Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weronika Marczuk - jakże piękny koniec czerwonej Łodzi

Piotr Brzózka
Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Nie taki ciemny lud w Łodzi, jak go malują, a w każdym razie nie wszystko lud kupi. Nie kupi na przykład celebryty w butach polityka. Leszek Miller zwierzył się, że wystawienie Weroniki Marczuk na pierwszym miejscu listy SLD do europarlamentu było próbą wyjścia poza żelazny elektorat lewicy w Łodzi, który to elektorat nie jest już na tyle liczny, by zapewnić Sojuszowi mandat.

Zabrzmiało to dość technicznie, żeby nie powiedzieć cynicznie, ale do Millera uprawiającego politykę bez nadmiaru pięknych słów już się przyzwyczailiśmy i można go za to nawet cenić. Nie o to tu jednak chodzi. Ponieważ Miller przestrzelił, istotne dla łódzkiej lewicy jest pytanie, czy do wyborczej wtopy w niedzielę doszło przez Marczuk, czy pomimo Marczuk. Czy słaby wynik w Łodzi, to efekt błędu przy konstrukcji listy, czy też jaskrawy dowód na to, że żelazny elektorat Sojuszu w mieście skurczył się do tak małych rozmiarów, że nawet piękna pani z telewizji nie jest w stanie pomóc?

Nie dalej jak miesiąc temu pisaliśmy w Forum Łódź o wieloletnim trendzie, w myśl którego ugrupowania lewicowe "od zawsze" uzyskiwały w Łodzi wyniki lepsze niż średnia krajowa, zaznaczając jednak, że jest to trend słabnący i zastanawiając się, jak wypadnie najbliższy test, jakim będą wybory do europarlamentu. Wypadł źle. Faktyczny kres czerwonej Łodzi nastąpił już 10 lat temu, jednak przez następną dekadę w Łodzi tlił się jeszcze jakiś ogień. Tyle, że w ostatnią niedzielę doszło do definitywnego, a zarazem symbolicznego zakończenia pomyślnej passy - po raz pierwszy od kilkunastu lat łódzka lewica uzyskała w mieście wynik gorszy, niż w kraju. A przypomnijmy - gdy Leszek Miller szedł po władzę w 2001 r., Sojusz zdobył w Łodzi 52 proc. poparcia przy 41-procentowym wyniku w Polsce. Później z każdymi wyborami te różnice były coraz mniejsze, ale wciąż Łódź pozostawała miastem przyjaznym lewicy. W poprzednich wyborach parlamentarnych w 2011 r. SLD uzyskał w Polsce 8,24 proc., a w Łodzi 9,68. Z kolei w wyborach do PE w 2009 r. lista SLD-UP osiągnęła w Łódzkiem wynik 13,13 procent przy 12,34 proc. w kraju.

W ostatnią niedzielę proporcje się odwróciły. Wynik w kraju (9,44), choć słaby, jest i tak dużo lepszy niż w Łodzi (7,58) i województwie (7,54). Żeby było ciekawiej, to samo zjawisko dotyczy Twojego Ruchu, którego łódzki wynik (3,04) również jest gorszy od przeciętnej (3,57 proc.).Oprócz lewicowych konotacji oba ugrupowania łączy fakt, że na czele list umieszczono nieosadzone w łódzkich realiach "spadochroniarki", kobiety, z których jedna jest znana powszechnie, druga w docelowych środowiskach, ale żadna nie jest politykiem. A wbrew obiegowej opinii, ponad celebrytów wyborcy przedkładają jednak zazwyczaj charyzmatycznych polityków, jeśli tylko takowych na listach znajdą.

Rzecz bardzo charakterystyczna - praktycznie we wszystkich ugrupowaniach liderzy list zdobyli w Łodzi miażdżącą przewagę nad kolejnymi kandydatami. PO: Saryusz-Wolski - 52 tysiące, Skrzydlewska - 12 tysięcy. PiS: Wojciechowski - 32 tysiące, Waszczykowski - 7 tysięcy. Nowa Prawica: Woch - 7 tysięcy, Budzisz - 1 tysiąc. Polska Razem: Godson - 4,1 tysiąca, Nowak - 200 głosów.

Inaczej jednak stało się w przypadku partii lewicowych. Pierwsza Marczuk zdobyła poparcie 5308 łodzian, a drugi Grzegorz Matuszak aż 4572. Nie oznacza to, że Matuszak w roli jedynki wyciągnąłby lepszy wynik, oznacza jednak, że lista SLD nie miała wyrazistego lidera. Nie mówiąc już o liście Twojego Ruchu, gdzie pierwsza Ewa Wójciak zdobyła zaledwie 1,7 tys. głosów, a drugi Krzysztof Makowski - 1,9 tysiąca. Nie ma się co dziwić Ewa Wójciak, że nie została wybrana, skoro pierwszą rzeczą jaką musiała tłumaczyć w ulotkach, było wyjaśnienie dlaczego ona wybrała Łódź.

Za Weronikę Marczuk często tłumaczyli koledzy, wtedy pełni wyborczego optymizmu, dziś świadomi, że to nie była do końca trafiona kandydatka. Jak przyznają w Sojuszu, jej głównymi atutami było ukraińskie pochodzenie i uroda. Można jeszcze dodać, że rozpoznawalność, czy pierwsza podstawowa wartość w marketingu. To jednak za mało.

Tyle, że zrzucanie winy na Marczuk byłoby zbytnim uproszczeniem, można bowiem już na tym etapie zaryzykować twierdzenie, że problem dla lewicy jest znacznie głębszy i nie chodzi już nawet o szerszy kontekst polityczny, jakim jest przejęcie całej debaty publicznej przez prawicę. I darujemy sobie też w tym miejscu znęcanie się nad łódzką lewicą, której wyraźnie brakuje postaci przez duże "P".

Jeśli spojrzeć na mapę Łodzi, okazuje się, że są obwodowe komisje, w których Sojusz osiągnął dobry, dwucyfrowy wynik. Gdzie? Rojna, Żubardzka, Wielkopolska, Bojowników Getta, Żeromskiego, Więckowskiego i kilka innych. Ba, były obwody, w których SLD przekroczył granicę 20 procent - tak stało się w łódzkich szpitalach. To pokazuje, że Sojusz z grubsza trafia tam gdzie powinien, do osób starszych, mniej zamożnych, chorych, zrezygnowanych. Na czym więc polega problem SLD? Na tym, że naturalny elektorat lewicy kurczy się, a skoro w Łodzi był większy, niż gdzie indziej, to i kurczy się bardziej dotkliwie. Elektorat, nazwijmy go -upraszczając - postpeerelowski, starzeje się i w naturalny sposób odchodzi, jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało. Na sentymencie za dekadą Gierka daleko więc się już nie ujedzie. Zaś elektorat socjalny z natury rzeczy jest mniej zaangażowany i musi mieć wyraźny powód, by do urn się udać. Tym bardziej, że zdążył się już struć gruszkami z Millerowej wierzby. Lewica ma dość specyficzną klientelę, której nie wystarczy powiedzieć, że Europa potrzebuje kursu na zmianę. Może i potrzebuje, ale z całym szacunkiem, to trąci banałem. A z takim właśnie przesłaniem do łodzian wyszła Weronika Marczuk i wspierający ją Dariusz Joński oraz Leszek Miller. Nic dziwnego, że ludzie wzruszyli jedynie ramionami na tę ofertę.

Joński mówi, że w całej Polsce ludzie lewicy zostali w domach, a gorszy wynik SLD osiągnął we wszystkich dużych miastach, tracąc mandaty w Warszawie i Krakowie. Powód? Wedle Jońskiego swoje zrobiło osobiste zaangażowanie Aleksandra Kwaśniewskiego, Marka Siwca, Ryszarda Kalisza w kampanię Europy Plus Twojego Ruchu. Dziwny to argument pamiętając, że formacja Kwaśniewskiego i Palikota osiągnęła wynik kompromitujący, a w Łodzi więcej niż kompromitujący. Żadne to więc alibi dla SLD, ale może taki był przekaz dnia - wszak to samo mówił rozgoryczony Wojciech Olejniczak.

Póki co w łódzkim SLD trzęsienia ziemi jednak nie należy się spodziewać, Jońskiemu za ten wynik włos z głowy nie spadnie, zwłaszcza, że jest kryty przez Millera, który osobiście kandydaturę Marczuk akceptował. Następnym testem będą wybory samorządowe, dopiero one pokażą, czy Sojusz zaliczył pojedynczą wpadkę, czy to początek nowego trendu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki