Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brakuje miejsc na intensywnej terapii w Łódzkiem

Joanna Barczykowska
Karetki wożą łodzian po całym województwie.
Karetki wożą łodzian po całym województwie. archiwum
Intensywna terapia w Łódzkiem przeżywa kryzys. Najgorzej jest w Łodzi, gdzie wolnych miejsc na OIOM-ach nie ma właściwie wcale. Pogotowie ratunkowe musi wozić pacjentów z Łodzi aż do Bełchatowa, Kutna, Poddębic.

W zeszłym tygodniu miejsce dla starszej pani, która zasłabła w swoim mieszkaniu w Zgierzu, pogotowie znalazło dopiero w Kutnie. To i tak nic, przy 220 kilometrach, jakie musiała przejechać karetka wioząca 47-letnią łodziankę, która ucierpiała w wypadku samochodowym pod Opocznem. Najbliższe wolne miejsce na OIOM-ie znalazło się dopiero 220 km dalej... w Opolu.

Łódzcy lekarze nie wiedzą już, co robić. Żartują, że łatwiej dostać się na studia medyczne niż znaleźć miejsce na intensywnej terapii. Nie jest im jednak do śmiechu, kiedy przyjeżdża do nich pacjent w stanie zagrożenia życia, np. z zatrzymaniem krążenia, a na intensywnej terapii nie ma ani jednego wolnego miejsca.

- Takiego pacjenta nie można położyć na innym oddziale, bo najczęściej wymaga wspomagania oddychania, czyli respiratora oraz aparatury monitorującej funkcje życiowe. Na zwykłych oddziałach, takich jak chirurgia czy ortopedia, tego nie ma - mówi dr Dariusz Timler, dyrektor ds. lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Kopernika w Łodzi. - W sytuacjach kryzysowych czasem wykorzystujemy miejsca na oddziale ratunkowym, które są wyposażone w respiratory, ale to nie jest rozwiązanie. Łóżek na intensywnej terapii brakuje w całej Łodzi.

Od kilku tygodni OIOM-y zgłaszają pogotowiu tylko pojedyncze wolne miejsca. Bywają dni, kiedy miejsc nie ma w ogóle. Tak było w piątek.

- W całej Łodzi nie mamy ani jednego wolnego łóżka. Podobnie jest w Zgierzu i Brzezinach. Najbliższe wolne miejsca mamy w Kutnie - pięć łóżek i w Poddębicach - dwa łóżka. Ale za kilka godzin nie będzie już żadnego. To katastrofa. Lekarze dyżurni czasem muszą dosłownie stawać na głowie, żeby znaleźć choć jedno wolne miejsce w całym województwie. Taką potrzebę zgłasza nam pogotowie, które wiezie kogoś karetką. My musimy szybko znaleźć miejsce, gdzie można tego pacjenta dowieźć. Są takie dni, kiedy musimy wozić pacjentów do szpitalu poza województwem łódzkim - mówi dr Wojciech Szendzikowski, lekarz koordynator ratownictwa medycznego w Wojewódzkim Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi.

Pacjenci na szczęście nie wiedzą o tym, że miejsc brakuje. Co to zresztą obchodzi ofiarę np. wypadku drogowego?

- Liczba wypadków drogowych i komunikacyjnych jest coraz większa, a co za tym idzie wzrasta liczba chorych, którzy wymagają reanimacji. A miejsc na OIOM-ach nie przybywa. Czasem pacjent musi w upale jechać karetką kilkadziesiąt kilometrów, bo nie ma innego wyjścia. To nie wychodzi mu na zdrowie - mówi dr Janusz Morawski, dyrektor łódzkiego pogotowia ds. medycznych.- Jeśli musimy dostarczyć pacjenta bardzo daleko, wzywamy śmigłowiec. Tak jest kilka razy w miesiącu.

Miejsc brakuje, bo OIOM-y są blokowane przez pacjentów, którzy nie powinni tam leżeć. Miesiącami przebywają na nich chorzy, którzy nie wymagają intensywnego leczenia, ale pielęgnacji. A nie można ich wypisać, bo wymagają wspomagania oddychania.

- Ten problem powinien zostać jak najszybciej rozwiązany i NFZ powinien w tym pomóc - uważa dr Szendzikowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki