18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poród w taksówce: co zrobić? (ZDJĘCIA)

Agnieszka Jasińska, Joanna Barczykowska
Dziecko urodziło się w łódzkiej taksówce, w drodze do szpitala.
Dziecko urodziło się w łódzkiej taksówce, w drodze do szpitala. Krzysztof Szymczak
Ciężarna kobieta zamówiła kurs do szpitala. Dziecko zaczęło się rodzić w taksówce. Poród odbierał kierowca i pracownica firmy, przy której zatrzymała się taksówka. Co zrobić w takiej sytuacji? - radzi Sylwia Żenicka, położna w szpitalu im. Rydygiera w Łodzi.

Z Sylwią Żenicką, położną w szpitalu im. Rydygiera w Łodzi i Szkole Rodzenia "Nas troje", rozmawia Joanna Barczykowska.

Łodzianka zaczęła rodzić w taksówce. Pomogli taksówkarz i kobieta pracująca obok. Poradzili sobie. Ale ta historia pokazuje, że każdy z nas może znaleźć się w takiej sytuacji. Co wtedy robić?

Wiele zależy od tego, czy kobieta już rodziła, czy jest tzw. pierworódką. Jeśli jest to pierwsze dziecko, najlepiej za wszelką cenę starać się dojechać do szpitala. Pierwszy poród trwa zazwyczaj od pięciu do 12 godzin. Zupełnie inaczej jest w sytuacji, kiedy jest to kolejny poród. Są kobiety, które nie czują skurczów i rodzą w 15 minut. Często zdarzają się sytuacje, kiedy do szpitala przyjeżdżają kobiety z pełnym rozwarciem i za 10 minut rodzą dziecko.

ZOBACZ ZDJĘCIA!

Jak możemy pomóc kobiecie, która zaczyna rodzić na ulicy? Czy powinniśmy się włączyć?

Kobieta sama dobrze wie, co powinna robić, ale często stres ją paraliżuje. Dlatego osoby trzecie powinny zachować spokój i zimną krew. Najlepiej wykonywać polecenia rodzącej. Nie należy wyciągać dziecka na siłę, bo można zrobić krzywdę. Kobieta urodzi sama, ale potem trzeba zająć się dzieckiem. Jeśli ktoś ma nożyczki, trzeba odciąć pępowinę i zawiązać ją np. sznurowadłem. Potem należy okryć dziecko kurtką albo kocem, bo temperatura w brzuchu mamy jest wyższa niż na zewnątrz, a dziecko szybko się wychładza. Jeśli dziecko nie oddycha, trzeba delikatnie potrzeć plecki. Nie radzę odwracania do góry nogami. Zaraz po porodzie trzeba zawieźć mamę z dzieckiem do szpitala albo wezwać karetkę.
Rozm. Joanna Barczykowska

***

Pan Jacek odebrał poród w środę o godz. 8. Przez kilka godzin wciąż był w szoku. Nie mógł uwierzyć w to, co sam przeżył.

- Tutaj dziecko przyszło na świat - pokazuje ręką spłachetek zielonej trawy przy zbiegu ulic Obywatelskiej z Dolinną.

Ma dwójkę własnych dzieci, które są już dorosłe. Nie był przy porodach. - Zupełnie nie wiedziałem, jak się mam zachować - opowiada.

Ciężarna podczas porodu była bardzo spokojna. Przestraszyła się, gdy nie usłyszała krzyku dziecka. Pytała, czy coś jest nie tak, denerwowała się.

- Ja też odetchnąłem dopiero, jak usłyszałem krzyk malucha. Okryłem go moją koszulą, instruował mnie dyspozytor pogotowia. Na szczęście na pomoc przybiegła mi pani Alicja z pobliskiej firmy. Wiedziała, jak się w takiej sytuacji zachować. Ponieważ nie słyszeliśmy płaczu dziecka, pani Alicja zaczęła poklepywać malucha po plecach. Dopiero wtedy usłyszeliśmy krzyk. Wszyscy odetchnęliśmy - mama chłopczyka, pani Alicja i ja.

Karetka pogotowia przyjechała po kilkunastu minutach od wezwania. Było już po wszystkim. Sanitariusze zabrali noworodka do szpitala im. Madurowicza w Łodzi.

- Stan dziecka jest dobry, choć jest ono malutkie. Chłopczyk leży w inkubatorze - mówi Paweł Krajewski, ordynator oddziału patologii noworodka w szpitalu im. Madurowicza.

Matka chłopca czuje się dobrze. Leży na oddziale ciąży zachowawczej, bo tylko tam było wolne łóżko. Odpoczywa. Jak tylko wyjdzie ze szpitala, zamierza osobiście podziękować panu Jackowi i pani Alicji za pomoc przy porodzie.

Alicja Cicha jest matką 19-letniej córki. Nigdy wcześniej nie przytrafiła jej się podobna sytuacja.

- Oglądałam filmy, w których pokazywano niespodziewane porody, pamiętałam też swój poród. I tyle - opowiada. - Bardzo dobrze, że maluch rodził się rano, było dobre powietrze, bez wiatru ani deszczu. Zanim pobiegłam na pomoc, zmoczyłam ręcznik i zabrałam go ze sobą. Bardzo się przydał. Nikt więcej nie przybiegł na pomoc. W tym miejscu jeździ sporo samochodów. Auta zwalniały, kierowcy przyglądali się, żaden nie stanął. Ale koc, na którym leżała kobieta, ułożony był za samochodem, więc może nie było dokładnie widać, co się dzieje...

Koleżanki z pracy pani Alicji są z niej bardzo dumne. Zamierzają kupić prezent dla maluszka. Trochę martwią się o jego zdrowie i życzą mu jak najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki