Maciej Wisławski zawsze podkreśla, że jest bardzo związany ze Skierniewicami. W tym mieście się urodził, wychował, tu do dziś mieszka.
- Niektórzy kojarzą mnie z Warszawą, Olsztynem, Krakowem, a ja jestem skierniewiczaninem z krwi i kości! - podkreśla Maciej Wisławski. - W tym mieście ukształtował się mój charakter. Dzięki niemu pokonałem ciężką pracą długą drogę w tak trudnym sporcie, jakim są rajdy samochodowe. Dlatego, gdy odbieram telefon, to zawsze mówię: Maciej Wisławski ze Skierniewic!
Dziadkowie pana Macieja, Władysław Wisławski i Anna z Mecnerów, przybyli do Skierniewic na początku dwudziestego wieku ze wschodu. Władysław był maszynistą parowozów. A Skierniewice leżały na szlaku słynnej kolei wiedeńsko - warszawskiej. Tu znajdowała się rozwijająca się parowozownia. Do 1942 roku pracował jako maszynista parowozów.
- Niestety dziadek przeziębił się, zachorował na zapalenie płuc i umarł - dodaje jego wnuk. - Właśnie w 1942 roku. Miał około pięćdziesięciu lat.
Władysław i Anna Wisławscy mieli dwóch synów - Antoniego, przez rodzinę nazywanego Tolkiem oraz Mieczysława, ojca Macieja.
Mieczysław skończył gimnazjum w Żyrardowie, po czym rozpoczął studia na wydziale leśnym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Skończył ją w 1936 roku z bardzo dobrym wynikiem. Jako wyróżniający się absolwent dostał pracę w Ministerstwie Leśnictwa w Warszawie.
Gdy kończył studia, był już żonaty. W Żyrardowie poznał uczącą się tam na żeńskiej pensji Halinę Paluchowską.
Halina Paluchowska pochodziła z Grodziska Mazowieckiego, gdzie mieszkała z rodzicami - Katarzyną i Władysławem i dwoma starszymi braćmi.
Pani Katarzyna zajmowała się domem. Jej mąż był wysokiej klasy specjalistą zajmującym się naprawą urządzeń znajdujących się w młynach. Brat Hipolit studiował w Szkole Głównej Handlowej. Studiów nie skończył. Na czwartym roku umarł na zapalenie wyrostka robaczkowego. Starszy Tadeusz pracował po wojnie jako podsekretarz stanu w ministerstwie komunikacji.
Halina i Mieczysław wzięli ślub w 1934 roku. Dwa lata później na świat przyszedł ich starszy syn Lesław. W 1944 roku, już podczas okupacji, urodził się Maciej. Czas wojny był bardzo trudnym okresem dla Mieczysława Wisławskiego, porucznika Armii Krajowej. Pracował jako zwykły robotnik w tartaku w Skierniewicach. Swoje wykształcenie był zmuszony ukrywać również po wyzwoleniu. Nie podobało się ono nowej władzy. Dopiero po odwilży zaczął pracować w swoim zawodzie. Najpierw w Okręgowym Zarządzie Lasów Państwowych w Łodzi, a potem w warszawskim Instytucie Badawczym Leśnictwa.
- Tata zajmował się badaniami nad pozyskiwaniem żywicy - wyjaśnia Maciej Wisławski. - Dojeżdżał codziennie ze Skierniewic do Warszawy. Z wyjątkiem okresu od wiosny do jesieni. Wtedy wyjeżdżał do dużych kompleksów lasów, gdzie prowadził badania. M.in w okolice Działdowa, Szklarskiej Poręby, Karpacza, w Bory Tucholskie. W wakacje jeździłem tam z tatą. Był to cudowny czas.
W leśnictwie pracował też brat Mieczysława, Tolek. Był wiele lat nadleśniczym w Lubaniu Śląskim. W ślady Antoniego poszli jego synowie. Jerzy pracował jako nadleśniczy w Bolesławcu, a Władysław jako leśniczy w Pacynie koło Gostynia.
Starszy brat pana Macieja, Lesław po skończeniu skierniewickiego liceum chciał studiować na wydziale komunikacyjnym Politechniki Warszawskiej. Ale czasy były takie, że liczyły się punkty za pochodzenie.
- Ówczesnej władzy nie odpowiadało inteligenckie pochodzenie Leszka, więc na komunikację się nie dostał - opowiada Maciej Wisławski. - Dostał indeks na wydziale mechaniczno - technologicznym. Ale ten kierunek studiów mu nie odpowiadał. Zrezygnował po 2 latach.
Wtedy w tajemnicy przed całą rodziną Leszek zrobił kursy maszynisty pociągu. Poszedł więc w ślady dziadka Władysława, który też był maszynistą, tyle że parowozu. Pociągi i kolejki były jego pasją od dziecka. Leszek pracował w Warszawie, kierował najnowocześniejszymi pociągami. Niestety w 1977 roku zginął w wypadku samochodowym. Miał 41 lat. Zostawił żonę i córkę...
Maciej Wisławski mówi, że to dzięki bratu zainteresował się motoryzacją. Jego tata nie miał nawet prawa jazdy. Natomiast Leszek był właścicielem motocykla java, potem nowej warszawy. - Jeździłem na tej jawie, koledzy patrzyli na nią z podziwem - śmieje się pan Maciej, który po raz pierwszy usiadł za kierownicą w warszawie brata. I jako 16-latek zrobił prawo jazdy.
Jednak po maturze rozpoczął studia na wydziale ogrodnictwa Szkoły Głównej Gospodarstwa Głównego w Warszawie. Skończył je i dostał pracę w skierniewickim Instytucie Warzywnictwa. Jednocześnie otworzył dwie szklarnie. Pomagali mu je prowadzić rodzice. Maciej Wisławski specjalizował się w hodowli ogórków na tzw. lekkich gruntach. Sadzono je na słomie, co w Polsce było nowością. I to w zasadzie ogórki zadecydowały, że został kierowcą, a potem pilotem rajdowym.
- Kiedy Gierek doszedł do władzy, chciał wprowadzić warzywa do robotniczego menu - opowiada Maciej Wisławski. - Dlatego wprowadził duży podatek od szklarniowych upraw kwiatów, zmniejszając go dla tych, którzy pod szkłem uprawiali warzywa. Wielu ogrodników zaczęło przestawiać się z uprawy kwiatów na warzywa.
Do skierniewickiego Instytutu Warzywnictwa zgłosił się Krzysztof Macierzyński, syn ogrodnika z Wilanowa w Warszawie, który pod szkłem miał pół hektara ziemi. Chciał porady w sprawie uprawy ogórków. Skierowano go do Macieja Wisławskiego.
Okazało się, że Krzysztof Macierzyński próbuje swoich sił jako kierowca rajdowy. Rozmawiali o ogórkach, ale też o rajdach. Krzysztof pokazywał mu slajdy pięknych aut, zdjęcia z wyścigów. Kiedyś zaproponował, by pojechał jako pilot jego kolegi w regionalnym rajdzie. Pan Maciej połknął bakcyla.
W 1972 roku kupił swój pierwszy samochód - syrenkę 104. Jeździł nią w ogólnodostępnych rajdach, gdzie nie trzeba było licencji. Potem wyrobił licencję na jazdę w rajdach niższej kategorii. Zbierał punkty niezbędne do uzyskania licencji pierwszej klasy. Wówczas poznał m.in Mariana Bublewicza, zmarłego tragicznie, jednego z najlepszych kierowców w historii polskich sportów rajdowych.
- Razem z Marianem zdobywaliśmy punkty niezbędne do uzyskania licencji pierwszej klasy - dodaje Maciej Wisławski.
Wreszcie Maciej Wisławski uzyskał tę wymarzoną licencję. Na swojej syrence wystartował w Rajdzie Warszawskim, będącym eliminacją Mistrzostw Polski. Swoją syreną pokonał 2 tysiące kilometrów po szutrowych drogach Mazowsza. Wszyscy dziwili się, że syrenka jeszcze jedzie. - Jako pierwszy ukończyłem syrenką ten rajd! - dodaje.
Z czasem przesiadł się na siedzenie obok kierowcy. Został pilotem. Był w zespole fabrycznym Fabryki Samochodów Małolitrażowych, ścigając się na małym fiacie. Potem przeniósł się do zespołu Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu. Jeździł polonezem i był pilotem wybitnego kierowcy rajdowego Pawła Przybylskiego. Potem pilotował Andrzeja Kopra. - Byłem pilotem najwybitniejszych polskich kierowców rajdowych! - mówi Maciej Wisławski.
Dziś jego nazwisko przez wielu kojarzone jest z Krzysztofem Hołowczycem. Pierwszy raz pojechali razem w 1989 roku, polonezem. Paweł Przybylski jechał wtedy w rajdzie audi, więc Maciej był wolny. Do współpracy z Krzysztofem Hołowczycem powrócił w 1993 roku. Na sukcesy nie trzeba było czekać długo. Dwa lata z rzędu, w 1995 i 1996 ma Toyocie Celica ST185 zdobyli Mistrzostwo Polski. W 1997 roku świętowali tytuł Rajdowego Mistrza Europy. Jechali na Subaru Impreza 555.
Po rozstaniu z Hołowczycem, Maciej Wisławski był m.in pilotem Leszka Kuzaja i Sebastiana Frycza. W 2008 roku razem Kajetanem Kajetanowiczem zostali wicemistrzami Polski w Rajdach Samochodowych. Teraz jest pilotem Bogdana Bożyka, biznesmena z Krakowa.
W Skierniewicach Maciej Wisławski mieszka razem z żoną Joanną, absolwentką polonistyki. Dziś już emerytowaną nauczycielką języka polskiego. Mają dwie córki i trójkę wnuków. Justyna pracuje w Warszawie, gdzie jest menedżerem w jednej z firm. Ma dwoje dzieci: 16-letnią Michalinę i 8-letniego Marcela. Ewelina przez siedem lat mieszkała w USA. Trzy lata temu wróciła do Polski i w domu, w którym mieszkali jej dziadkowie otworzyła niepubliczne przedszkole. Ma syna Kacpra, jeszcze przedszkolaka.
Jego zainteresowania nawiązują do rodzinnych tradycji. Kacper uwielbia pociągi! Samochody woli starszy z wnuków, Marcel. Na razie układa je z klocków lego...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?