Utwór, którego powstanie zainspirował i o który zabiegał Wendland, podsuwając Góreckiemu kolejne dzieła Tansmana (też łodzianina), uważany za niedokończony za życia kompozytora, w niedzielę zabrzmiał w sali Filharmonii Łódzkiej dopełniając cykl "czterech premier": Londyn (kwiecień 2014 r.), Los Angeles (18 stycznia br.) i Amsterdam (14 lutego br.).
III Symfonia "Symfonia pieśni żałobnych" dała Góreckiemu światową popularność, wykraczającą poza ramy muzyki poważnej. Jej bestsellerowy status sprawił, że IV Symfonia była jednym z najbardziej oczekiwanych współczesnych dzieł. A jej polska premiera - wydarzeniem, które wpisując się na trwałe do historii ma szansę królować we wszelkich zestawieniach prestiżowych wydarzeń 2015 roku w kulturze. Od minionej niedzieli wiemy coś jeszcze. IV Symfonia ma wszelkie atuty, by powtórzyć sukces poprzedniczki.
Nim w koncercie wieńczącym 10. Międzynarodowy Festiwal "Tansman" Orkiestra Filharmonii Śląskiej wykonała IV Symfonię, zabrzmiały neoklasyczne Cztery tańce polskie i dążące ku sonoryzmowi Quatre mouvements na orkiestrę Tansmana. "Czwórkowo" pomyślany program pokazał, jaka świadomość przeszłości muzyki (wciąż jednak świeżo brzmiącej) stoi za Góreckim. Od pierwszych nut dało się też poznać, z jak poukładaną orkiestrą mamy do czynienia. Tym bardziej, że akustyka sali Filharmonii Łódzkiej nie ułatwia muzykom pracy.
Napisana na blisko stuosobową orkiestrę i organy IV Symfonia okazała się elegijna w wymowie (choć dająca też nutę optymizmu, tym bardziej wzruszającą) i monumentalna w wyrazie. Z racji na determinację w powtarzaniu agresywnych akordów i wariacyjność motywów (oparte są na wartościach dźwięków z liter zaczerpniętych z imienia i nazwiska Tansmana) jasno kojarzy się z idiomem muzyki Góreckiego. Bliżej jej do II Symfonii "Kopernikowskiej" z 1972 roku niż do trzeciej. "Tansman Epizody" to Górecki ekstremalny, obłaskawiający kontrasty, a jednocześnie kontemplacyjny.
Po ciężkich blokach niepełnych akordów minorowych, nastaje harmonijne w brzmieniu modlitewne largo, skąd prosta droga ku kameralnym wariacjom lirycznych motywów na fortepian i wiolonczelę (potem dojdą skrzypce i flet piccolo). Przez dające nadzieję motywy polek, Symfonia powoli wraca do pierwotnych, brzmiących niekiedy dość filmowo tematów. Więc choć "Epizody" dzielą się na cztery części, to urzekają spójnością i (można śmiało tak powiedzieć) geniuszem w posługiwaniu się przecież dość prostym budulcem. Gwoli ścisłości, w programie koncertu utwór ze znawstwem i uczuciem rozpisał Andrzej Wendland.
Na widowni dało się dostrzec m.in. wybitną aktorkę teatralną i filmową oraz wychowawczynię pokoleń aktorów Maję Komorowską, prof. Jerzego Stępnia, do niedawna prezesa i sędziego Trybunału Konstytucyjnego, podbijającego Europę kompozytora Marcina Stańczyka, dyrygenta i kompozytora Zdzisława Szostaka. Na widowni pojawili się również urodzony w Łodzi, a niegdyś związany z Filharmonią Narodową dyrygent Wojciech Michniewski, nominowanego do "Fryderyka" za album z interpretacjami dzieł Mieczysława Karłowicza i Wojciecha Kilara, a także Mieczysław Kuźmicki, współtwórca i do końca 2014 r. dyrektor Muzeum Kinematografii oraz obecna dyrektor tej placówki, Marzena Bomanowska.
27 lutego IV Symfonia zabrzmi w Katowicach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?