- Historia ta przypomniała mi się teraz, jak zobaczyłam w internecie nóż, którym posłużył się zabójca z ul. Piotrkowskiej. Był taki sam, jakiego użył napastnik podczas pamiętnego wieczoru, gdy wyszłam z koncertu w filharmonii - opowiada nasza Czytelniczka (prosi o niepodawanie nazwiska). - Było to na przełomie listopada i grudnia 2012 roku. Przede mną szła starsza pani. Miała około 60 lat. Nagle z bramy wyskoczył jakiś osobnik, wyjął nóż i grożąc nim zażądał pieniędzy. Przechodnie rozbiegli się, zaś napadnięta i ja zaczęłyśmy głośno krzyczeć. Bandyta spłoszył się i uciekł do bramy. Na szczęście nic nie zrobił starszej pani, która była w szoku. Zastanawiam się czy nie był to sprawca zabójstwa Mateusza.
Po tragedii na Piotrkowskiej do kontrofensywy - czego można było się spodziewać - przystąpili politycy, którzy na konferencjach prasowych stwierdzili, że stan bezpieczeństwa pozostawia wiele do życzenia i zasypali dziennikarzy swoimi pomysłami i propozycjami.
- Takie zabójstwo mogło się zdarzyć w każdym miejscu i o każdej porze i na tej podstawie nie można twierdzić, że policja w Łodzi źle działa - przekonuje Maciej Rakowski, radny lewicy w łódzkiej Radzie Miejskiej.
Jego zdaniem należy wprowadzić politykę pod hasłem "zero tolerancji" polegającą na tym, żeby ścigać nawet drobne przestępstwa, tak aby złoczyńcy nie zhardzieli i nie poczuli się bezkarni, żeby nie doszło do eskalacji przemocy.
Samorządowiec przekonuje więc, żeby występki tłumić już w zarodku. I trudno się z nim nie zgodzić, bo jeśli to odpuścimy, to przestępcy staną się coraz brutalniejsi.
Zdaniem Macieja Rakowskiego, rząd Donalda Tuska nie rozumie problemów policji, zaś lokalne samorządy, które borykają się z problemami finansowymi, nie mogą ciągle dokładać do policji.
Zgadza się z nim łódzki poseł lewicy Dariusz Joński, który wypomina rządowi, że w latach 2008-12 zlikwidował w Polsce 110 komisariatów i przymierza się do zamknięcia kolejnych 200. Niepokoi go także to, że spośród 29 policyjnych izb dziecka w kraju, do których trafiają młodociani przestępcy, 10 ma być zlikwidowanych (ta, która jest w Łodzi przy ul. Skrzywana, nie będzie skasowana).
- Widać, że rząd szuka oszczędności. Bogate miasta i gminy zapewnią sobie bezpieczeństwo, ale biedniejsze niekoniecznie. W Łodzi sytuacja pod tym względem jest o tyle niezła, że ostatnio policja dostała 10 radiowozów nieoznakowanych, policjanci I komisariatu w Śródmieściu będą mieli nową siedzibę, zaś na ulice wychodzą dodatkowe patrole - zauważa Dariusz Joński.
I będzie ich jeszcze więcej, gdyż po zabójstwie Mateusza w wyniku spotkania "na szczycie" z udziałem władz miasta oraz szefów policji i straży miejskiej w Łodzi ustalono, że w piątki i soboty na ulicach w centrum Łodzi, w nocy od godz. 1 do 4, gdy łodzianie wychodzą z pubów i klubów i wracają do domu, będzie działało więcej patroli policjantów i strażników miejskich. I tak ma być już od tego weekendu.
- Śmierci Mateusza jest winny naćpany bandyta. I tylko on - twierdzi ostro Jarosław Berger, radny miejski SLD w Łodzi. I krytykuje gabinet Donalda Tuska, że od 2009 roku o 800 mln zł zmniejszył nakłady na policję, co - jego zdaniem - przełożyło się na wzrost przestępczości. Jego sprzeciw budzi także to, że w Łódzkiem zlikwidowano 500 etatów policyjnych.
- Powinniśmy bardziej zaangażować się finansowo w służbę ponadnormatywną. Chodzi mi o to, żeby było więcej patroli mieszanych, policji i straży miejskiej, i to nie tylko na Piotrkowskiej, lecz także w innych częściach miasta. Pieniądze trzeba przeznaczać nie na fotoradary, lecz na rozbudowę i modernizację systemu monitoringu ulicznego. Warto też poprawić stan oświetlenia na Piotrkowskiej, który jest beznadziejny - podkreśla Jarosław Berger.
W debacie zabrał też głos europoseł Zbigniew Ziobro, prezes Solidarnej Polski, który przyjechał do Łodzi i zaproponował zaostrzenie kar za zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, tak aby dolny pułap podnieść z 8 do 25 lat więzienia. Ponadto domaga się on, aby kara dożywocia była dożywociem nie tylko z nazwy, tak żeby zabójcy nie wychodzili z zakładu karnego po 25 latach, lecz siedzieli w nim do końca życia.
Postulat ten jest niezwykle istotny choćby w przypadku innego pamiętnego zabójstwa, kiedy w nocy z 21 na 22 sierpnia 2010 roku pod dyskoteką Heaven w centrum Łodzi Marcin R. zaczepił wulgarnie 22-letnią Alicję M. spod Turku, która z siostrą i trzema koleżankami przyszła potańczyć. Gdy usłyszał, że ma się odczepić, bandyta z całej siły pchnął ją nożem, a gdy upadła na schody, kopnął w głowę i uciekł. Ciężko ranna kobieta zmarła dwie godziny później na stole operacyjnym w szpitalu Kopernika, zaś jej oprawca zabarykadował się w domu na Bałutach i zaatakował policjantów: jednego zdzielił w twarz młotkiem, a drugiego ciężarkiem do ćwiczeń siłowych. Trzy dni temu Sąd Apelacyjny w Łodzi prawomocnie skazał go na dożywocie i zapewne nie tylko ojciec Alicji M., który był w sądzie, nie miałby nic przeciwko temu, żeby zabójca spędził resztę życia za kratami.
Jeśli chodzi o zabójstwa, to w Łodzi jest ich od 24 do 27 w ciągu roku. Wykrywalność jest wysoka i wynosi zwykle od 92 do 95 proc., chociaż w minionym roku policja była tak skuteczna, że wykryła sprawców wszystkich 25 morderstw.
Przykładowo: w 2008 doszło do 27 zabójstw, w 2010 do 24, zaś w 2012 roku do 25. Kilka z nich przypada zwykle na Śródmieście - w 2011 roku zamordowano w nim osiem osób, w 2010 jedną, a w roku minionym dwie. Znamienne jest to, że od pięciu lat wykrywalność zabójców w Śródmieściu jest stuprocentowa, co może oznaczać - jak sugerują policjanci - że sprawdza się system ulicznego monitoringu. Poza centrum jest już gorzej i kamery można spotkać jedynie pod różnymi placówkami: bankami, szkołami, firmami, na stacjach benzynowych itp.
Jedno z bardziej ponurych zabójstw miało miejsce w grudniu 2008 roku na ul. Dąbrowskiego, gdzie 28-letni Rafał M. zauważył idącą od przystanku MPK 63-letnią Ewę O. Kobieta była po wylewie i miała bezwładną rękę. Bandyta zaszedł ją od tyłu i chwycił za torebkę. Ewa O. kurczową ją trzymała, więc napastnik wlókł kobietę po ziemi, a potem dwa razy kopnął ją w twarz. Napadnięta puściła torebkę, zalała się krwią i - pozostawiona bez opieki i pomocy - wkrótce zmarła.
W przypadku bójek i pobić ich liczba utrzymuje się na podobnym poziomie. W ciągu minionych pięciu lat najgorzej było w 2009 roku, gdy doszło w Łodzi do 301 takich incydentów. Potem ich liczba spadała, tak że w 2011 roku zanotowano 241 bójek i pobić. Niestety, w roku minionym sytuacja pogorszyła się i zarejestrowano 279 takich zdarzeń. Wykrywalność sprawców mogłaby być znacznie lepsza, bowiem waha się od 48 do 66 proc. Jeżeli chodzi o Śródmieście, to liczba tych zdarzeń utrzymuje się na tym samym poziomie: 63 w 2010 roku oraz po 61 w latach 2011-12.
Bohaterami" ulicznych bijatyk bywają m.in. kibice ŁKS-u i Widzewa. Do takiej burdy doszło 12 stycznia br. na ul. Limanowskiego na Bałutach. Około godz. 19.15 policjanci otrzymali sygnał, że idzie tamtędy grupa agresywnych pseudokibiców. Wkrótce przyjechało tam kilka samochodów, z których wyskoczyli kolejni kibole i doszło do rozróby. Trwała bardzo krótko, gdyż szybko przybyli policjanci i zatrzymali dziewięciu najbardziej krewkich kibiców ŁKS-u i Widzewa w wieku od 17 do 26 lat. Za udział w bójce grozi im do trzech lat więzienia.
Spada za to liczba rozbojów, czyli pobić połączonych z rabunkiem. O ile w 2008 roku było ich w Łodzi 1034, to w 2011 roku 883, zaś w roku ubiegłym 834. Wykrywalność sprawców nie jest imponująca i wynosiła ponad 40 proc., zaś w minionym roku podskoczyła do 50 proc. Pocieszające jest to, że liczba takich zdarzeń w Śródmieściu regularnie spada: w 2010 było ich 244, w 2011 roku - 188, zaś w 2012 roku -164. Podczas tych napadów pobite ofiary tracą zwykle pieniądze, karty do bankomatu i telefony komórkowe. Wykrywalność sprawców stopniowo rośnie: trzy lata temu wynosiła 39 proc., dwa lata temu - 45 proc., a rok temu 50 proc.
Do napadu ulicznego doszło 24 stycznia br., gdy o godz. 1.15 na przystanku MPK przy skrzyżowaniu al. Piłsudskiego i al. Rydza - Śmigłego policjanci na gorącym uczynku zatrzymali 27-letniego łodzianina. Napadł on na mężczyznę, który czekał na nocny autobus. Grożąc nożem zażądał wydania wartościowych przedmiotów. Gdy niedoszły pasażer odmówił, bandyta ugodził go nożem w nogę, zrabował telefon komórkowy i rzucił się do ucieczki. Policjanci ujęli go po pościgu. Grozi mu do 15 lat więzienia. Ranny mężczyzna odzyskał komórkę. Trafił do szpitala z raną, z której się wyliże.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?