Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XXII Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. "Tango Łódź" w Teatrze Powszechnym [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
„Tango Łódź” to sprawnie zrobiony średnio zaangażowany teatr społeczno-polityczny. Niestety, także średnio angażujący

22. Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych zamknął jego gospodarz, Teatr Powszechny, prapremierą „Tanga Łódź”, napisanej na tę okazję sztuki Radosława Paczochy. Spektakl w reżyserii Adama Orzechowskiego, dyrektora Teatru Wybrzeże, wpisuje się w cykl „miejskich historii” zainicjowany przez Zdzisława Jaskułę jako mocny punkt repertuaru Teatru Nowego. Nie znaczy, że zawsze udany. Podobnie w „Powszechnym”. Orzechowski stworzył spektakl reżysersko sprawny, silny zespołową kreacją aktorów, a słaby powierzchownością, nużący konwencją.

Przeczytaj więcej: Teatr Powszechny przygotowuje premierę na Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Sztuka Paczochy to tour de Pologne po stu latach historii Łodzi i zarazem „Kapitał” Marksa w pigułce. Taki tytuł mogłaby nosić, to jej główny temat. Przez kolejne dekady zmieniają się realia i polityczne systemy, stały jest tylko bohater zbiorowy i jego dola. Robotnicy, grani przez tych samych aktorów, zawsze pracują nie dla swojego, ale cudzego zysku: fabrykanta, państwa, doktryny politycznej. Rozpisanie akcji w czasie rodzi potrzebę silnego scenicznego skrótu, a w nim trudno wyjść poza stereotypowe opinie i interpretację. „Tango...” jest więc jednocześnie jak plakat i popularne ostatnio łódzkie książki popularnonaukowe, w których tylko mieli się znane fakty i ustalenia. Najlepiej z tej pułapki wychodzi część poświęcona PRL-owi z postacią Michaliny Tatarkówny-Majkowskiej (Monika Kępka) na czele. Słabiej jest z czasem Rewolucji 1905 roku - nawet jeśli traktować „złych fabrykantów”, niemieckiego i żydowskiego (dobrzy Piotr Lauks i Mirosław Hanke), jako symbole. Na szczęście Paczocha umie w krótkiej, błyskotliwej frazie zamknąć np. historyczny proces (gdy puentuje połączenie się polskiego kapitału z „obcym”).

Przeczytaj również: 22. Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych: Krzysztof Warlikowski i pytania o kondycję artysty

„Tango Łódź” zaczyna się obiecująco. Prostokątne pole gry, jakie scenografka Magdalena Gajewska wyznaczyła w EC1 (równie dobrze sprawdzi się ono na Małej Scenie „Powszechnego”) zasypane jest ziemią. Po bokach w chłodnym świetle kołyszą się puste szafki, do których składali ubrania pracownicy fabryk. Teraz w trzech osobach (Aleksandra Listwan, Arkadiusz Wójcik, Grzegorz Otrębski) bawi tam duch Kapitału. Wyuzdane kostiumy, makijaże i błazeńskie zachowanie aktorów towarzyszy narracji, pchaniu zdarzeń naprzód, wywieraniu presji na robotników (w końcu podtytuł spektaklu to „Mięsopust proletariacki o odwiecznej walce Kryzysu z Kapitałem”). Trójka aktorów posługuje się mową wiązaną. Ironiczni wobec „roboli”, budzą skojarzenia z prologiem „Kariery Artura Ui” Brechta, „historycznej rewii gangsterskiej”. Gdy wkracza proletariat, lądujemy w środku ekspresyjnej ludycznej konwencji, politycznej farsy i komedii rybałtowskiej - wykorzystanej, by mówić rzeczy radosne tylko dla Kapitału.

Przeczytaj więcej: Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Dwa teatry, trzech Kordianów, 300 widzów

Grany bez przerwy spektakl to ciąg krótkich, dynamicznych scen, połączonych wędrującymi przez nie przedmiotami. Najdłużej wędruje bomba socjalistycznych bojówkarzy - nie zostaje użyta podczas ulicznych walk, więc nie wybuchnie już nigdy. Reżyser z wielką sprawnością ustawia grę w wielu planach. Aktorzy uruchamiają elementy scenografii, z szafek budują barykady i pierwszomajowe podesty. Szafka bywa trumną, by stać się urną wyborczą w 1989 roku, gdy robotnicy idą głosować przeciw, nie za kimś. Wręczane włókniarkom goździki są ścinane, by pokazać jak łatwo utracić względy władzy. Takich scen jest wiele. Jak na dwugodzinny spektakl - za wiele. Często nie wybrzmiewają należycie, a służąc podaniu tez dobrze znanych, nużą. Nie ma tu gry z szybko wykrystalizowaną konwencją. Niespodzianek nie ma też w grze „ducha Kapitału” - dynamiczni Listwan, Wójcik i Otrębski z czasem stają się manieryczni.

W marszu przez wieki towarzyszy proletariatowi skierowany przeciw niemu i rządzony frazesem język propagandy. Ale „Tango Łódź”, łączące robotnicze piosenki z frazami Tuwima, też jest przegadane. W finale sugeruje, że w mieście bez fabryk bunt nie jest możliwy i nieco kpi z władzy, która „dla ludzi” buduje fontannę (bo przecież nie z tej, która buduje jedną mega-wiatę tramwajową, ale dotuje spektakl). Ostatecznie pocieszające jest, że Łódź to wciąż „ostatnie nieodkryte miasto”, czekające na odważną interpretację.

Zobacz filmowy skrót najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia - 18 - 24 kwietnia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki