18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tradycja Bractwa Kurkowego w Łodzi wciąż żyje

Wiesław Pierzchała
Bogate stroje braci kurkowych to nawiązanie do szlacheckiej tradycji narodowo-patriotycznej
Bogate stroje braci kurkowych to nawiązanie do szlacheckiej tradycji narodowo-patriotycznej Grzegorz Gałasiński
Wielkim balem charytatywnym w stylowych wnętrzach pałacu Izraela Poznańskiego członkowie Bractwa Kurkowego w Łodzi uczcili podwójny jubileusz: 190-lecie powstania i 20-lecie reaktywacji.

Panowie przybyli na bal w tradycyjnych strojach szlacheckich, czym sprawili, że dawna Polska choć na jedną noc została wskrzeszona.

Kontusze, żupany, ozdobne brosze, pasy na wzór słuckich i czapy futrzane z piórami (głównie bażancimi) mieniły się wszelkimi barwami. Niektórzy bracia kurkowi mieli do boku przytroczone karabele, a na szyi zawieszone ryngrafy, tak że niczym nie różnili się od bohaterów Henryka Sienkiewicza czy Henryka Rzewuskiego. Także niektóre damy ich serca wdziały szaty historyczne, w których wyglądały niezwykle efektownie.

W balu udział wzięło około 250 członków bractw kurkowych z Łodzi i całej Polski. Jeden z gości przybył nawet komunikiem z Francji. Podczas imprezy udało się zebrać - m.in. dzięki licytacjom dzieł sztuki - ponad 20 tys. zł. Pieniądze te zostaną przeznaczone na zakup sprzętu medycznego dla pierwszego w Łodzi hospicjum stacjonarnego, które powstaje w rejonie skrzyżowania ul. Pojezierskiej i Hipotecznej na Bałutach oraz na zakup sprzętu sportowego dla młodych sportowców Klubu Sportowego Budowlani.

Honory gospodarza balu pełnił obecny król kurkowy - Grzegorz Religa, biznesmen rodem z Krakowa, który mieszka w Łodzi i jest krewnym prof. Zbigniewa Religi. Przyjął on przydomek "Niestrudzony", co podkreśla cechy jego charakteru. Chodzi o to, że - jak sam mówi - jest niestrudzony w dążeniu do zapewnienia bractwu i Łodzi dobrego imienia. Jak się zostaje królem kurkowym?

- Jest to nawiązanie do tradycji średniowiecznej, kiedy członkowie bractwa strzelali z kuszy lub łuku do drewnianej sylwety kura, czyli koguta - opowiada Grzegorz Religa. - Teraz podczas konkursu na naszej strzelnicy, który odbywa się raz do roku, też strzelamy, ale nie z łuku, lecz z kbks-u. I - co bardzo istotne - nie strzelamy do kura, lecz do żerdzi, na której jest on zamocowany. Taka żerdź ma 1 cm grubości i 4 cm szerokości. Ostatnie tego typu strzelanie odbyło się z udziałem około 20 braci. Każdy z nas po kolei oddawał po jednym strzale z odległości 20 m. Strzelaliśmy do skutku. I udało się. Po moim strzale żerdź przełamała się i w ten sposób zostałem królem kurkowym.

Łódzkie Towarzystwo Strzeleckie Bractwo Kurkowe to formacja elitarna. Należy do niej 33 braci, wśród których są m.in. prawnicy, lekarze i przedsiębiorcy. Oczywiście - zgodnie z tradycją - są to sami mężczyźni. Średnia wieku to 45-55 lat. Mieszkają w Łodzi i okolicy. Pierwsze skrzypce w łódzkim bractwie odgrywa Ignacy Ścibiorek, którego pamiętamy z lat 90. jako komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi. To on stoi na czele rady starszych, która skupia także króla kurkowego, ceremoniarza, podskarbiego, który dba o kasę oraz farynarza, który dba o stół.

Bracia regularnie spotykają się na strzelnicy u zbiegu ul. Konstantynowskiej i al. Unii w Łodzi, gdzie mają także swoją siedzibę. Dlatego nie tylko tam strzelają, lecz także omawiają bieżące sprawy i wydarzenia. Tam też odbywają się uroczyste spotkania - jak np. wigilijne.

Bracia kurkowi podkreślają, że byli pierwszą organizacją w Łodzi. Jakie były ich początki? Wszystko zaczęło się w 1824 roku, kiedy Łódź z ubogiej mieściny rolniczej zaczęła stopniowo przekształcać się w nowoczesne miasto przemysłowe. Za chlebem zaczęli tu przybywać niemieccy tkacze, kupcy i rzemieślnicy, którzy zdobyli mocną pozycję wśród mieszczaństwa i to właśnie oni założyli Bractwo Kurkowe.
- Pierwsze zawody strzeleckie odbyły się w Zielone Świątki 1824 roku na terenie cegielni miejskiej przy obecnej ul. Jaracza - mówi Krzysztof Woźniak, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego, który wkrótce zasili szeregi braci kurkowych. - Wzięło w nich udział 12 strzelców mających do dyspozycji trzy strzelby. Zwycięzca otrzymał w nagrodę krzesło. Szybko ułożono kalendarz konkursów strzeleckich, które zaczynały się w styczniu od strzelania do tarczy św. Sebastiana, a kończyły na przełomie września i października, gdy strzelano o tzw. premię św. Michała. Jednak najważniejsze było strzelanie królewskie o tytuł króla kurkowego, które zawsze odbywało się tuż po Zielonych Świątkach.

Świeżo upieczony król kurkowy wydawał bal. Z początku bracia bawili się w domach prywatnych, potem w zajeździe Paradyz przy ul. Piotrkowskiej 175, a na koniec w swojej siedzibie - parterowym domku murowanym, który w 1878 roku stanął w pobliżu Wodnego Rynku - u zbiegu obecnych ul. Targowej i al. Piłsudskiego. Tuż obok, sąsiadując z parkiem Źródliska, mieściła się strzelnica, z której bractwo mogło korzystać od 1840 roku. Gdy bractwo nie miało jeszcze siedziby, to korzystało z gościnności ratusza przy obecnym placu Wolności. Stąd afront, jaki spotkał braci w pamiętnym 1863 roku. Otóż oddział powstańczy Józefa Dworzaczka wtargnął do ratusza i skonfiskował należącą do bractwa broń palną.

W bractwie cały czas dominowali Niemcy i dopiero w latach 80. XIX stulecia pojawili się w nim pierwsi Polacy: znakomity fotograf Bronisław Wilkoszewski, który swoje atelier miał w pasażu Ludwika Meyera, a na swoich zdjęciach utrwalił dawną Łódź, a także mistrz murarski Antoni Urbanowski, właściciel znanego zakładu kamieniarskiego przy ul. Cmentarnej, którego nagrobki do dziś są ozdobą zabytkowego Starego Cmentarza przy ul. Ogrodowej.

Bractwo cały czas się rozwijało i przed wybuchem I wojny światowej liczyło około 200 członków. Dominowali rzemieślnicy, drobni kupcy i przedsiębiorcy oraz właściciele zajazdów i restauracji, chociaż wśród strzelców można też było spotkać znanych fabrykantów. Byli to m.in.: Juliusz Heinzel, Karol Eisert, Karol Steinert, Gustaw Schweikert i wspomniany Ludwik Meyer.

- Od braci wymagano, aby byli nieposzlakowani pod względem moralnym i politycznym, zaś każdy sądowy wyrok skazujący wykluczał ich z tej społeczności - podkreśla Krzysztof Woźniak.

Wybuch I wojny światowej sprawił, że działalność bractwa w Łodzi została zawieszona. Niewiele lepiej działo się po wojnie, jako że w Drugiej Rzeczypospolitej politycy i decydenci krzywym okiem patrzyli na formację, w której dotąd rej wodzili Niemcy. Dopiero w 1932 roku w Łodzi udało się odbudować Bractwo Kurkowe liczące ponad 100 członków. Po dawnej siedzibie koło Wodnego Rynku nie zostało śladu, dlatego bracia spotykali się w mieszkaniach prywatnych, zaś swoje umiejętności - zgodnie z dewizą bractwa: "Ćwicz oko i dłonie w ojczyzny obronie" - podnosili najpewniej na strzelnicy na Brusie.

Niestety, wybuch kolejnej wojny sprawił, że bractwo znów zaprzestało działalności. W czasach PRL nic się nie zmieniło i jedynym wspomnieniem po strzelcach był... zespół muzyczny Bractwo Kurkowe założony na początku lat 70. przez Piotra Janczarskiego znanego wcześniej z występów w grupie No To Co. Dopiero upadek PRL i narodziny III RP sprawiły, że 13 grudnia 1994 roku odbyło się w Łodzi spotkanie towarzyskie - z udziałem wspomnianego Ignacego Ścibiorka i prof. Michała Seweryńskiego, na którym reaktywowano Bractwo Kurkowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki