W debacie telewizyjnej można mieć przewagę, a przegrać, bo wystarczy jeden celny strzał, który widz zapamięta, i wyniesie wrażenie, że wygrał ten, który wystrzelił. Tak jak w 2007 roku Donald Tusk, który zastrzelił Jarosława Kaczyńskiego pytaniami o ceny jabłek.
W czwartek prezydent Bronisław Komorowski punkt dostał już przed debatą, bo sztab wykupił reklamę przed programem na żywo, a chwilę po przywitaniu Andrzeja Dudy zasugerował, że kandydat PiS nie chciał przyjść na debatę. Ale to Komorowski w tej pierwszej części, poświęconej polityce krajowej, był w defensywie. Pierwszą część debaty ustawiła sztuczka Dudy z postawieniem na mównicy prezydenta proporczyka z logotypem Platformy Obywatelskiej, co miało przypomnieć, że jest prezydentem partyjnym. Komorowski był totalnie zaskoczony, proporczyk oddał prowadzącej Monice Olejnik. Mogło się nawet symbolicznie kojarzyć z wyprowadzeniem sztandaru. Drugim błędem prezydenta było domaganie się od Dudy przeprosin za poprzednią debatę, co wywołało dość żałosne wrażenie. W pierwszej rundzie spięcie było tak ostre, że obaj kandydaci, boksując się, zupełnie zignorowali jedno z pytań Olejnik. Na korzyść kandydatowi PiS wyszło też diametralnie inne tytułowanie przeciwnika. W niedzielę przegrywał z majestatem Komorowskiego, który tytułował go per "panie pośle", a on odpowiadał bezradnym "panie prezydencie". Wczoraj było już "pan Bronisław Komorowski" albo "proszę pana". Prezydent był z kolei dobrze przygotowany na pytania o politykę podatkową, a w sprawach obronności obaj niby się kłócili, ale de facto mówili to samo. Sztab Dudy znów dobrze nie przećwiczył czasu odpowiedzi, bo kandydat PiS mówił po gongu, co zwyczajnie irytowało, choć w serii pytań wzajemnych nie mieścili się obaj.
Duda w czwartek w TVN zdecydowanie wygrał z Dudą z niedzieli w TVP1 i Polsacie. Był zadziorny, może nawet agresywny, stanowczy i nie tak przestraszony. Obudził się na podobieństwo przebudzenia prezydenta w niedzielę. Prezydent Komorowski wrócił do siebie w drugiej części, tej poświęconej polityce społecznej i gospodarczej. Był spokojniejszy niż w niedzielę, co dawało mu dodatkowe punkty przede wszystkim wówczas, gdy Duda mówił zbyt szybko, a przez to mniej wyraźnie. Jeśli prezydent zaglądał w kartkę, to nie tak ostentacyjnie jak wcześniej. Tekst, który z tej debaty może zostać zapamiętany, to chyba "kotylionik i balonik", których kandydat PiS użył do zdefiniowania patriotyzmu prezydenta. Kto wie, czy Duda, który w Łodzi ma mniejsze poparcie niż PiS, nie straci więcej, bo znów upomniał się o helikoptery dla Świdnika i Mielca, a skrytykował MON za wybór związanego z Łodzią Airbusa. Ale nawet mimo to nie była to raczej debata przełomowa, która może zmienić, odwrócić losy końcówki kampanii i znacząco wpływać na decyzję wyborców. Obaj raczej tylko po raz kolejny przekonali do siebie tych już przekonanych. Mimo całej tej metamorfozy kandydata PiS.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?