Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez karpia nie ma świąt

Alicja Zboińska
Karp jest hodowany przez trzy lata, zanim trafi na wigilijny stół
Karp jest hodowany przez trzy lata, zanim trafi na wigilijny stół Grzegorz Gałasiński
Jego przeciwników jest niemal tyle samo, ilu zwolenników, ale pod koniec grudnia karp i tak jest najczęściej kupowaną i najchętniej jedzoną rybą. I choć znany kucharz Robert Makłowicz deklaruje, że go nie tyka, bo uważa karpia za "podłą" rybę, to większość z nas nie wyobraża sobie wigilijnej wieczerzy bez karpia smażonego lub w galarecie.

Dotyczy to także tych, którzy przez cały rok udają, że tej ryby nie ma, a nagle przypominają sobie o jej istnieniu. Z ręką na sercu trzeba przyznać, że mało kto na poszukiwanie karpia do sklepów wyruszy np. w czerwcu czy w sierpniu. Karp jest najbardziej pożądaną rybą tylko raz w roku.

Amatorzy karpi nie powinni zapomnieć o złożeniu specjalnych podziękowań - w pierwszej kolejności pod adresem Chińczyków, w dalszej - mnichom. Ryba ta została bowiem udomowiona w Chinach w V wieku przed naszą erą.

W Europie natomiast, jak donosi Wikipedia, była hodowana w sztucznych stawach zakładanych przy klasztorach. Szybki rozwój przyklasztornego rybactwa nastąpił między VII a XII wiekiem w klasztorach majątkowych w Belgii, Francji, Niemczech i na terenach byłej Jugosławii. Do Polski karp został sprowadzony nieco później, pojawił się tu między XII a XIII wiekiem. Najprawdopodobniej dotarł do nas z Czech.

Kulinarny gust Polaków, którzy bez karpia nie wyobrażają sobie wigilii , jest dobrze znany Tadeuszowi Michasiowi, który w Bełdowie pod Aleksandrowem Łódzkim hoduje 100 ton ryb. Zdecydowana większość to karpie. Zaledwie 10 procent to sandacze, sumy, amury, szczupaki, liny, karasie i jesiotry.

Hodowca doskonale wie o czym mówi, stawami opiekuje się od 1993 roku, w przyszłym roku jego rodzinna hodowla, w prowadzeniu której pomagają mu córka i syn, skończy 20 lat. Amatorzy ryb byli zresztą obecni w rodzinie znacznie wcześniej.

- Co roku coraz więcej mówi się o tym, że karpiom przybywa konkurencji w walce o miejsce na wigilijnym stole - śmieje się hodowca. - Ale wigilia bez karpia nie byłaby wigilią, nie da się go zastąpić. I jeszcze długo tak się nie stanie.

Podstawą jest karp smażony, wiele gospodyń przygotowuje go też w galarecie, choć wymaga to więcej zabiegów. Tadeuszowi Michasiowi, jego rodzinie i pracownikom właśnie kończy się najbardziej pracowity okres w roku. O odławianiu ryb wszyscy już zapomnieli, teraz kończy się ich sprzedaż. W tym sezonie sytuacja była dużo trudniejsza niż zazwyczaj, a miało to związek z pogodą. Hodowca martwi się, że w naszym regionie spadło zbyt mało deszczu.

Połowę pożywienia karpie czerpią bowiem z wody, żadna pasza nie zastąpi planktonu istotnego dla rozwoju tych ryb. A w mijającym roku opadów było stanowczo zbyt mało, by hodowcy mogli spać spokojnie.

Nie znaczy to, że mamy się martwić o to, że ryb zabraknie. W innych regionach kraju tak złej sytuacji nie było. W Bełdowie udało się osiągnąć zaledwie 30 procent normalnej produkcji. Najbardziej pracowity okres w roku w hodowli zaczyna się w połowie października. W ciągu miesiąca karpie muszą zniknąć ze stawów, w których dorastają. Trzeba je odłowić i przygotować do sprzedaży. Przygotowanie do sprzedaży oznacza wypłukanie ryby z tzw. namułów. Karpie żyją przy mulastym dnie i przechodzą charakterystycznym smakiem i zapachem. Przed sprzedażą karpie trafiają do zbiorników, w których są płukane.

Przestają być karmione, ale krzywda się im nie dzieje. Hodowcy tłumaczą bowiem, że karpie w naturalny sposób przestają żerować, gdy temperatura woda spada poniżej 10 stopni Celsjusza.

W ostatnim etapie hodowli ryba pozbywa się szlamistego zapachu i posmaku, a także resztek pożywienia z organizmu. Wówczas karpie przebywają w tzw. płuczkach, czyli zbiornikach, w których jest woda o dużym przepływie.
Tadeusz Michaś zatrudnia w tym czasie pracowników tymczasowych, którzy muszą się spieszyć.

- W ciągu jednego dnia trzeba opróżnić z ryb cały staw, a jest ich tam 10 ton - mówi hodowca. - Nie wolno ich wyciągać mechanicznie, tylko ręcznie, by nie uszkodzić ryb. Karp nie może być w stresie, gdyż występuje wówczas zakwaszenie w mięśniach i ryba przestaje być smaczna. Przy jednym stawie musi pracować przynajmniej 10 osób, które muszą być delikatne. Karp to nie ziemniaki, nie wolno nimi rzucać.

Teoretycznie hodowla karpi nie nastręcza trudności. Powszechnie uchodzi on za rybę, która nie wymaga specjalnych zabiegów. To jednak tylko pozory.

- Laikom wydaje się, że wystarczy wpuścić karpie do wody i czekać aż urosną - zaznaczają hodowcy. - A to wcale nie tak! Na zimę karpie muszą być przenoszone, trzeba je też odpowiednio żywić, a także chronić przed innymi zwierzętami. Zagrożenie stwarzają m.in. wydry, czaple, kormorany. Nie wolno nam ich odstrzelić ani z nimi walczyć, a przecież hodowla karpi musi być prowadzona pod gołym niebem.

Producenci karpi posługują się obrazowym porównaniem: to tak jakby otworzyć kurnik, wpuścić lisa i czekać aż poradzi sobie z kurami.

Karp lubi, gdy temperatura wody przekracza 20 st. Celsjusza, ale nie przepada, gdy wzrasta ona powyżej 28 stopni. Sto ton ryb zjada rocznie 150 - 250 ton pszenicy, żyta, jęczmienia. Zboże jest hodowane na polach w pobliżu bełdowskich stawów, zajmuje 150 hektarów.

Polskie karpie muszą się też liczyć z konkurencją swoich kuzynów z innych państw. Na nasze stoły trafiają też karpie czeskie, litewskie, węgierskie. Nasi hodowcy patrzą na nie krzywym okiem. Przestrzegają przed nimi, gdyż nie ma pewności, czy nie były one hodowane "na skróty", czyli np. karmione koncentratami przyspieszającymi wzrost. Tymczasem karp, zanim trafi na wigilijny stół, powinien się rozwijać dokładnie przez trzy lata. Idealny powinien ważyć od 1200 do 1800 gramów, większy będzie już zbyt włóknisty. Mniejsze, np. 800-gramowe, na stołach są rzadko spotykane. Najczęściej padają łupem wędkarzy.

Pojawia się także problem z transportem. Każde przerzucenie ryby z kontenera do kontenera może spowodować jego uszkodzenie. Poobijane karpie z zapadniętymi oczami, wychudzone, nie są smaczne. Handlowcy, zdaniem producentów, nie przywiązują do tego dostatecznej uwagi.

Trzeba też pamiętać o tym, by stawy nie były zbyt zamulone, gdyż karpie lubią przebywać na dnie zbiornika. W takim przypadku nie będą smaczne.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki