Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ZUS chciał 270 tys. Syndyk zabrał jej majątek za 10 mln zł

Aneta Grinberg
Majątek Iwony Świetlik w centrum Rawy Mazowieckiej jest wystawiony na sprzedaż przez syndyka
Majątek Iwony Świetlik w centrum Rawy Mazowieckiej jest wystawiony na sprzedaż przez syndyka Aneta Grinberg
Właścicielka firmy Ivett, Iwona Świetlik z Rawy Mazowieckiej, za zaległość wobec ZUS w kwocie 270 tys. zł traci majątek, wart 10 mln zł. Pisała skargi i zażalenia na wyrok sądu i działanie syndyka do sądów wyższej instancji, Ministerstwa Sprawiedliwości, prokuratora rejonowego i generalnego oraz do rzecznika praw człowieka. Nie pomogło. Chce więc wysłać skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Firma Ivett Iwony Świetlik jest znana w Rawie Mazowieckiej. Załoga od 30 lat szyła odzież, w Polsce przedsiębiorstwo miało 14 sklepów, zatrudnienie wynosiło 60 osób. Odzież była wysyłana do znanych światowych odbiorców, a stroje sportowe eksportowano do zagranicznych klubów sportowych.

Przyszedł kryzys

W 2008 roku firma Ivett zaczęła odczuwać kryzys. Rok później miała już zaległości wobec ZUS i urzędu skarbowego oraz dostawców. - Płaciłam pracownikom pensje, a zobowiązania wobec ZUS i skarbówki spłacałam po tyle, ile mogłam. Zamiast np. 30 tys. zł, wpłacałam połowę - tłumaczy pani Iwona.

W lutym 2010 roku ZUS w Tomaszowie Mazowieckim, któremu właścicielka Ivett winna była wówczas 270 tys. zł, wystąpił do sądu o ogłoszenie upadłości firmy. - Wniosek ZUS był bezpodstawny, ponieważ dług był zabezpieczony hipoteką działki inwestycyjnej przy krajowej ósemce o wartości 2 mln złotych - argumentuje Świetlik.

Pani Iwona przed posiedzeniem łódzkiego sądu, w kwietniu 2010 roku, uregulowała część należności. Został dług wobec ubezpieczyciela w kwocie 190 tys. zł. ZUS jednak nie wycofał wniosku. W maju odbyła się rozprawa. - Nie mogłam się na niej stawić, bo miałam złamaną nogę - opowiada pani Iwona. - Prosiłam o przełożenie terminu, ale wypis ze szpitala nie wystarczył. Kazano mi odwiedzić lekarza sądowego.

Łódzki sąd gospodarczy, wydział do spraw upadłościowych i naprawczych w Sądzie Rejonowym w Łodzi, ogłosił upadłość likwidacyjną firmy. - Byłam w szoku. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy przed upadłością firma wypłaciła łącznie 350 tys. złotych - wylicza. - To pokazuje, że działaliśmy mimo kłopotów. Ivett - choć z opóźnieniami - płaciła zaległości. To nie był powód do likwidacji.

Rozżalona kobieta przypomina, że w ciągu ostatnich trzech lat firma Ivett do Skarbu Państwa wpłaciła 2 mln zł. - Czy taką firmę trzeba było likwidować, czy rzeczywiście była niewypłacalna? - pyta pani Iwona.

Zaraz po wyroku, który się jeszcze nie uprawomocnił, do właścicielki Ivette zadzwoniła pani syndyk. - To był jedyny raz, kiedy była dla mnie miła - wspomina Iwona Świetlik. - Od pierwszej wizyty syndyka moje życie zamieniło się w koszmar.

Równia pochyła

Iwona Świetlik odwołała się od wyroku do Sądu Okręgowego w Łodzi. Po apelacji sąd uznał, że naruszony został jej interes do obrony i nakazał sądowi pierwszej instancji ponownie zbadać sprawę. Sąd Rejonowy w Łodzi utrzymał swoją poprzednią decyzję na posiedzeniu niejawnym, na którym zabrakło Iwony Świetlik.

- Od tego wyroku też się odwołałam, ale, niestety, przez niedostarczoną korespondencję (sprawę zgłoszono do prokuratury - przyp. red.), nie uwzględniono mi jej, bo nie uiściłam opłaty - mówi Iwona Świetlik.

Właścicielka nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Kilka dni po wyroku o upadłości likwidacyjnej do jej domu przyszedł syndyk. - Leżałam w gipsie, a syndyk i jej asysta chodzili po mieszkaniu i zaglądali dosłownie wszędzie, do każdej szafki. Nawet do lodówki. Inwentaryzując majątek, chcieli wpisać nawet prezenty ślubne mojej córki, która wówczas ze mną mieszkała. To był koszmar - wspomina.

Syndyk wszedł na majątek, wart wówczas 10 mln zł, chociaż wierzyciele dopominali się 270 tys. zł. Zajął m.in. dom o powierzchni 350 mkw. wraz z 700-metrowym budynkiem produkcyjnym przy ul. Południowej, działkę inwestycyjną wartą 1 mln 900 tys. zł, towar wart 5 mln zł, maszyny warte 1,5 mln zł. - Spieniężano mój majątek, a do początku 2012 roku nie było żadnych wpłat do ZUS! - oburza się właścicielka Ivett. - Pracownicy też nie dostali pieniędzy, chociaż ponad dwa miesiące po wejściu syndyka nadal pracowali.
- Rzeczy są sprzedawane za bezcen - uważa Iwona Świetlik. - Trafił się chętny do kupna działki, oferował 740 tys. zł, ale syndyk nie doprowadził do transakcji. Dwa tygodnie później obniżył wartość do 600 tys. zł - wylicza. - Żakiety i spodnie, które w sklepie można było kupić po 100 zł, syndyk wyprzedał po 4 zł, a nawet po złotówce.

Zdaniem Iwony Świetlik, dwa sklepy, które kupiła w centrum Warszawy, warte 300 tys. zł, zostały wycenione na tysiąc złotych.

Racje syndyka i ZUS

Syndyk z Łodzi nie chciała się ustosunkować do sprawy. Dlaczego ZUS nie przyjął propozycji ugody? - Ugodowej formy spłaty ze względów prawnych ZUS nie mógł przyjąć - informuje Aleksandra Musialik, rzecznik prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Tomaszowie Mazowieckim. - Odroczenie terminu płatności należności z tytułu składek oraz rozłożenie zadłużenia na raty jest możliwe, ale nie stosuje się do składek finansowanych przez ubezpieczonych niebędących płatnikami składek. Zawarcie ugody proponowanej przez dłużnika byłoby złamaniem przepisów, do których przestrzegania zakład jest zobowiązany.

Sprawa upadłości znana jest rawskiej prokuraturze. Doniesienia składały obie strony. - Niektóre sprawy spotkały się z odmową wszczęcia postępowania, niektóre zostały umorzone, jedna trwa, a trzy skończyły się aktem oskarżenia - wylicza Andrzej Nowak, prokurator rejonowy w Rawie.

Za niepłacenie składek wobec ZUS Świetlik została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i dostała 10 tys. zł grzywny. Kolejny akt oskarżenia wobec Świetlik dotyczy niewydania majątku, wchodzącego w skład masy upadłościowej. Sprawa toczy się przed łódzkim Sądem Rejonowym. Pani Iwona odpowiada także za znieważenie funkcjonariusza publicznego.

- Nazwałam syndyk złodziejem i przyznałam się w sądzie do tego. Nie znajduję innego słowa na określenie działań syndyka - mówi kobieta.

Rawska prokuratura prowadzi dochodzenie na wniosek Iwony Świetlik w sprawie działań syndyka.- To śledztwo idzie jakoś tak ociężale - mówi Świetlik. - Od miesięcy nie przesłuchano żadnego ze zgłoszonych przeze mnie świadków.

Prokurator uważa inaczej. - Prowadzimy dochodzenie w sprawie działania syndyka, nie uważam, że opieszale - mówi Andrzej Nowak. W tej sprawie interweniowali politycy, pochodzący spod Rawy: senator Grzegorz Wojciechowski i europoseł Janusz Wojciechowski. Powiadomili prokuratora generalnego i złożyli interpelacje do ministra sprawiedliwości.

- Tu chodzi o zwykłą przyzwoitość i rozsądek wobec przedsiębiorcy, który przez lata był solidnym płatnikiem i zatrudniał 60 osób - mówi Grzegorz Wojciechowski.

Bracia Wojciechowscy zapowiadają pomoc Iwonie Świetlik w pisaniu skargi do Strasburga. - Bywa, że przedsiębiorcy tracą firmy i latami czekają na wyroki, w wyniku których dostają odszkodowania. Ale krzywd nie da się już wtedy naprawić - mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.

Jak poinformował nas rzecznik ZUS, syndyk sporządził plan podziału dochodu ze sprzedaży nieruchomości (działki - przyp. red.), który przewiduje, że zobowiązanie wobec ZUS zostanie zaspokojone w około 44 proc. - Syndyk wyprzedaje za bezcen i podwaja moje zadłużenie - mówi Świetlik. - Podjęłam pracę na pół etatu i od razu wszedł mi na pensję komornik. Tak się nie da żyć. Ale nie poddam się!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki