Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zajezdnia Dąbrowskiego: odpowiedź na list Romana Bierzgalskiego

(Ad.)
Adam Brajter i Jakub Tarka, społeczni opiekunowie zabytków w Łodzi odpowiadają na wcześniejsze pismo Romana Bierzgalskiego, właściciela dawnej zajezdni przy Dąbrowskiego.
Adam Brajter i Jakub Tarka, społeczni opiekunowie zabytków w Łodzi odpowiadają na wcześniejsze pismo Romana Bierzgalskiego, właściciela dawnej zajezdni przy Dąbrowskiego. Grzegorz Gałasiński
List w sprawie zburzonej zajezdni tramwajowej przy Dąbrowskiego przysłali do naszej redakcji Adam Brajter i Jakub Tarka, społeczni opiekunowie zabytków w Łodzi. List jest odpowiedzią na wcześniejsze pismo Romana Bierzgalskiego, właściciela dawnej zajezdni.

"Szanowni Państwo,

Z uwagą przeczytaliśmy oświadczenie pana Romana Bierzgalskiego, właściciela byłej zajezdni Dąbrowskiego. Niestety, w piśmie znalazł się szereg nieścisłości, których nie można przemilczeć.

CZYTAJ LIST ROMANA BIERZGALSKIEGO!

Przede wszystkim nieprawdą jest, że ktoś chciał "wymusić zabytek". Zabudowania zajezdni Dąbrowskiego znajdowały się w Gminnej Ewidencji Zabytków, a w momencie sprzedaży trwała procedura wpisu do rejestru. Pan Bierzgalski miał tego pełną świadomość. Nieprawdą jest także twierdzenie, że na terenie dawnej zajezdni nie ma żadnych zabytków. Pozostał budynek administracyjny, który również znajduje się w ewidencji.

WSZYSTKO O ZAJEZDNI DĄBROWSKIEGO

Późniejsze uchylenie wpisu do rejestru zabytków, poprzedzone długą batalią prawną, nie oznacza że zespół budynków zajezdni przestał być zabytkiem, ponieważ wojewódzki rejestr zabytków jest tylko jedną z wielu form ochrony naszego dziedzictwa. Ponadto, uchylenie wpisu nastąpiło z przyczyn proceduralnych, a nie merytorycznych. Zajezdnia nadal znajdowała się w Gminnej Ewidencji Zabytków, a zgodnie z ustawą Prawo budowlane (art. 31 oraz 39 ust. 3), rozbiórka mogła nastąpić wyłącznie za zgoda konserwatora zabytków. Wiemy, że gdy koparki przekroczyły w piątkowe popołudnie bramę zajezdni, takiej zgody nie było. Nieprawdą jest również, że usunięto jedynie resztki murów. Spaleniu uległa jedynie część dachu, a mury pozostały nietknięte.

Nie możemy się również zgodzić z tezą, że teren był odpowiednio chroniony. Wbrew twierdzeniom właściciela, rozbite ogrodzenie nie było naprawiane przez wiele tygodni, a wspomniana "fosa" była jedynie kilkunastocentymetrowym zagłębieniem w ziemi. Nie dziwi więc fakt, że teren był odwiedzany przez osoby postronne, skoro nawet dzieci bez problemu radziły sobie z zabezpieczeniami, co w swym oświadczeniu przyznał pan Bierzgalski.

Wobec powyższego, oświadczenie pana Romana Bierzgalskiego, właściciela firmy Metalpol należy odebrać jako nerwową próbę ratowania mocno już nadszarpniętego wizerunku.

Z poważaniem
Adam Brajter
Jakub Tarka

Społeczni Opiekunowie Zabytków
"

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki