Pytania o sensowność tworzenia zarządu pojawiły się już wtedy, gdy wiceprezydent Radosław Stępień (PO) ogłosił ten pomysł, a niejaki Arkadiusz Jaksa został pełnomocnikiem prezydenta ds. tworzenia zarządu zieleni miejskiej. Nie było wątpliwości, że Arkadiusz Jaksa zostanie szefem nowej jednostki. Tak samo było z Błażejem Moderem, który zaczynał jako pełnomocnik prezydenta ds. nowego centrum Łodzi, a potem okazał się, oczywiście, najlepszym kandydatem na szefa zarządu NCŁ. Ale wracając do Arkadiusza Jaksy, członka zarządu PO w powiecie pabianickim (tego samego zarządu, w którym funkcję przewodniczącego pełnił poseł Andrzej Biernat), przewodniczącego Rady Gminy Pabianice. Jaksa, zasłużony działacz Platformy, został więc dyrektorem Zarządu Zieleni Miejskiej. Tyle, że umowę dostał tylko na 1,5 roku. Władze Łodzi twierdzą, że to czas, który dają dyrektorowi na wprowadzenie reform. Czyżby łódzka PO nie ufała swojemu człowiekowi? A może dla Arkadiusza Jaksy Zarząd Zieleni Miejskiej to tylko krótki, ale konieczny przystanek? Przecież dzisiejszy dyrektor zarządu zieleni może być stworzony do wyższych celów, a więc i wyższych stanowisk. I w końcu nie dostaje fotela jakiegoś tam dyrektora wydziału w urzędzie miasta. Obejmuje stanowisko dyrektora zarządu. A zarząd (podobnie jak np. Zarząd Dróg i Transportu) to jednostka o sporej dozie swobody działania. I niemałych uprawnieniach szefa tegoż zarządu. Arkadiusz Jaksa sam będzie sobie np. dobierał współpracowników i pracowników. I pewne jest, że w tym gronie nie będzie Ryszarda Topoli. Dotychczasowy, długoletni dyrektor zoo złożył rezygnację zaraz po tym, jak radni miejscy podnieśli ręce za utworzeniem nowej jednostki, w skład której wszedł ogród zoologiczny. Dla dyrektora Topoli włączenie zoo do zarządu było jednoznaczne z powolną likwidacją placówki, w takim wydaniu, w jakim dziś funkcjonuje. O zarządzie jako molochu, w którym zoo zginie mówił też Witold Rosset, wtedy jeszcze radny z klubu PO. Po tym, jak wypowiedział te słowa oraz zagłosował przeciwko utworzeniu Zarządu Zieleni Miejskiej, radny Rosset został wyrzucony z klubu PO.
W sprawie głosowania nad utworzeniem zarządu wśród radnych PO obowiązywała bowiem dyscyplina partyjna, czyli - jak to nazywał Witold Rosset - argument siły, a nie siła argumentów. A samo głosowanie nad powołaniem jednostki nie było jedyną batalią, jaką rozegrał wiceprezydent Radosław Stępień, by zarząd w ogóle powstał. Zarząd zieleni powołano na sesji rady miejskiej 12 września. Jednak pierwsza próba przeforsowania uchwały o powołaniu zarządu odbyła się na sesji dwa tygodnie wcześniej. Radni (również głosami PO) odesłali wtedy projekt do ponownego rozpatrzenia przez komisje. Wiceprezydent Stępień próbował tego dnia jeszcze raz wprowadzić uchwałę na sesję. Wówczas bez skutku.
Trudno w tej sytuacji nie zadać pytania, czy dla miliona czy dwóch milionów oszczędności rocznie (przy połączeniu trzech jednostek) warto było prowadzić taką wojnę - również ze swoimi radnymi. Zarząd musiał być istotnym projektem. Jak istotnym? Opozycja twierdzi, że Zarząd Zieleni Miejskiej jest dziś przedmiotem szczególnej uwagi. I nie z powodu zasług. Po prostu uważnie patrzy się dziś na ręce dyrektora nowej jednostki i na podejmowane przez niego kroki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?