Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcel Szytenchelm: Poczucie humoru to moje lekarstwo [WYWIAD]

rozm. Dariusz Pawłowski
Marcel Szytenchelm już 15 czerwca zaprosi na siedemnastą edycję Dnia Reymonta
Marcel Szytenchelm już 15 czerwca zaprosi na siedemnastą edycję Dnia Reymonta Grzegorz Gałasiński/archiwum
Z Marcelem Szytenchelmem, aktorem i reżyserem, szefem Studia Teatralnego "Słup", rozmawia Dariusz Pawłowski.

Za Pana sprawą Halka w piątek "zstępuje" do Łodzi. O godzinie 11 przy ulicy Starorudzkiej rozpocznie się premiera spektaklu plenerowego "Halka w Łodzi". Moniuszkowska bohaterka to pełnej krwi góralka, a gdzie w Łodzi góry i górale?

Mamy w Łodzi Rudzką Górę, zapomnianą i wciąż zbyt mało znaną wśród mieszkańców. To ona będzie główną plenerową scenografią do wystawienia na wesoło fragmentów opery "Halka" według Stanisława Moniuszki. Góralami będą mieszkańcy Rudy Pabianickiej, wybrani w castingach, także dzieci i młodzież z Centrum Zajęć Pozaszkolnych numer dwa. "Halka w Łodzi", bo taki będzie tytuł mojego widowiska, nie odbyła by się gdybym nie znalazł pięknej dziewczyny z gór. Cieszę się bardzo, że udało mi się namówić do wykonania tytułowej roli panią dyrektor Małgorzatę Zbicińską z Centrum Zajęć Pozaszkolnych numer dwa. Niezwykły talent muzyczny. Myślę, że dyrektorzy wszystkich teatrów muzycznych w Polsce powinni zjawić się na Rudzkiej Górze. Mam nadzieję, że większość widzów stawi się w strojach góralskich lub narciarskich - to moja sugestia. Warto dodać, że premiera "Halki w Łodzi" powstała z okazji obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru w ramach akcji Dotknij Teatru. To niezwykła i cenna forma popularyzacji sztuki, skierowana szczególnie do młodych ludzi.

To kolejny etap artystycznego zagospodarowywania przez Pana tej części Łodzi. Co się już udało, a co ma Pan w planach?

Rzeczywiście, od jakiegoś czasu zachwyciłem się Rudą Pabianicką, jej historią i niezwykłymi ludźmi. Powołałem do życia Teatr Przedwojennej Rozrywki, który wystawił w tamtym roku barwne przedstawienie "Duch Pani Ordonówny". Nieustannie spektakl cieszy się dużym zainteresowaniem. W przyszłym roku chciałbym uświadomić łodzianom, że właśnie w tej części Łodzi znajdował się kiedyś tor konny. Wrócimy wówczas w sposób artystyczny do wyścigów konnych w Łodzi…

Zbliża się doroczny Dzień Reymonta, o ile dobrze liczę siedemnasta już edycja. Co przygotowuje Pan na ten rok?

Tak, w tym roku jest siedemnasta edycja imprezy i odbędzie się ona 15 czerwca. Jak zwykle jest to promocja artystyczna Łodzi i regionu. Zaczynamy przy pomniku Kufer Reymonta. Następnie udamy się specjalnym pociągiem do Lipiec Reymontowskich. Cieszę się bardzo, że co roku udaje mi się zgromadzić wokół imprezy gminy związane z historią i twórczością Władysława Reymonta. W tegorocznej imprezie odbędzie się Turniej Gmin Reymontowskich. W tym roku przypada 120. rocznica rozpoczęcia pracy literackiej Reymonta i 90. rocznica przyznania pisarzowi Nagrody Nobla. To zobowiązuje. Z tego też powodu planowane jest we wrześniu uroczyste, kolejne odsłonięcie repliki mojego pomnika Kufer Reymonta. Zatem idea latającego kufra zaczyna się spełniać. Marzyłem, aby pomniki ustawiać w miejscowościach związanych z Władysławem Reymontem. Jest już taki w Przyłęku Dużym i mam nadzieję, że podobny pojawi się w tym roku w Lipcach Reymontowskich.

Czytaj dalej na drugiej stronie...

A co ze świętem Juliana Tuwima?

Żałuję bardzo, że w tamtym roku uczestniczyłem w Łodzi tylko w jednym zdarzeniu artystycznym związanym z Tuwimem. W naszym mieście udało mi się zorganizować dziewięć edycji "Dnia Tuwima". Mimo ogromnego mojego zaangażowania, w roku tuwimowskim 2013 nie udało się zrealizować jubileuszowej edycji. Żałuję, bo byłaby właściwym ukoronowaniem moich wieloletnich artystycznych działań mających na celu przybliżenie Tuwima i jego twórczości łodzianom. Tymczasem to, co nie udało mi się w naszym mieście, zrobiłem w innych pięciu miastach w Polsce. Szkoda, że tak fajne, moim zdaniem, pomysły musiałem tworzyć poza Łodzią. Szczególnie miło wspominam współpracę z kompozytorem Sławomirem Zamuszką. Wspólnie w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy zrealizowaliśmy w ubiegłym roku widowisko ,,Kwiaty Polskie", do poematu Juliana Tuwima, na recytatora i orkiestrę symfoniczną.

Nową premierę przygotowuje także Pańskie Studio Teatralne "Słup". Co to będzie?

Już dziś mogę zaprosić widzów na listopadową, jubileuszową premierę mojego autorskiego spektaklu "Orzeł wie". Będzie to przedstawienie o zagubieniu więzów międzyludzkich, o zatraceniu szlachetności przywódców. Niestety, polityka jest sztuką manipulatorów. Postaram się udowodnić, że nasz polski orzeł jest lepszy od orła pruskiego, czy rosyjskiego. Mam nadzieję, że w ramach naszego widowiska widzowie nauczą się pięknie fruwać…

Jakiego pomysłu jeszcze Pan nie zrealizował, a bardzo by chciał?

Nawiązałem współpracę z utalentowanym kompozytorem Witoldem Ambroziakiem, liderem grupy muzycznej Trabanda. Powstała w ten sposób autorska piosenka "Taxi Mariana", którą śpiewam. To mój debiut wokalny. Utwór nawiązuje do kultowego serialu "Zmiennicy", w którym wystąpiłem. W planach jest realizacja teledysku i następne piosenki, a także wydanie płyty.

Przypomniał Pan serial "Zmiennicy". Czy szykują się jakieś nowe filmowe role?

Ostatnio zagrałem w nowym filmie Jana Jakuba Kolskiego "Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata" - to niezwykłe doświadczenie artystyczne. Przyznam, że pierwszy raz w życiu na planie filmowym dostałem brawa od ekipy. Od kilku lat gram gościnnie w serialu "Świat według Kiepskich". Ponownie jest szansa na realizację "Rejsu 2" Marka Piwowskiego. Ostatnia rozmowa jest optymistyczna i daje taką nadzieję. Napisałem też scenariusz, który w klimacie nawiązuje do filmów Stanisława Barei i przypomina moją wcześniejszą realizację telewizyjną "Z piosenką na Belweder".

Czas łatwy nie jest. Ciągle znajduje Pan w sobie siły i poczucie humoru?

Poczucie humoru, to moje bezpłatne lekarstwo. Staram się je zażywać przez dwadzieścia cztery godziny. Uciekam od smutasów. Nie lubię szarości, wredności i chamstwa. Życie nie musi być poważne. Kto dziś nie ma poczucia humoru, krótko żyje. Zalecam więcej szaleństwa i ,,jaj", wszystkim. Ponieważ jestem konstruktorem własnego szczęścia, w planach mam założenie ,,Kabaretu Marcela". Moim zdaniem, w naszym regionie brakuje dobrego kabaretu. Moja praca to ciągłe spełnianie się, chciałbym w tym arcytrudnym gatunku scenicznym też się spełnić. Szukam odpowiednich współartystów do pokonywania barier, wolności działania i wyzwalania twórczych emocji.

A jak to się przekłada na życie prywatne?

Lubię marzyć i spełniać swoje marzenia. Nieustannie szukam Muzy, życiowego Natchnienia. Ciągle wierzę, że znajdę. To otworzy nowe możliwości. I tego się trzymam…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki