MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zabytki i twarde prawa rynku

Anna Gronczewska
Wojciech Szygendowski, Wojewódzki Konserwator Zabytków.
Wojciech Szygendowski, Wojewódzki Konserwator Zabytków. Grzegorz Gałasiński
Rozmowa z Wojciechem Szygendowskim, Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków

Gdy patrzy Pan na rodzinne miasto okiem fachowca, to co się w nim może najbardziej podobać?

Jestem łodzianinem z urodzenia i praktycznie całe życie jestem związany z Łodzią, co pewnie rzutuje na moje obserwacje. Łódź ma fragmenty, które mogą nie tylko się podobać, lecz nawet zachwycić. Nie znajdzie się analogii do nich w innych miastach Polski, a trudno o takie nawet w Europie. Tak, jak niezwykły jest klimat tego miasta. Starówki mogą być większe, mniejsze, ładniejsze, brzydsze, barokowe, klasycystyczne, czy gotyckie, a drugiej takiej ulicy jak Piotrkowska nie ma w Polsce. Można ją porównywać z ulicą Długą w Toruniu, czy Traktem Królewskim w Warszawie, ale to zupełnie inny rodzaj architektury i przestrzeni. Tak samo jak niepowtarzalny jest Księży Młyn. Pewnie ktoś powie, że na Śląsku są miejsca, które momentami mogą przypominać Księży Młyn, ale to także nie to samo.

Księży Młyn, ul. Piotrkowska to wystarczające atuty, by ściągnąć do Łodzi turystów?

Uważam, że tak. Te miejsca to unikat nie tylko w skali kraju. Trzeba próbować je "sprzedawać". Nie jestem specjalistą od marketingu, ale wiem, że z roku na rok do Łodzi przyjeżdża coraz więcej turystów. Ten trend należy za wszelką cenę starać się utrzymać.

Ma Pan swoje ulubione miejsca w Łodzi?

Kiedyś był to na pewno Księży Młyn. To było bardzo "klimatyczne" miejsce. Teraz z tym jest różnie. W kompleksie Grohmanowsko-Scheiblerowskim są gorsze i lepsze miejsca. Ale osiedle
Scheiblerowskich domów robotniczych w rejonie ulic Przędzalnianej, Fabrycznej, Tymienieckiego nadal robi wrażenie. Z pewnością nie jestem w tym odkrywczy, jednakże to nadal wyjątkowa, magiczna część Łodzi.

Co jeszcze zachwyca Pana oprócz Księżego Młyna?

Kiedyś mieszkałem na Bałutach, w rejonie ul. Ogrodowej. Te okolice budzą mój sentyment. Konkretnie okolice ul. Mielczarskiego, to było moje pierwsze miejsce zamieszkania. Niedawno dotarłem do ksiąg parafialnych i zobaczyłem metrykę swojego urodzenia. Wzbudziła drżenie serca. Tak jak przejście koło biblioteki na ul. Ogrodowej, gdzie wypożyczaliśmy z mamą "Byczka Fernando".

Obok jest Manufaktura. Jak Pan ją ocenia?

Tu dotykamy sprawy trudniejszej, związanej z tzw. doktryną konserwatorską. Ostatnio coraz powszechniejsze jest zjawisko nazwane przez fachowców "disneylandyzacją zabytków". To też dotknęło Manufakturę. Ale to cena zapłacona za to, aby kompleks tej wielkości pozostał. Trudno znaleźć inwestora, który wpakuje setki milionów złotych, by tylko odrestaurować budynek. Musi coś na tym zarobić. Z jego badań marketingowych wynika, że ściany powinny być kolorowe, a nie tylko czerwone. W tle ma grać muzyka, a ma nie być słychać jednostajnego, odtwarzanego z taśmy hałasu krosien. Z pewnością takie zabiegi przyciągnęłyby w to miejsce znacznie mniejszą ilość odwiedzających. Również z zabytkami związane są twarde prawa rynku. I nie ma się czemu dziwić.
Chce Pan powiedzieć, że Manufaktura niezbyt się Panu nie podoba?

Powiem inaczej. Jest to strzał w dziesiątkę jeśli się weźmie pod uwagę pomieszanie funkcji tego miejsca. Manufaktura to zespół wielofunkcyjny z bardzo różnorodną ofertą, do którego mogą przyjechać całe rodziny i z pewnością nie będą się w nim nudzić. Nawet przyjeżdżając weekend po weekendzie można go za każdym razem spędzić inaczej.

Pofabryczna architektura Łodzi powinna być tak właśnie zagospodarowana?
Pofabryczna architektura jest dość wdzięcznym materiałem do adaptacji. Zasadniczym problemem jest kwestia kosztów prac. To najczęściej ogromne przestrzenie. Ponadto prawie nigdy nie zachowa się w stu procentach autentycznej substancji architektonicznej. Jeżeli zaadaptujemy fabrykę na funkcje mieszkaniowe, to musimy z konieczności dokonać pewnych zmian w oryginale. Dotyczy to w pierwszej kolejności instalacji, musimy wymienić ślusarkę, inaczej rozwiązać układ komunikacyjny, chociażby nawet ze względu na sprawy przeciwpożarowe. Zawsze trzeba godzić się na jakiś kompromis, w którym na jednej szali kładzie się autentyzm danego obiektu, a na drugiej najczęściej jego dalsze istnienie.

Wiele osób jest przekonanych, że Łódź nie ma zabytków. Zgadza się Pan z takimi opiniami?

Na pewno nie! Jestem konserwatorem zabytków dosyć długo, pracę tę zacząłem jeszcze w minionym wieku. Kiedyś usłyszałem takie zdanie od profesora Andrzeja Tomaszewskiego: panie konserwatorze, proszę poczekać do następnego, czyli dwudziestego pierwszego wieku, wtedy te dziewiętnastowieczne budynki będą zabytkami nie z ubiegłego wieku, ale sprzed dwóch wieków. I to się sprawdza. Dziś za zabytki uważamy budowle socrealistyczne, choć na razie z trudem przebijają się do tego grona. A nikt już nie kwestionuje tego, że zabytkiem jest obiekt z dziewiętnastego wieku, na co jeszcze w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych niektórzy się krzywili.

W jakim stanie są te łódzkie zabytki?
Jeżeli chodzi o te obiekty wpisane do rejestru zabytków, to w złym stanie są naprawdę nieliczne. Miałbym kłopoty, by wymienić z dwadzieścia takich budowli. Tak więc elita łódzkich zabytków ma się w miarę dobrze.

A reszta?

Jeśli chodzi o tzw. średnią zabytków, to wygląda to zdecydowanie gorzej. Wystarczy jako przykład podać kamienice miejskie, które są administrowane przez miasto. Miasto nie ma pieniędzy na ich remont, a poza tym nie są najlepiej administrowane.
Rozm. Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki