji Kwiatkowskiego z partii, pozostali w geście solidarności też odeszli. W konsekwencji PO straciła większość w Radzie Miejskiej, a „flowersi” utworzyli klub Łódź 2019, radykalniejszy od PiS w krytykowaniu Zdanowskiej, a także SLD, który wówczas był w opozycji.

Kilkoro z dawnych „flowersów” to dziś lojalni politycy PiS, niektórzy rozpoznawalni w skali kraju, jak na przykład Joanna Kopcińska. Kopcińska po usunięciu z PO nawet się od tej decyzji odwoływała. Pewnie dziś nie żałuje, że potraktowano ją odmownie. Mimo bolesnej porażki ze Zdanowską w wyborach prezydenta Łodzi AD 2014 jako kandydatka PiS, i to już w pierwszej turze, została wiceprzewodniczącą sejmiku. Potem zaś posłanką, rzeczniczką rządu PiS, a dziś jest eurodeputowaną. W PO zapewne takiej kariery by nie zrobiła. Wraz z nią wyleciała wtedy Marta Grzeszczyk, dziś rzeczniczka klubu radnych PiS w Łodzi, a także Łukasz Magin (na zdjęciu), najradykalniejszy krytyk Zdanowskiej z ostatniej kampanii samorządowej. Magin co prawda zanotował porażkę w wyborach do sejmiku, ale w łódzkiej PO pojawiła się związana z nim ciekawa interpretacja poparcia udzielonego przez Zdanowską Kwiatkowskiemu. Otóż, gdyby któryś z łódzkich sejmikowych radnych PiS dostał się do Sejmu, to Magin wchodzi do sejmiku jako następca z kolejnym wynikiem listy w wyborach sejmiku. Magin z Kwiatkowskim przez lata pracy w NIK zachował świetny kontakt, zatem via Kwiatkowski mógłby pomóc Zdanowskiej w relacjach z sejmikiem, w którym większość ma PiS. Ta interpretacja wygląda na bardzo życzeniową, bo Magin podczas tamtej kampanii nie mówił o prezydent Łodzi inaczej niż „przestępczyni”, a takich określeń szybko się nie zapomina.

Czy weźmiesz udział w najbliższych wyborach parlamentarnych?

  1. 90.88%
  2. 5.23%
  3. 3.89%

O co zatem chodzi z tym poparciem Kwiatkowskiego? Po co jest potrzebny Zdanowskiej? Na pewno nie chodzi o 180 mln zł dla Łodzi z ustawy metropolitalnej, bo póki co Kwiatkowski nie jest jeszcze senatorem i nie wiadomo, czy będzie. A przepchnięcie takiej ustawy w pojedynkę - byłby przecież senatorem niezależnym - też proste by nie było, choć mógłby liczyć na poparcie senatorów KO. Kwiatkowski wie, że wygrać mandat senatora bez poparcia partii politycznej to arcytrudne zadanie. W obecnym Senacie na stu senatorów jest przecież tylko czterech niezależnych, jednakże każdy z nich zdobył mandat z poparciem PiS lub PO. To dlatego na początku kampanii stwierdził, że „byłoby dla niego zaszczytem, gdyby został kandydatem całej opozycji demokratycznej”, sugerował też, że Niewiadomska-Cudak może zrezygnować. Wieści o rezygnacji kandydatki Lewicy rozchodziły się jednak jeszcze na etapie zbierania podpisów potrzebnych do rejestracji kandydatów, a Niewiadomska-Cudak dementowała je w mediach społecznościowych. Ani jednak żadna licząca się partia Kwiatkowskiego póki co nie poparła, ani też kandydatka Lewicy nie zrezygnowała. Dlatego kandydat niezależny zabiegał o poparcie Zdanowskiej.

Prezydent Łodzi, popierając Kwiatkowskiego, nie postąpiła też wbrew woli przewodniczącego własnej partii Grzegorza Schetyny bo i on publicznie naciskał na SLD, by swą kandydatkę przeniósł na listę sejmową, ułatwiając elekcję Kwiatkowskiemu.

W PO mówią, że poparcie Zdanowskiej miało wyglądać inaczej: byli umówieni nie na spot i billboardy ze wspólnym zdjęciem, a tylko na wpis popierający w mediach społecznościowych, zatem były prezes NIK „pojechał po bandzie”. Pytaliśmy o to Kwiatkowskiego, jednak odpowiedź nie nadeszła.

Z drugiej strony szermowanie przez Hannę Zdanowską nieoczywistymi poparciami w tej kampanii wygląda jak budowanie politycznych inwestycji na przyszłość, bo ta - w Platformie - pewna dla niej nie jest. Prezydent ma swoich faworytów na liście KO, innych nie popiera lub jak dotąd nie poparła. Ale nieprzypadkowo wśród popieranych przez nią kandydatek jest Agata Kobylińska, co budzi sympatię feministek, nie mówiąc o Tomaszu Treli, kandydacie konkurencyjnej listy Lewicy. W PO przyjęto to jako ośmieszenie własnej partii. Gdyby Zdanowska w Platformie się wyłożyła, co jest możliwe od czasu, gdy publicznie ustąpiła z krajowego sztabu wyborczego KO niezadowolona ze zmian na sejmowej liście, to na tym niewielkim póki co fundamenciku można już klecić jakieś samorządowe stowarzyszenie. A że niezadowolenie w PO z powodu rozdania na listach sejmowych nie dotyczyło tylko Łodzi, to stowarzyszenie wcale nie musiałoby być lokalne. W takim kontekście to i Kwiatkowski może się na coś przydać, niezależnie od tego, czy poparcie wymusił, czy nie.

Czy tak się stanie, jasne będzie po wyborach. Jest tylko jedno małe „ale”. W polityce, jak powiadają jej wytrawni znawcy, „kosy nigdy nie ma na zawsze”, co znaczy, że i między Kwiatkowskim a Zdanowską możliwe jest porozumienie w imię wspólnych interesów. Ale kampania senacka Kwiatkowskiego, obietnica ustawy metropolitalnej i dodatkowych 180 mln zł rocznie dla Łodzi, może przypominać już tę samorządową, która dopiero przed nami, w 2023 r. Trudno sobie wyobrazić, że ten polityk zrezygnował ze swoich dawnych ambicji zostania prezydentem Łodzi. Czy akurat w 2023 roku? Nie sposób tego stwierdzić teraz, bo to zależy od wielu czynników zależnych od wyborców czy wymiaru sprawiedliwości. Nie wiadomo, czy Krzysztof Kwiatkowski zostanie senatorem, choć z pewnością na taką okoliczność ma już plan B. Nie wiadomo też, czy korzystnym wyrokiem zakończy się dla niego proces o nadużywanie władzy, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. W razie korzystnego dla byłego prezesa NIK wyroku, nie jest pewne, czy nie zechce potykać się o prezydenturę Łodzi, na przykład przeciw Zdanowskiej...

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki