MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolej nie musi umierać za dotację dla Dworca Fabrycznego

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Grzegorz Gałasiński
Że budowa nowego Dworca Fabrycznego się opóźni, tajemnicą nie jest mniej więcej od maja 2012 r. To wtedy w "DŁ" napisaliśmy, że przeszkodą w dotrzymaniu terminu finału budowy, czyli końca lutego 2015 r., jest podziemne jezioro, i póki co wykonawca nie wie jak je obejść. Mimo to ze strony VIP-ów, także samorządowych, nastąpiła seria zapewnień, że termin, koszt oraz 1,1 mld. zł unijnej dotacji zagrożone nie są. Teraz oficjalnie zalegalizowano opóźnienie o 7 miesięcy.

Wtedy, przed niespełna dwoma laty, kurz nieco opadł, ale kilka miesięcy później w Radzie Miejskiej nadeszła wojna o komisję doraźną ds. Nowego Centrum Łodzi, a wcześniej o upublicznienie harmonogramu budowy. Już wówczas na komisji można było usłyszeć o terminie listopad 2015 r., ale harmonogram, raz jawny, raz tajny, pozostawał bez zmian. Z okolic gabinetu wiceprezydenta Radosława Stępnia można było wówczas usłyszeć, że to tylko "gra inwestora", jakiej wiceprezydent był wielekroć świadkiem, gdy jeszcze urzędował jako wiceminister infrastruktury.

Potem nadszedł wrzesień i schizofrenia wiceministra, byłego już, Andrzeja Massela, który posłowi PiS w interpelacji pisał, że termin "jest zagrożony", zatem i unijna dotacja "niepewna", zatem trzeba zapewnić "środki krajowe". Wiceminister napisał tak, mimo iż kilka dni wcześniej gdy wizytował budowę, nie omieszkał stwierdzić, że wszystko idzie zgodnie z planem i gwarantuje, że "pierwsze pociągi na nowym dworcu zameldują się jeszcze w pierwszej połowie 2015 roku". Dlatego już premier Donald Tusk goszcząc w Łodzi kilka tygodni później dosyć ostrożnie zapowiadał, że dworzec "z pewnością zostanie dokończony w 2015 roku".

Można było tę całą retoryczną gimnastykę odbierać jako przygotowanie publiczności na spektakularne opóźnienie terminu oddania dworca. Premier przecież w Łodzi także zapewnił o tym, że rząd liczy się z możliwością utraty unijnego dofinansowania, zatem dworzec w tej sytuacji zostanie sfinansowany z budżetu państwa. Trzeba przecież pamiętać, że tzw. Jaspers, który opiniuje projekty unijne nie wystawił projektowi tej inwestycji laurki, a wypomniał mu fundamentalne wady, jak choćby przeszacowanie przepustowości pasażerów. PKP PLK podobno nie spoczywa w konstruowaniu nowego wniosku o dofinansowanie, ale z drugiej strony w ostatni poniedziałek podpisano aneks do umowy na wykonanie dworca, który koniec budowy odwleka do końca września 2015 r.

Zalegalizowano zatem oficjalnie opóźnienie, o którym mówiło się od dwóch lat po kątach. Nic dziwnego, skoro alibi dał sam premier publicznie zapewniając o sfinansowaniu inwestycji w razie kłopotów z dofinansowaniem unijnym. Dziś mamy sytuację taką, że inwestycję trzeba rozliczyć do końca 2015 r., by mieć szanse na unijne 1,1 mld zł dofinansowania. Eksperci ds. kolei powiadają, co też nie jest żadną nowością, że trzeba na to rozliczenie mniej więcej pół roku, jednak wedle tego świeżutkiego aneksu zostaje na to tylko trzy miesiące.

Zatem można zupełnie otwarcie zapytać, czy kolej rzeczywiście będzie umierać za unijną dotację, czy też sobie delikatnie odpuści, skoro już premier dał na to alibi. Przecież unijne dofinansowanie oznacza de facto tzw. trwałość projektu przez kolejne pięć lat. To oznacza, że na dofinansowaną przez Unię Europejską inwestycje nie będzie można wpuszczać podmiotów komercyjnych, a w budynku dworca de facto mogą stać tylko kasy biletowe. Żadnych hoteli, marketów, butików, biur, o których słyszymy od kiedy tylko ów dworzec pojawił się w publicznym dyskursie Łodzi. Czyli również żadnego zarobku poza biletami przez pięć lat na obiekcie wartym 1,7 mld zł.

Jest jeszcze kontekst polityczny, bo bez polityki w tym mieście nie dzieje się nic. Budowa dworca i zamieszanie o przedłużenie bytu komisji doraźnej ds. NCŁ było początkiem końca dominacji Platformy Obywatelskiej w Radzie Miejskiej. To m.in. awantura o komisję doprowadziła do tego, że klub PO, dosyć sprawna maszynka do głosowania, straciła w konsekwencji bezpowrotnie części zamienne. Ironia losu polega na tym, że dworzec, który wedle polityków PO miał "pchnąć Łódź na nowe tory", miał symboliczny udział w tym, że PO de facto zeszła na bocznicę w Radzie Miejskiej tracąc większość.

Zamknięcie starego dworca było jednym z najczęściej akcentowanych motywów łódzkiej kampanii parlamentarnej w 2011 r. Cóż, teraz może być jeszcze lepiej, bo o ile się nie mylę, koniec września 2015 roku, jeśli tylko ten ten termin oddania nowego dworca będzie ostateczny, będzie także środkiem kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu. Pod tym względem architekci aneksu do umowy na wykonanie dworca wykazali się niesamowitą intuicją polityczną. Dla Platformy Obywatelskiej, która w sondażach traci, ten termin może być ważniejszy od dotacji unijnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki