Proces zaczął się i... zakończył w środę, co jest rzadkością w naszych sądach. Stało się to możliwe dzięki postawie oskarżonego, który przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Broniący go adwokat Michał Pietruszka zaproponował, aby Mariusza K. skazać na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, na 8-letni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w branży usług finansowych i na naprawienie szkody, czyli zapłacenie oszukanym klientom 402 tys. zł. Wprawdzie śledczy zarzucili 51-latkowi, że przywłaszczył sobie 476 tys. zł, ale okazało się, że niektórzy ajenci punktów wpłat zapłacili rachunki klientów z własnej kieszeni. Stąd niższa kwota.
- Nie oponuję - krótko ocenił wniosek obrońcy prokurator Michał Mazurczyk. W tej sytuacji sędzi Elżbiecie Barskiej-Hermut nie pozostało nic innego, jak zakończyć proces i wydać wyrok, który całkowicie pokrył się z wnioskiem adwokata. Oskarżony odetchnął, bowiem groziło mu do 10 lat więzienia. Wcześniej Mariusz K., odpowiadając na pytania sądu, wyjaśnił, że z zawodu jest technikiem mechanikiem i że jest pełnomocnikiem firmy prowadzącej działalność handlową, co jest źródłem jego dochodów. Sędzia Barska-Hermut odczytała też jego wyjaśnienia ze śledztwa. Wynikało z nich, że 51-latek w latach 2006-2007, których dotyczy akt oskarżenia, był pełnomocnikiem firmy swego ojca Grzegorza K., zajmującej się pośrednictwem finansowym. Interes polegał na tym, że firma prowadziła punkty, w których ajenci przyjmowali od klientów opłaty za prąd, gaz, czynsze, telefony itp. Pieniądze trafiały na konta firm, zaś ajenci pobierali prowizję, którą dzielili się z firmą. To było źródło jej dochodów. Z początku interes szedł dobrze.
Firma uruchomiła kilkadziesiąt punktów wpłat - m.in. przy ul. Piotrkowskiej (w "Centralu"), ul. Tatrzańskiej, Pojezierskiej, Kusocińskiego w Łodzi, a także w innych częściach kraju. Później zaczęły się kłopoty. Punkty wpłat stawały się nierentowne i firma zaczynała ponosić coraz większe straty. Aby się ratować przed upadłością, ojciec oskarżonego zaciągnął kredyt bankowy w wysokości 80-90 tys. zł, ale niewiele to dało. Dlatego w pewnym momencie Mariusz K. przestał regulować rachunki swoich klientów i zaczął przywłaszczać ich pieniądze.
Afera wybuchła w lutym 2007 roku, gdy na policję zaczęli masowo zgłaszać się oszukani klienci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?