Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomny król czeka na CNN

Agnieszka Jasińska
Pan Edward zagrał  w teledysku "Do Laury" Czesława Mozila.
Pan Edward zagrał w teledysku "Do Laury" Czesława Mozila. Krzysztof Szymczak
Kilka lat temu do schroniska dla bezdomnych przyjechali studenci z łódzkiej filmówki. Przeprowadzali casting, chcieli znaleźć kogoś do etiudy. Zadawali pytania, przyglądali się bezdomnym, robili im zdjęcia. Wybrali pana Edwarda. Tak zaczęła się jego przygoda na ekranie, mimo że o udziale w filmach nigdy nawet nie marzył.

Edward Bitner w łódzkim schronisku dla bezdomnych mieszka od 10 lat. I nie może się nachwalić tego miejsca.

- Tu jest ciepło, mam co jeść, w co się ubrać, gdzie spać, opiekują się mną - mówi pan Edward. - Mam tu kolegów. I to takich, że nigdy nie zazdrościli mi moich ról.

Grał obłąkanego, przebierał się za króla
Zaczęło się od tego, że studenci łódzkiej filmówki szukali statystów do etiud. Przyjechali do łódzkiego schroniska dla bezdomnych.

- Zgłosiłem się, bo pomyślałem, że warto spróbować. Ale poważnie nie myślałem, że ktoś mnie wybierze - wspomina Bitner. - Studenci robili mi zdjęcia, pytali o różne rzeczy. Okazało się, że jestem najlepszy. I wybrali właśnie mnie!

Wszystkich swoich ról pan Edward już nie pamięta.

- Wiele ich było. Nie mam też pamięci do tytułów. Raz grałem obłąkanego w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Innym razem w telewizji na ul. Narutowicza przebrali mnie za króla. Raz wchodziłem też w kapeluszu do wody. Aktorstwo wcale nie jest takie trudne...

Pan Edward przyznaje, że teraz już nie chodzi na castingi.

- Studenci i telewizja mnie znają i od razu po mnie przyjeżdżają - mówi z dumą.

Praca na planie zdjęciowym rozpoczyna się zwykle koło godziny dziesiątej.
- I trwa koło trzech - czterech godzin - opowiada. - Bardzo długo trzeba czekać za ujęciami. Ostatnio coraz dłużej. Trzeba również mieć cierpliwość do charakteryzacji. To też dość długo trwa.

Wrócił z Danii, trafił do schroniska
Ma 63 lata. Sympatyczny, uśmiechnięty, dobrze wychowany. Uwagę przyciąga charakterystyczny duży nos, który stał się jego atutem.

Ostatnio pan Edward wystąpił w teledysku "Do Laury" Czesława Mozila.
- Cały czas jestem gotowy do grania. Czekam na kolejne propozycje - deklaruje. - Jako dziecko grałem w przedstawieniach szkolnych, już wtedy miałem zdolności aktorskie. Ale nawet nie przypuszczałem, że wystąpię w telewizji.

Do schroniska dla bezdomnych Bitner trafił 10 lat temu. Wtedy wrócił z Danii. Był bez grosza, stracił mieszkanie, nie miał do czego wracać.

- Wyjechałem do Danii za lepszym życiem. Znajomi, którzy tam mieszkają, zapłacili za mój bilet, żebym mógł do nich przyjechać. Pojechałem autobusem - wspomina pan Edward.

W Danii mieszkał przez rok. Wcale nie było tam tak łatwo z pracą. Czasami udało mu się znaleźć coś dorywczego. Przez rok mieszkał u znajomego. Było nawet stamtąd blisko do wody, ale się nie kąpał, bo nie potrafi pływać.

- Jak tam mieszkałem, to trochę zwiedziłem Danię. Byłem na przykład w Kopenhadze. Bardzo mi się tam podobało, jest tam bardzo czysto - dzieli się wspomnieniami.

W oczekiwaniu na Boże Narodzenie
Zanim wyjechał do Danii, pan Edward zbierał złom. Z tego żył. Ten wyjazd miał odmienić jego los. Tak się nie stało.

- Uzbierałem po trochu pieniądze na bilet powrotny i wróciłem do Polski - opowiada. - W Łodzi okazało się, że gdy mnie nie było, straciłem mieszkanie. Zaniedbałem płatności, to moja wina... Przygarnął mnie wtedy znajomy, ale cały czas nie mogłem przecież u niego mieszkać. I tak w końcu trafiłem do schroniska.

Ma żonę i dorosłego syna.
- Syn ma 38 lat. Ale nie utrzymuję z nim kontaktu. Tak się życie nieszczęśliwie potoczyło. Było w tym trochę mojej winy, trochę żony. Tak w życiu bywa. Oni nawet nie wiedzą, że gram - przyznaje Bitner.

W łódzkim schronisku wszyscy już czekają na Boże Narodzenie.
- To wyjątkowy czas. Zawsze spędzam w schronisku wigilię i święta - mówi pan Edward. - Będzie opłatek, choinka, życzenia, barszczyk czerwony, pierogi z kapustą. Na stole zawsze jest dwanaście potraw. Jedni śpiewają kolędy, inni nie, bo się wstydzą. Jest nawet wesoło. Każdy przeżywa święta po swojemu. Wszyscy życzymy sobie, żeby jak najszybciej przenieść się do własnego mieszkania. Bo na swoim zawsze najlepiej.

W łódzkim schronisku dla bezdomnych przebywa około 200 osób, ponad połowa to "stali mieszkańcy".
- Razem spędzimy też sylwestra i Nowy Rok. Ale żadnej imprezy nie będzie. W schronisku zawsze w tym czasie jest spokojnie - twierdzi Bitner.

Czasami uda się zarobić parę groszy
Pan Edward ma nadzieję, że w przyszłym roku również pojawi się na ekranie.

- I to oby jak najwięcej razy - sam sobie życzy. - Nie zawsze mi płacą za granie, ale czasami uda się nawet zarobić parę groszy. Mam drugą grupę inwalidzką, więc dostaję rentę. Ale chciałbym znaleźć jakąś pracę. Mógłbym być portierem albo sprzątać biura. Może mnie ktoś zatrudni? Chciałbym wreszcie stanąć na nogi.

Bitner już nie myśli o wyjeździe za granicę.
- Tam wcale nie jest tak kolorowo, jak mówią. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma - przypomina popularne porzekadło.

Pan Edward przyznaje, że lubi oglądać się na ekranie.
- Nawet zadowolony jestem, jak na siebie patrzę - mówi z dumą. - Czasami coś podpowiadam studentom, mówię, że coś można zrobić inaczej. I czasami mnie słuchają. Zdarza się, że gdy już oglądam siebie na ekranie, znowu coś bym zmienił, poprawił.

Potrzeba ciepłych ubrań na zimę
Bitner tę zimę spędza w schronisku. Tak jak każdą w ostatnich latach.
- W tym roku w schronisku potrzeba ciepłych ubrań na zimę. Jak ktoś może, to niech się podzieli z nami. To byłby dla nas najlepszy prezent - przekonuje pan Edward. - Na zimę trafiają do nas kolejne osoby prosto z ulicy. Dlatego każde ciepłe odzienie się przyda.

W schronisku w każdym pomieszczeniu sypia po pięć osób.
- Każdy ma swoje łóżko. Musimy po sobie sprzątać, naprawdę dbamy o nasze schronisko - zapewnia. - Mamy wyznaczone dyżury: ktoś myje podłogę, ktoś inny pomaga w kuchni. Koledzy jeżdżą też autobusem z jedzeniem po Łodzi i karmią bezdomnych na ulicach.

Pan Edward podkreśla, że traktuje schronisko dla bezdomnych jako swój dom.
- Tak właśnie o nim myślę - przyznaje. - Niektórzy koledzy też by chcieli grać tak jak ja, ale nie wszyscy się do tego nadają. Koledzy jednak mi nie zazdroszczą, cieszą się razem ze mną jak mówię, że wystąpiłem w czymś.

Bardzo ceni pracowników schroniska.
- Opiekują się nami, doradzają. Możemy przyjść do nich z każdym problemem i zawsze możemy na nich liczyć - zapewnia. - Święta też spędzają z nami. Traktujemy ich jak rodzinę.

Pan Edward słyszał, że ponoć ma do niego przyjechać amerykańska telewizja CNN.
- Ale nie wiem, czy to jest prawda. Jeśli tak się stanie, to byłoby coś. W żadnej zagranicznej telewizji jeszcze nie występowałem - uśmiecha się. - Mogą przyjechać w każdej chwili, czekam na nich.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki