Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kogo Pan Bóg kocha, temu daje krzyż i doświadcza...

Anna Gronczewska
Sławomir Dynek Cogito Media
Rozmowa z ks. Markiem Chrzanowskim, orionistą ze Zduńskiej Woli, poetą i pisarzem

Wiele osób podkreśla, że jest ksiądz niezwykłym kapłanem i człowiekiem. Z czego to wynika?
Może dlatego, że Pan Bóg prowadzi mnie oryginalną, inną drogą? Po ludzku patrząc, mam trudne życie, biorąc pod uwagę różne doświadczenia zdrowotne. Podczas narodzin doznałem wylewu krwi, który spowodował paraliż jednej strony mojego ciała. Przez kilka lat nie poruszałem się samodzielnie. Miałem też bardzo poważne schorzenie oczu. Przez kilka lat, jako chłopiec, nie widziałem. Całe swoje wczesne dzieciństwo spędziłem w szpitalach. Bardzo przeżywałem rozłąkę z rodziną. Tęskniłem za rodzinnym domem. Patrząc jednak po Bożemu, tamto doświadczenie z wczesnego dzieciństwa miało w sobie pewien rodzaj piękna. Ten czas był naznaczony modlitwą moich najbliższych - rodziców, dziadków, potem rodzeństwa. Modlili się za mnie, prosili Boga o cud. Takie cuda miały miejsce wtedy i zdarzają się w dalszym ciągu. Nie wiem dlaczego Pan Jezus taką drogę dla mnie wymyślił.

Ksiądz pochodzi z okolic Rawy Mazowieckiej..

Urodziłem się w Rawie Mazowieckiej. Pochodzę z okolic, gdzie jest najpiękniej w Polsce. Mieszkam między Rawą Mazowiecką a Grójcem. Jest tam najwięcej sadów i najpiękniejszy na świecie zapach jabłoni.

Jak narodziło się księdza powołanie?
Przyszło nagle, podczas pobytu na Jasnej Górze. Razem z moją klasą pojechaliśmy do Częstochowy, by poprosić Matkę Boską o pomoc w zdaniu matury. Chodziłem do liceum ekonomicznego w Białej Rawskiej, do sfeminizowanej klasy. Było w niej tylko trzech chłopaków. Pojechałem na Jasną Górę z koleżankami i dwoma kolegami. Stało się tam coś wyjątkowego. Matka Boża pięknie na mnie patrzyła, a Jezus powiedział do mnie coś ważnego. Wyjeżdżając stamtąd wiedziałem już, że muszę oddać swoje życie Panu Bogu, chociaż wcześniej o tym nie myślałem. Były co najwyżej jakieś przelotne myśli. Mój brat był ministrantem, lektorem. Siostra była „bielanką” i chodziła na piesze pielgrzymki do Częstochowy. Ja śmieję się, że stałem za filarem. Ale wierzyłem w Pana Boga, mocno Mu ufałem. Nawet nie ośmielałem się myśleć, że będę księdzem. Wręcz przeciwnie. Całkiem dobrze się czułem w tej sfeminizowanej klasie, z dziewczynami. Zresztą w całym liceum były prawie same dziewczyny.

Stan zdrowia księdza nie był przeszkodą, by wstąpić do seminarium?

Był! Szukałem miejsca w wielu seminariach. Odpowiadano mi, że nie mogą mnie przyjąć. Kandydat na kapłana musi być zdrowy, pełnosprawny. Musi mieć dobry wzrok. Mówiono mi, że sobie nie poradzę. W końcu trafiłem do księży orionistów i oni dali mi szansę. Główny dom prowincjalny był wtedy w Warszawie, a seminarium w Zduńskiej Woli. I skończyłem to seminarium. Dano mi szansę, którą wykorzystałem. Studiowałem na Akademii Teologii Katolickiej, zrobiłem doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zdrowie wytrzymało, oczy wytrzymały i od 30 lat jestem kapłanem. Uważam, że to kolejny cud. Patrząc z racjonalnego punktu widzenia, nie miałem przecież szansy, by zostać księdzem.

Kiedy w księdza życiu pojawiła się poezja?

Bardzo wcześnie. Pierwszy wiersz napisałem w piątej klasie szkoły podstawowej. Byłem wtedy w sanatorium w Konstancinie. Napisałem wtedy wiersz z tęsknoty za domem rodzinnym. Potem zacząłem pisać dla zabawy, gry słów. Takie wiersze jakie pisze się w liceum. Niektóre do moich dziewczyn z klasy. Wszystkie chowałem do szuflady, nikomu ich nie pokazywałem. Potem wiersze pisałem jako kleryk, kapłan. Ale dalej do szuflady. Były mi potrzebne, by powiedzieć to czego nie udawało mi się przekazać w rozmowach, kazaniach. Kiedyś odwiedzili mnie przyjaciele. Rozmawialiśmy o różnych pasjach. Powiedziałem im, że moją pasją jest pisanie wierszy. Pokazałem im moją poezję. Oni mi zabrali te wiersze. Po kilku tygodniach przynieśli mi pierwszy tomik poezji. Tak się to zaczęło. Zorganizowali mi też pierwszy wieczór autorski. Wtedy przekonałem się, że te wiersze są potrzebne nie tylko mnie. Wywołują emocje, poruszenie, łzy u innych ludzi. To mnie zachęciło, by wyjąć z szuflady kolejne wiersze. Do tej pory piszę i publikuję. Zresztą nie tylko wiersze. Napisałem między innymi dwie powieści, opowiadania, medytacje, oraz rozważania biblijne.

Te wiersze można usłyszeć czasem w radio, bo w „Jedynce” prowadzi ksiądz nocną audycję...
Ta audycja radiowa „Idę do ciebie z miłością” to też taki dar od Pana Boga, którym dzielę się z innymi.

Jednak Pan Bóg nie przestawał księdza doświadczać, bo znów przyszła choroba...

Kogo Pan Bóg kocha temu daje krzyże, tego doświadcza. Dwa i pół roku temu przyszła bardzo ciężka choroba. Złośliwy nowotwór, potwór, który daje bardzo małe szanse na przeżycie. Przy pierwszej diagnozie usłyszałem, że zostało mi kilka tygodni życia. Przeżyłem jedną ciężką noc. Kłóciłem się z Panem Bogiem, modliłem się, płakałem, zadawałem mnóstwo pytań. Ale rano popatrzyłem na mały obrazek Pana Jezusa Miłosiernego, powiedziałem: - Jezu ufam Tobie! Wziąłem drewniany różaniec, pomodliłem się i jeszcze raz oddałem swoje życie Panu Bogu.

To był taki bunt?

Trudno to nazwać buntem. Było to kłócenie się z Panem Bogiem. Dlaczego teraz, dlaczego tak wcześnie muszę się pakować, chociaż mam tyle planów na życie. Tyle spotkań, rekolekcji. To była twarda rozmowa z Panem Bogiem. Nie był to bunt, rozpacz, a mocny dialog. W tym swoim cierpieniu słyszałem Boga, który prosił, bym Mu zaufać. Potem miałem ciężką operację chirurgiczną, dwie bardzo trudne chemioterapie. Byłem podczas nich naprawdę blisko śmierci. Później przeszedłem jeszcze radioterapię. Na koniec zrobiono mi prześwietlenie, które wykazało że nowotwór jest dalej we mnie. Zagraża mojemu życiu. A potem stało się coś co jest niewytłumaczalne z racjonalnego punktu widzenia.

Chce ksiądz powiedzieć, że to był cud?

Uważam, że tak. Wielu ludzi też na to tak patrzy. Wszystkie badania wykazywały, że ten guz wciąż tam jest. Ale 12 czerwca ubiegłego roku zrobiono kolejne prześwietlenie i wtedy okazało się, że guz niespodziewanie zniknął, chociaż jeszcze poprzedniego dnia był! Wiążę to z faktem, że 12 czerwca przypada liturgicznie wspomnienie błogosławionego ks. Franciszka Drzewieckiego, orionisty, który zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau. Miał 33 lata. Od początku mojej choroby współbracia i siostry w zgromadzeniu modlili się o cud uzdrowienia właśnie za wstawiennictwem ks. Franciszka Drzewieckiego.

Badania potwierdzają, że guz zniknął?
Jestem pod stałą kontrolą moich lekarzy. Jestem wdzięczny za ich troskę i serce. Badania potwierdzają, że guz zniknął.

Przyjaźni się ksiądz z wieloma artystami, m.in.aktorami Pawłem Królikowskim, Małgorzatą Kożuchowską. Jak zaczęła się ta przyjaźń?
To jest też taki dar, który zesłał mi Bóg. Najpierw poznałem Pawła. Pochodzi ze Zduńskiej Woli, a ja pracuję w tym mieście. Pierwszy raz spotkaliśmy się przy projekcie płyty z kolędami. Nagrywała ją młodzież i nauczyciele ze zduńskowolskiej szkoły muzycznej. A moje wiersze miały być przerywnikami. Był to pomysł ówczesnego proboszcza ks. Krzysztofa Misia. Zaprosił Pawła Królikowskiego do naszego domu. Tam spotkaliśmy się pierwszy raz. Teraz się śmiejemy, że jeśli istnieje miłość od pierwszego wejrzenia, to jest też taka przyjaźń. Od razu wiedzieliśmy, że się zaprzyjaźnimy. Przez Pawła poznałem Małgosię Kożuchowską, potem innych artystów. I tak trwa moja bajka.

O swoim życiu opowiedział ksiądz w książce, wywiadzie-rzece „Przeżyć, by żyć”

Zaproponowało mi ją wydawnictwo „Bernardinum”. Było to wtedy, gdy ciężko chorowałem. Zgodziłem się na przeprowadzenie wywiadu-rzeki. Gdy jego autorka Patrycja Michońska-Dynek przyszła pierwszy raz do szpitala, to miała takie poczucie, że musimy się spieszyć, bo możemy tego wywiadu nie dokończyć. 80 procent tej rozmowy nagrane zostało w szpitalu, wtedy, gdy jeszcze gdy nie wiedziałem, że Pan Jezus mnie uzdrowi.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki