5/11
Gdy tuż przed zamknięciem zimowego okna transferowego A.D....
fot. Tomasz Bołt / Polskapresse

7. Grzegorz Rasiak (Southampton FC – Bolton Wanderers, 2008)

Gdy tuż przed zamknięciem zimowego okna transferowego A.D. 2008, Chelsea Londyn ostatecznie kupiła Nicolasa Anelkę, działacze Boltonu Wanderers znaleźli się pod ścianą. Czasu na ściągnięcie renomowanego następcy słynnego Francuza było niewiele. Za wzmocnieniem trzeba było się rozejrzeć w niższych ligach np. w The Championship. A tam, tradycyjnie już szalał Grzegorz Rasiak, który w ciągu 1,5 roku gry dla Southampton FC, zdobył dla tego klubu 24 gole w 62 meczach. „Kłusaki” zdecydowały się na półroczne wypożyczenie „Rossiego”, żeby sprawdzić, czy perspektywa zastąpienia byłego gracza Arsenalu Londyn i Realu Madryt go nie przerośnie. Czas pokazał, że niestety przerosła. Już po parafowaniu półrocznej umowy, reprezentant Polski w wywiadzie dla „Daily Echo” podkreślał, że jego marzeniem jest gra na EURO 2008, a dobre występy w Premier League mogą go do tego celu zbliżyć. Jako, że wiosną 2008 r. Rasiak na murawach najstarszej ligi świata widywany był ledwie siedmiokrotnie, selekcjoner „biało-czerwonych”, Leo Beenhakker nawet nie zaprzątał sobie nim głowy w kontekście powołań na ME w Austrii i Szwajcarii. Symboliczna była również okładka jednego z lutowych numerów „Piłki Nożnej”. Gdy w tym samym czasie, barwy klubowe zmienili Rasiak oraz Maciej Żurawski (przeszedł do AE Larissas), „PN” umieścił na zdjęciu obu piłkarzy, dając wielki tytuł „O dwóch takich, co uciekli w ostatki”. I dla Rasiaka, faktycznie były to ostatki. Przynajmniej w Premier League, w której po odejściu z Reebok Stadium, nigdy już nie zagrał.

6/11
Druga połowa 2009 r. to z pewnością okres, który Ebi...
fot. Roger Gorączniak

6. Euzebiusz Smolarek (transfer do AO Kavala po półrocznym bezrobociu, 2010)

Druga połowa 2009 r. to z pewnością okres, który Ebi Smolarek najchętniej wymazałby ze swojej pamięci. Bolton Wanderers po zakończeniu kampanii 2008/2009 nie zdecydował się wykupić Polaka z Racingu Santander. Z kolei, na Estadio El Sardinero, nie chciano już dłużej współpracować z reprezentantem Polski. W efekcie Polak, od sierpnia do grudnia 2009 trenował indywidualnie, desperacko szukając nowego pracodawcy. Zimą po byłego gracza Borussi Dortmund zgłosiła się AO Kavala. Dla polskich kibiców klub niemalże anonimowy, w lidze greckiej zwykły szarak. Smolarek junior jednak nie miał wyjścia. Sportową dumę musiał schować głęboko do kieszeni, a pobyt na Stadion Anthi Karagianni potraktować jako próbę odbicia się od piłkarskiego dna, w którym się znalazł. Grając przez pół roku w barwach „Niebieskich Argonautów” nie podbił jednak Grecji, nie zwrócił na siebie uwagi mocniejszych klubów z bardziej renomowanych lig, nie odkurzył swojego nazwiska. 16 meczów i trzy gole to z pewnością nie były osiągnięcia, na które włodarze zespołu liczyli. Po zakończeniu sezonu 2009/2010 obie strony grzecznie podziękowały sobie za współpracę, a Polak po raz pierwszy podpisał kontrakt z polskim klubem (związał się z Polonią Warszawa). Nieudany pobyt w Grecji, był niezbitym dowodem na to, że z dawnej sławy Ebiego pozostały już tylko wspomnienia. Wielkich szans na nawiązanie do wspaniałych występów z lat 2005-2008 raczej nie było. W niedawnym wywiadzie dla „Polska The Times”, 47-krotny reprezentant Polski po raz pierwszy szczerze opowiedział o swoim pobycie nad Helladą. „[...]Dostałem naprawdę świetną ofertę. Później okazało się, że Makis Psomiadis, właściciel klubu, to gangster. Mafia. I przy okazji… strasznie sympatyczny człowiek.[...]”. Polak opowiedział również o tym, że miał wiele wątpliwości co do uczciwości meczów, w których występował. „[...]Pewności nie mam, ale grałem w takich, które śmierdziały. I z naszej, i ze strony rywali. To było więcej niż raz. Dowodów jednak nie mam. Z ich mowy nic nie rozumiałem.[...]”

7/11
„PN” ze stycznia 2014 r. pytała Furmana: „Gotowy czy...
fot. sylwester wojtas

5. Dominik Furman (Legia Warszawa – Tolouse FC, 2014)

„PN” ze stycznia 2014 r. pytała Furmana: „Gotowy czy ugotowany?”. Wychowanek Szydłowianki Szydłowiec odpowiadał bez wahania: gotowy! Pewności siebie młodego pomocnika nie trudno się jedna było dziwić, wszak ten miał za sobą kapitalny rok. Z impetem wdarł się do pierwszego składu Legii Warszawa, z którą wywalczył pierwsze od 2006 roku, mistrzostwo Polski. Rządził i dzielił w reprezentacji U-21, powoli dobijał się również do drzwi dorosłej kadry. „PN” uznała go odkryciem roku 2013, a w swoim corocznym rankingu najlepszych polskich piłkarzy, umieściła go na piątym miejscu wśród defensywnych pomocników. Udane dwanaście miesięcy zostało przypieczętowane transferem do Tolouse FC. Zadane na wstępie pytanie dziennikarza „PN” było o tyle zasadne, że znaczna część środowiska piłkarskiego w Polsce, mimo wszystko nie wróżyła Furmanowi powodzenia w Ligue 1, za co ten się mocno obruszał. „[...]Każdy pisze własną historię. Nazywam się Dominik Furman i pracuję na swoje konto, własne nazwisko. Wszystko jest w moich nogach, tylko ode mnie zależy czy będę grał. Wierzę w siebie i w swoje umiejętności. Uważam, że jestem gotowy do spróbowania sił w zachodniej lidze[...]”- mówił. Całą sytuację, najstarszy polski tygodnik piłkarski podsumował następująco: „[...]Obok niezaprzeczalnych wartości piłkarskich, reprezentuje pewność siebie, a to bardzo pożądana cecha. Dobra wiara z reguły skutkuje pozytywnie. Jeśli wierzysz w siebie, wierzą w ciebie inni[...]”.

Wiara wiarą, ale żeby przebić się w lidze francuskiej, potrzebne są jednak umiejętności, a tych byłemu graczowi Legii Warszawa ewidentnie zabrakło. Wiosną 2014 tylko pięciokrotnie pokazał się na boiskach Ligue 1, i nie były to występy, po których z zachwytu piały największe francuskie gazety. Wtedy jednak Furman grał, niewiele, ale jednak. W pierwszej części sezonu 2014/2015 tylko raz...znalazł się w kadrze meczowej „fioletowo-białych”. Jego szkoleniowiec, Alain Casanova tak tłumaczył powody, dla których Polak nie gra: - Nie wskoczył na odpowiedni poziom przygotowania fizycznego. Sporo mu brakuje pod względem taktycznym i motorycznym. Jego aklimatyzacja nie przebiega tak jak powinna. U mnie nie dostaje się minut na kredyt. Grają najlepsi w danym momencie. Mamy styl jaki mamy i Furman musi się dostosować do reszty, a nie reszta do niego. Długo to trwa. Za długo... Smutne, ale prawdziwe. Po opuszczeniu Stadium Municipal rozpoczęła się wielka wędrówka Furmana. Wypożyczenia do Legii Warszawa, Hellas Werona, a od początku tego sezonu do Wisły Płock nie sprzyjają stabilności, ale wydaje się, że przy ul. Łukasiewicza 34 Furman w końcu odnalazł spokój i może się już w 100% skupić na grze. Gdy jednak zimą 2014 wyjeżdżał nad Sekwanę, ambicje miał z pewnością większe.

8/11
Transfer do Bayeru Leverkusen, zapewnił mu jego klubowy...
fot. kicker.de

4. Radosław Kałużny (Energie Cottbus – Bayer Leverkusen, 2003)

Transfer do Bayeru Leverkusen, zapewnił mu jego klubowy kolega z Energie Cottbus i reprezentacji Polski, Andrzej Juskowiak. W bezpośrednim starciu obok ekip na początku rundy wiosennej sezonu 2002/2003 w Bundeslidze, „Jusko” zderzył się ze stoperem „Aptekarzy”, Jensem Nowotnym. Wicemistrz świata z 2002 r. zerwał więzadła krzyżowe, a Bayer, desperacko wówczas broniący się przed spadkiem z ligi niemieckiej, został bez podstawowego obrońcy. Działacze z BayArena błyskawicznie zarzucili sieci na popularnego „Tatę”, którego chcieli już latem, ale wówczas nie byli w stanie zapłacić za Polaka tyle, ile życzyli sobie „Die Lausitzer”. Zimą 2003 rozmowy również nie były łatwe, ale w transferze do Nadrenii Północnej-Westfalii pomogły nie najlepsze relacje polskiego gracza z trenerem Energie, Eduardem Geyerem. Jak pisał w swojej książce pt. „Żądza piłkarskiego pieniądza” Roman Kołtoń, w rozdziale poświęconym Kałużnemu, Polak przed wyjazdem na mecz do Leverkusen, miał rzucić do swojego szkoleniowca „Panie, po co się wzajemnie męczyć?”. Gdy na stole pojawiło się 1,2 mln euro, Geyer stwierdził, że jego podopieczny w sumie ma rację. Problem polegał jednak, że i w Leverkusen Kałużny szybko zaczął się męczyć. Regularnie grał tylko u trenera Klausa Toppmoellera, z tym, że ten na BayArena pracował bardzo krótko. Po nim nastał czas Klausa Augenthalera, który nie miał przekonania do polskiego piłkarza. Ogólny bilans „Taty” w pierwszym sezonie gry w Bayerze to zaledwie cztery mecze, wszystkie za rządów Toppmoellera. W wywiadzie dla weszło.com tak wspominał swój pobyt w klubie sponsorowanym przez jeden z największych koncernów farmaceutycznych w Europie: „[...]za Klausa Toppmoellera grałem cały czas. Dopiero, gdy go zwolnili, zaczęły się problemy. Mimo to, nie zmieniłbym tamtego scenariusza na żaden inny. Dopiero w Leverkusen otworzyły mi oczy na prawdziwy profesjonalizm.[...]”. Nowe światło na przyczyny niepowodzenia Kałużnego w Bayerze mógłby rzucić wywiad z Augenthalerem, o którym w książce „Stan Futbolu” wspominał Krzysztof Stanowski. Zrobił go jeden stażysta „Przeglądu Sportowego”, ale szefostwo gazety zdecydowało się go nie opublikować. Augenthaler ponoć jak nikt, przejechał się w nim po Polaku, nazywając go m.in. leniem. Owa rozmowa wiele rzeczy mogła wyjaśnić, szkoda zatem, że nigdy nie ujrzała światła dziennego.

Kontynuuj przeglądanie galerii
WsteczDalej

Polecamy

Afera gangu białych kołnierzyków. Za kratami znani biznesmeni!

Afera gangu białych kołnierzyków. Za kratami znani biznesmeni!

Horoskop dzienny na sobotę 27 kwietnia. Do kogo dziś uśmiechnie się szczęście?

Horoskop dzienny na sobotę 27 kwietnia. Do kogo dziś uśmiechnie się szczęście?

Na osłodę rozstania - tort. Tak wyglądało pożegnanie maturzystów w XX LO FILM FOTO

Na osłodę rozstania - tort. Tak wyglądało pożegnanie maturzystów w XX LO FILM FOTO

Zobacz również

Transfery w ŁKS. Amanda Campos odchodzi z ŁKS Commercecon

Transfery w ŁKS. Amanda Campos odchodzi z ŁKS Commercecon

Premiery gier w maju to spore zaskoczenie. Dlaczego? Sprawdź

Premiery gier w maju to spore zaskoczenie. Dlaczego? Sprawdź